W rozmowie szanuje rozmówców, niekoniecznie ich poglądy Kiedyś złapano mnie na paleniu w męskiej toalecie. Nauczycielka (uczyła francuskiego) prowadziła mnie korytarzem do gabinetu pani dyrektor. Krzyczała, że teraz to dopiero zobaczę, popamiętam i że jeżeli nie wylecę ze szkoły, to przynajmniej będę miała kłopoty z promocją do następnej klasy. Szłam więc na spotkanie potwora. Gdy jednak znalazłyśmy się w pokoju pani dyrektor, okazało się, że ów potwór sięga mi może do ramienia. – Niech pani już nie krzyczy, a my tu sobie spokojnie porozmawiamy – powiedziała wtedy Anna Radziwiłł, zamykając drzwi za pomstującą nauczycielką. – Powiedz mi teraz, dziecko, co to się wydarzyło? To było w czasach, gdy Anna Radziwiłł, kiedy nie pracowała w ministerstwie edukacji, była dyrektorką warszawskiego liceum im. Konopnickiej. Chodziła po szkolnych korytarzach w miękkich kapciach, za dużej marynarce narzuconej na ramiona. Lekko przygarbiona. Wiedziała absolutnie wszystko. Kto jest z czego zagrożony, kto rzadko bywa w szkole. Próbowała przemawiać do rozumu. Mnie usiłowała przekonać do nieco dłuższych spódnic i nieco mniejszych dekoltów. Gdy po raz kolejny wylądowałam w dyrektorskim pokoju za niewłaściwy strój, powiedziała ze stoickim spokojem, że już widzi postęp, ale mogłabym jeszcze trochę popracować. Wtedy moja czarna mini i kolorowa fryzura nie były w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Kiedy szłam do ministerstwa na wywiad z minister Radziwiłł, miałam już na sobie marynarkę i porządną fryzurę. – Twarz wydaje mi się znajoma, ale… A, to pani! – zaczęła niepewnie prof. Radziwiłł. I z iście dyplomatyczną szczerością stwierdziła, że zmieniłam nieco swój wizerunek. Bałam się, że znacznie szybciej niż wygląd zniechęcą ją moje pytania. – Wbrew pozorom ja czytam „Przegląd” – odpowiedziała jak zwykle prosto z mostu. Pretensje do Żeromskiego Ktokolwiek miał kontakt z prof. Radziwiłł, opowieści na jej temat może snuć długo. – Znamy się przynajmniej 40 lat. Kończyła „Królówkę” w tym samym czasie, co moja pierwsza żona. Anna miała w sobie trochę z zachowania zakonnicy. Być może odbiegała od stylu bycia dziewcząt 40 lat temu. Ale pewnie teraz odbiega jeszcze bardziej. Bo świat stał się bardziej kolorowy, bardziej eksponujący, a Anna pozostała konsekwentna – wspomina prof. Andrzej Janowski, pedagog, który kilka lat temu pracował razem z Anną Radziwiłł w ministerstwie edukacji. Dodaje, że wypracowali sobie zwyczaj, że co dwa, trzy miesiące spotykają się, żeby przedyskutować, co się w kraju dzieje. – Strasznie głupio się to mówi, bo brzmi trochę jak slogan, ale ona naprawdę myśli o tym, co jest ważne dla społeczeństwa, kompletnie nie interesując się przy tym partiami politycznymi. Myśli samodzielnie, co jest bardzo cenne i rzadkie w Polsce. Wszystkie mieszkania Anny Radziwiłł zawsze były mikroskopijnych rozmiarów, z kolosalną ilością pamiątek rodzinnych i książek. Może z wyjątkiem dzieł Żeromskiego, bo prof. Radziwiłł ma do niego duże pretensje o to, że brzydko opisał w swoich pamiętnikach jej przodków. – Kiedyś długo dyskutowaliśmy na ten temat – śmieje się prof. Janowski. I opowiada o nawykach pani profesor. – Po pierwsze spać chodzi potwornie wcześnie i wyraźnie nieelegancko jest zadzwonić do niej po ósmej wieczorem. Wstaje za to równie wcześnie. Pracę w ministerstwie zaczyna często koło siódmej rano. Nie przywiązuje się nadmiernie do wartości doczesnych, ma tendencję do abnegacji. Widać to też po papierosach, które pali. Lubi mocną kawę. Mocne trunki też. Od czasu do czasu umawia się na karty z ministrem Samsonowiczem. Wtedy do tego jest jakiś kieliszeczek. Ludzie, którzy mieli z nią do czynienia, mówią, że jest świetnie zorganizowana. Nie może się jednak przekonać do komputera czy telefonu komórkowego. – Anna Radziwiłł jest bardzo konkretnym umysłem. To gatunek zanikający. Polska inteligencja. Wychowana na pozytywizmie, na romantycznej wizji Polski. Najbardziej przypomina mi profesorów z lat 20. ubiegłego wieku z zakodowanym poczuciem obowiązku: mam wiedzę i powinienem ją przekazywać innym – przekonuje Jan Lityński z Unii Wolności. – Na poważnie nie da się z nią pokłócić. Bo w rozmowie trzeba szanować rozmówcę, a niekoniecznie jego poglądy – dodaje z kolei prof. Wojciech Roszkowski, który od lat z prof. Radziwiłł pisze książki historyczne. – Minister na nikogo też się poważnie nie obraziła, bo człowiek z klasą nie potrafi się obrazić. Poza tym pod pewnym względem
Tagi:
Paulina Nowosielska








