Uniwersytet to nie firma

Uniwersytet to nie firma

Studenci Uniwersytetu Warszawskiego sprzeciwiają się komercjalizacji uczelni. Spór toczą z władzami UW oraz… ze studenckim parlamentem

– Komercjalizacja Uniwersytetu Warszawskiego to proces, który z czasem będzie wykluczać kolejne grupy osób. Dalsze stosowanie na UW logiki rynkowej sprawi, że tylko nieliczni będą mogli sobie pozwolić na „usługę”, jaką stanie się studiowanie – mówi Monika Helak, posłanka do parlamentu studentów UW oraz członkini inicjatywy Uniwersytet Zaangażowany.
Studenci buntują się, bo uważają, że ich uczelnia coraz bardziej przypomina firmę, a nie miejsce dyskusji i wymiany myśli. Dlatego wiecują, organizują happeningi, piszą deklaracje programowe i domagają się referendum, które obejmie cały uniwersytet. Takiego poruszenia za czasów III RP jeszcze tu nie było. Spór trwa od kwietnia, a jego osią jest nowy regulamin studiów. Zgodnie z nim studenci, którzy nie zdążyli obronić dyplomu w wyznaczonym terminie, muszą zapłacić za powtórkę seminarium.
Zbuntowani argumentują, że zapisy nowego regulaminu ustalano za ich plecami. Władze uczelniane odpowiadają, że zmiany są konieczne. Taki punkt widzenia podzieliła większość posłów parlamentu studenckiego, którzy na burzliwym posiedzeniu opowiedzieli się za wprowadzeniem nowego regulaminu.

Wnikliwi badacze czy wieczni studenci?

Dotychczas na UW spóźnialscy mieli więcej luzu. Student, który uzyskał absolutorium, czyli zdał wszystkie egzaminy, ale w terminie nie obronił pracy licencjackiej, inżynierskiej lub magisterskiej, mógł w ciągu dwóch lat napisać pracę i przystąpić do egzaminu bez konieczności nadrabiania różnicy programowej. Osoba taka skreślana była z listy studentów i wpisywana na nią ponownie w dniu obrony pracy. Broniący się po terminie wnosili tylko opłaty za konsultacje z promotorami. Kwota zależała od jednostki dydaktycznej, ale z reguły nie przekraczała 500 zł. (Nierzadko student, który dogadał się z promotorem, nie płacił nic). Taką praktykę potępiło jednak Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które uznało za niedopuszczalne pobieranie przez uczelnię opłat od osób, które przecież nie są już studentami. Stąd zmiany w regulaminie studiów.
„Zmieniła się ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i niektóre dotychczasowe zasady regulaminu stały się niezgodne z nowymi przepisami. Trzeba więc je dostosować”, tłumaczy na stronie internetowej UW Anna Korzekwa, rzeczniczka prasowa uczelni. Dodaje również, że celem nowego regulaminu jest przede wszystkim skłonienie studentów do napisania prac na czas. „W interesie studentów i uczelni jest, aby wszyscy kończyli studia w terminie. System ma motywować do terminowego ukończenia studiów (a więc eliminować możliwość pobierania jakichkolwiek opłat)”, przekonuje.
Część studentów – szczególnie socjologii, stosowanych nauk społecznych, międzywydziałowych indywidualnych studiów humanistycznych i antropologii – jest jednak oburzona. Podkreślają, że zmiany nie były konsultowane z całą społecznością studencką, a oni sami o planach władz dowiedzieli się w ostatniej chwili. Swój protest – jak na to pokolenie przystało – zapoczątkowali w internecie. Na Facebooku pojawiło się wydarzenie „Nie chcemy pisać dyplomów na akord!”, w którym zachęcali do podpisywania się pod petycją do senatu UW wyrażającą sprzeciw wobec nowego regulaminu studiów. Zdaniem protestujących, podpisało się pod nią ponad 3 tys. osób.
Powołali również inicjatywę studentów Uniwersytet Zaangażowany. To ona kieruje ruchem sprzeciwu. Jej członkowie mówią, że nie podoba im się kierunek, w którym zmierza polskie szkolnictwo wyższe, dlatego domagają się demokratyzacji uczelni, podnoszenia jakości kształcenia oraz tworzenia dobrych warunków studiowania dla wszystkich. W jaki sposób miałby zostać zrealizowany ten ostatni punkt? Poprzez zniesienie wszelkich opłat, bo – jak przekonują zbuntowani studenci – uniwersytet to nie firma. Monika Helak wskazuje, że dalsza komercjalizacja odbije się też na jakości kształcenia: – Przestają się liczyć kryteria jakościowe, bo wszystko zaczyna być sformatowane. Nie ma miejsca na swobodne myślenie.
Młodzi ludzie tłumaczą, że w ich proteście nie chodzi o obronę wiecznych studentów. Przecież osoba z absolutorium zostaje skreślona z listy studentów i traci prawo do ulg i zniżek. Podkreślają, że obowiązek składania i bronienia prac w z góry określonym terminie może wpłynąć na spadek ich jakości, bo studenci będą mieli mniej czasu na przeprowadzenie badań. Dodają także, że współczesny rynek pracy i pracodawcy wymagają łączenia studiów ze zdobywaniem doświadczenia zawodowego, co wydłuża proces pisania pracy.

Spór ideologiczny

Anna Korzekwa nie zgadza się z tymi zarzutami. – Propozycje były dyskutowane na kilku posiedzeniach senackiej komisji ds. studentów, doktorantów i jakości kształcenia oraz komisji prawno-statutowej. Przedstawiciele studentów brali udział w pracach obu komisji. Obie komisje pozytywnie zaopiniowały projekt. Projekt regulaminu był konsultowany z głównymi organami samorządu studentów. Prorektor ds. studenckich wzięła udział w posiedzeniu parlamentu studentów UW, na którym wyjaśniała charakter zmian – mówi. Przekonuje też, że wbrew temu, co mówią członkowie Uniwersytetu Zaangażowanego, nowe opłaty będą stosunkowo niskie, od 400 do 1,4 tys. zł.
W podobnym tonie wypowiada się Błażej Papiernik, marszałek parlamentu studentów. – O nowym regulaminie w parlamencie dyskutujemy od pięciu miesięcy, nie jest więc prawdą, że coś się działo za plecami studentów. W lutym odrzuciliśmy pierwszą propozycję zmian w regulaminie i wynegocjowaliśmy dużo lepsze warunki, które zyskały akceptację większości parlamentarzystów.
Według niego, nowe opłaty dla studentów większości jednostek dydaktycznych UW są korzystniejsze, bo niższe. – Mamy do czynienia ze sporem ideologicznym, czy uniwersytet generalnie powinien mieć prawo do pobierania opłat – wyjaśnia.
– Uniwersytet Warszawski wcale nie musiał wprowadzać nowych opłat. Na Uniwersytecie Śląskim do obrony można bezpłatnie przystępować po trzech latach od uzyskania absolutorium. Na UW natomiast sugeruje się, że studenci są leserami, dlatego opłaty są konieczne – zauważa Monika Helak.
Od lat na UW tajemnicą poliszynela jest fakt, że studenci parlamentarzyści oraz członkowie zarządu samorządu studenckiego dobrze żyją z władzami uczelni i nie chcą psuć tych relacji. Znamienne jest także to, że posłowie do parlamentu w swoich jednostkach wybierani są przy zatrważająco niskiej frekwencji. – Generalnie działa to tak, że wcześniej czy później przyklepują to, co rektor proponuje – mówi anonimowo jeden ze studentów politologii na UW. To dlatego protestujący mówią o braku konsultacji i przejrzystości.

Sejm niemy

Konflikt między protestującymi a posłami zaostrzył się 11 maja, kiedy parlament głosował nad przyjęciem nowego regulaminu studiów. Tryb procedowania wzbudził wiele kontrowersji. O skandalu mówią nawet niektórzy pracownicy naukowi.
W sali Auditorium Maximum UW oprócz posłów stawiło się ok. 200 protestujących. Na ścianie powiesili transparent „Nic o nas bez nas”. Przez pierwsze dwie godziny na pytania studentów odpowiadał rektor uniwersytetu prof. Marcin Pałys. – Rektor nas nie przekonał, ale pokazał klasę. Stanął sam z otwartą przyłbicą przed tak liczną grupą – komentowali studenci w internecie.
Na wysokości zadania nie stanęli jednak sami parlamentarzyści. Przedstawiciel Wydziału Geografii zgłosił wniosek formalny, by pominąć dyskusję nad nowym regulaminem, ponieważ ta toczyła się przez ostatnie cztery miesiące, a jej kulminacją była rozmowa rektora Pałysa z parlamentarzystami i studentami w Auditorium Maximum. Jeszcze dalej poszedł marszałek Błażej Papiernik – wniósł, by głosowanie nad tym, czy pominąć dyskusję, zostało utajnione. Wniosek marszałka przeszedł znaczną większością głosów. W następnym, utajnionym już głosowaniu zdecydowano, by na temat nowego regulaminu więcej nie dyskutować.
Wynik głosowania rozsierdził publiczność. Monika Helak zaproponowała, by w sprawie nowego regulaminu zorganizować ogólnouczelniane referendum. Jego wynik – jak sugerowała – nie byłby wiążący, ale wskazywałby, czego od parlamentarzystów oczekują studenci. Głos ten zignorowano. Na znak protestu studenci opuścili salę obrad.
Ostatecznie w tajnym głosowaniu 29 parlamentarzystów zagłosowało za nowym regulaminem, 26 było przeciw, a sześciu się wstrzymało. Regulamin ma wejść w życie już w przyszłym roku akademickim.
Dlaczego marszałek zdecydował się wnieść o utajnienie głosowania nad tym, czy dyskusja nad nowym regulaminem powinna się odbyć? – Mam wrażenie, że niektórzy protestujący celowo podgrzewali atmosferę. Głośno wyrażali negatywny stosunek do wypowiedzi rektora, a w naszym kierunku po przedstawieniu wniosków o utajnienie głosowań krzyczeli: „Tchórze!”. Chciałem zdjąć presję z parlamentarzystów. Nie mogłem dopuścić, by byli szykanowani z powodu tego, jak zagłosowali – odpowiada marszałek Papiernik.
Takiej wersji wydarzeń zaprzecza Monika Helak: – Nawet przez chwilę nie byliśmy agresywni. Każdy ma prawo do kontrolowania swoich przedstawicieli i wyrażania krytyki. Większość parlamentarzystów próbuje zrobić z nas rozwrzeszczaną bandę. Nikt wcześniej w taki sposób nie podważył ich działań, stąd oskarżanie nas o podgrzewanie atmosfery.

Nocna zmiana

„Nocna zmiana” – bo tak studenci nazwali burzliwe obrady parlamentu – nie zniechęciła protestujących. 15 maja pod bramą uczelni zorganizowali wiec w sprawie demokratyzacji uniwersytetu. Zgromadzeni śpiewali „Gaudeamus igitur”. Na transparentach wypisali hasła: „Edukacja to nie towar!”, „Jestem studentem, nie konsumentem”. Co najważniejsze jednak, reprezentanci Uniwersytetu Zaangażowanego oświadczyli, że nie rezygnują z idei ogólnouniwersyteckiego referendum. – Wiemy, że nowy regulamin został przyjęty w poniedziałek. Zmian nie poprzedzono dyskusją, nie mogliśmy z nikim się podzielić naszym zdaniem. Nadal chce nam się walczyć przeciwko zmianom, które nam się nie podobają. Uniwersytet powinien być miejscem uczącym postaw krytycznych. Drugą postawą, która powinna cechować wszystkich, jest zaangażowanie, które wzięliśmy na sztandary. To dopiero początek naszej drogi. Uniwersytety mają tak długą historię, że nie możemy pozwolić na to, by koncepcje pojawiające się w ostatnich latach mogły zmienić ich długie tradycje. Wy, będąc tutaj z nami, pokazujecie, że warto walczyć o uniwersytet zaangażowany! – mówiła do zebranych Martyna Maciuch.
W piśmie do parlamentu studentów UW protestujący napisali m.in.: „Paragraf 23 punkt 23 Regulaminu Samorządu Studentów UW stanowi, że do wyłącznych kompetencji Parlamentu Studentów UW należy decydowanie o przeprowadzeniu ogólnouniwersyteckiego referendum. Apelujemy o to, by poprzez stosowne zmiany legislacyjne w Regulaminie Parlamentu Studentów UW najwyższy studencki organ uchwałodawczy na Uniwersytecie nałożył na siebie obowiązek przeprowadzania ogólnouczelnianego referendum w sprawie wyrażenia zgody na wprowadzenie zmian w Regulaminie Studiów na UW”.
Szanse na to, że parlamentarzyści zmienią zdanie, są nikłe. – Nie ma przepisów regulujących to, czy referendum ma być wiążące. Jesteśmy gotowi do rozmów, jak wykorzystywać referendum do przyszłych rozstrzygnięć. Obecna sytuacja pokazuje, że niektóre przepisy nie są skuteczne – odpowiada Błażej Papiernik.

Prawo nie powinno działać wstecz

Dosyć przygnębiający jest również stosunek pracowników naukowych do sporu. W rozmowach z dydaktykami z trzech różnych jednostek UW pojawiają się te same wnioski: – Koledzy i koleżanki, o ile nie są dyrektorami studiów, nowymi regulacjami raczej się nie interesują i nie wiedzą, co to dla studentów znaczy. Zorientują się, kiedy nowe przepisy już wejdą w życie.
Bierność kadry zdają się potwierdzać również słowa Błażeja Papiernika: – W senacie UW pracownicy akademiccy nie skorzystali z okazji do zabrania głosu w tej sprawie.
Co jednak myślą pracownicy naukowi zaznajomieni z tematem? – Nowy regulamin to krok w dobrym kierunku. Dotychczas student dostawał zaliczenie seminarium, chociaż nie napisał pracy. A przecież złożenie pracy powinno być podstawą do zaliczenia tego przedmiotu. Przywracana jest więc normalność – mówi anonimowo jedna z pracownic naukowych. Ale od razu dodaje: – Chcę podkreślić, że sposób, w jaki parlament zaakceptował nowy regulamin, uważam za skandaliczny. Ukrywanie się za tajnymi głosowaniami nie przystoi parlamentarzystom. Nie podoba mi się też to, że nowy regulamin będzie dotyczył np. osób, które obecnie są na pierwszym i drugim roku studiów licencjackich. Nie powinno się zmieniać zasad gry w jej trakcie. Brakuje przepisów przejściowych, bo przecież także w tym wypadku powinna obowiązywać zasada, że prawo nie działa wstecz.
Jeden z doktorów dorzuca: – Kolejne roczniki studentów były coraz bardziej zblazowane. Chociaż nie we wszystkim się zgadzam z protestującymi, cieszę się, że w końcu studenci postanowili się uaktywnić w ważnej dla siebie sprawie.

Wydanie: 2015, 24/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy