Urodzeni po raz drugi

Urodzeni po raz drugi

10 tysięcy osób żyje w Polsce dzięki przeszczepom. Mogłoby ich być znacznie więcej Remigiusz Modzelewski 16 lat temu przygotowywał się do matury. Nieoczekiwanie okazało się, że ma żółtaczkę i przewlekłą niewydolność nerek. Lekarze uznali, że konieczny będzie przeszczep nerki. 20 miesięcy czekał na narząd. W październiku 1991 r. miał przeszczep. – Przeżyłem trzy piękne lata, zacząłem studia na polonistyce – wspomina. – Niestety nastąpił odrzut. Byłem załamany, wpadłem w depresję. Doszedł do równowagi psychicznej dzięki lekarzom i rodzinie. Cztery lata po pierwszym przeszczepie miał drugi. Skończył dwa fakultety: bibliotekoznawstwo i informatykę. Zaczął działać na rzecz medycyny transplantacyjnej. W ubiegłym roku zarejestrował Stowarzyszenie „Nieśmiertelni”, które ma propagować tę metodę leczenia, pomagać chorym. – Nigdy nie traktowałem przeszczepu jako wady, nie ukrywałem tego ani przed przyjaciółmi, ani przed pracodawcami. Zawsze byłem orędownikiem mówienia o tym, że przeszło się transplantację. Ale kiedy składa CV w nowym miejscu pracy, podkreśla nie to, że jest po przeszczepie nerki, lecz to, że ma I grupę inwalidzką. To przemawia do wyobraźni pracodawcy, bo niepełnosprawny pracownik to ulgi dla firmy i pieniądze na stworzenie miejsca pracy. Jest ich w kraju ponad 10 tys. Mówią o sobie, że urodzili się po raz drugi. Kilkadziesiąt lat temu byliby skazani na śmierć, kiedy ich chory narząd odmówił posłuszeństwa. Żyją dzięki transplantacji. Nawet jeśli pierwszy przeszczep został odrzucony, zwykle próbują po raz drugi. Centrum dowodzenia Ogromny kompleks szpitalny w centrum Warszawy. Szpital Kliniczny Dzieciątka Jezus ma ponad 105 lat, ale sędziwa placówka dotrzymuje kroku współczesnym. Dla medycyny transplantacyjnej jest miejscem szczególnym. Właśnie tu 40 lat temu w I Klinice Chirurgii Akademii Medycznej profesorowie Jan Nielubowicz i Tadeusz Orłowski z zespołem wykonali pierwszy polski udany przeszczep narządu – przeszczep nerki. Klinika, która teraz nosi nazwę Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej, jest obecnie jednym z 18 ośrodków w kraju, w których wykonuje się przeszczepy nerek, nerek z trzustkami i wątroby. A jej kierownikiem jest człowiek, który był jednym z uczestników tamtej pamiętnej operacji – prof. dr hab. Wojciech Rowiński, należący do grona najwybitniejszych polskich specjalistów od transplantacji, krajowy konsultant transplantologii klinicznej. W pawilonie oddalonym 300 m od kliniki prof. Rowińskiego mieści się serce polskiego układu transplantacyjnego. Tu od dziesięciu lat 24 godziny na dobę funkcjonuje Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne do spraw Transplantacji Poltransplant. Żaden przeszczep narządu w kraju nie może się odbyć bez wiedzy tej placówki. Kto mija ten skromny budynek, nie domyśli się, że tu w komputerowych kartotekach biorców są dane o wszystkich pacjentach oczekujących na przeszczepy. Nikt poza pracownikami centrum nie ma wglądu do tych list. Na tablicy wiszą codziennie uaktualniane informacje o tych chorych, którzy wymagają pilnego przeszczepu. W jeden z lipcowych dni stan był następujący: oczekujący na przeszczep serca – 227 osób, w tym 11 zgłoszeń pilnych, na przeszczep serca i płuc – 21 osób, płuc – 10 osób, wątroby – 130 osób, w tym trzy zgłoszenia pilne, na przeszczep nerki – 1586 osób, w tym pięć zgłoszeń pilnych, na przeszczepienie nerki i trzustki dziewięcioro chorych. – Liczba oczekujących stale utrzymuje się na podobnym poziomie – mówi dr Danuta Stryjecka-Rowińska, kierownik Krajowej Listy Biorców Poltransplantu. – Przypuszczamy, że w rzeczywistości zapotrzebowanie na przeszczepy serca jest większe, niż wskazywałaby liczba biorców na krajowej liście. Podobnie jest z zapotrzebowaniem na przeszczepy nerek. W Polsce dializie poddawanych jest ok. 15 tys. chorych. Tymczasem ilość osób oczekujących na przeszczep stanowi poniżej 10% tej liczby, podczas gdy na świecie jest to średnio 35%. Kiedy pojawia się szansa pobrania narządu, sprawdza się parametry mówiące o tym, któremu z chorych można go przeszczepić, by narząd nie został odrzucony. Absolutny priorytet mają biorcy z list cito. Jeśli dla żadnego chorego z listy pilnej narząd nie jest odpowiedni, trzeba zdecydować, do którego z ośrodków transplantacyjnych trafi. Robi się to według grafiku: wczoraj serce otrzymał szpital A, dziś dostanie go szpital B itd. Dr Stryjecka-Rowińska podkreśla, że nie ma możliwości, by operację któregoś z pacjentów przyśpieszyć po znajomości. – Przy dobieraniu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 34/2006

Kategorie: Kraj
Tagi: Ewa Rogowska