Walka i śmierć SMS „Wiesbaden”

Walka i śmierć SMS „Wiesbaden”

Niemiecka ekspedycja odkryła wrak krążownika, który odegrał kluczową rolę w największej bitwie morskiej I wojny światowej Uszkodzony pociskami wrak krążownika „Wiesbaden” spoczywa stępką do góry na dnie Morza Północnego. Poszycie jest powyginane także na zewnątrz. Świadczy to, że na tonącym okręcie wybuchła amunicja. Brakuje dziobu, który prawdopodobnie oderwała torpeda wystrzelona przez brytyjski niszczyciel „Onslow”. W odległości ok. 5 m od kadłuba leży działo kalibru 150 mm wraz z osłonami pancernymi. Wśród stalowych szczątków przepływają ławice ryb. Lekki krążownik SMS (Okręt Jego Cesarskiej Mości) „Wiesbaden” zatonął 1 czerwca 1916 r. o godz. 2.45 w bitwie jutlandzkiej, którą Niemcy nazywają bitwą koło Skagerraku. Była to największa i najbardziej zacięta batalia morska I wojny światowej i największa bitwa pancerników w dziejach. Spośród 590 marynarzy okrętu ocalał tylko palacz Hugo Zenne. Pozostawił wstrząsającą relację z długiej agonii swego statku. Wraz z krążownikiem zginął wybitny poeta i pisarz marynistyczny Gorch Fock (Johann Wilhelm Kinau), obserwator mający stanowisko na przednim maszcie. Dziś jego imię nosi żaglowiec szkolny niemieckiej marynarki wojennej. Wrak odszukała w lipcu ekspedycja, która wyruszyła z duńskiego portu Thyboron na pokładzie statku „Ostsee Star”. Jednym z inicjatorów wyprawy był Derk Remmers, doświadczony nurek z Hamburga. „Wiesbaden” penetrowany był już wcześniej. Po bitwie jutlandzkiej na dnie pozostało cmentarzysko okrętów, a w latach 50. i 60. XX w. przemysł odczuwał dotkliwy brak surowców. Do akcji wyruszyli więc łupieżcy – podwodni zbieracze złomu. Zapewne to oni dotarli do krążownika i zabrali jego dwie śruby. W 1983 r. na szczątki SMS „Wiesbaden” natrafili przypadkowo podczas ćwiczeń marynarze Bundeswehry. Nurkowie podnieśli wtedy z dna fragment okrętowego falochronu, który trafił do Muzeum Wraków w Cuxhaven. Ale nie ujawnili pozycji krążownika, który przecież jest wojennym grobem. Na jego temat krążyły liczne legendy. Wielu gorąco pragnęło zobaczyć okręt, który odegrał kluczową rolę w zaciekłej bitwie jutlandzkiej. Przed trzema laty Remmers i jego koledzy zakupili w końcu współrzędne lokalizacji krążownika od pewnego marynarza floty wojennej RFN. Podjęta w 2010 r. ekspedycja zakończyła się niepowodzeniem z powodu burzliwej pogody. Za to lipcowa wyprawa doprowadziła do szybkiego sukcesu. Przyczynił się do tego supernowoczesny aparat sonarowy, wart prawie 30 tys. euro, wyprodukowany przez firmę MBT z Kilonii. – Ku naszemu wielkiemu zdumieniu zlokalizowaliśmy wrak po zaledwie 150 minutach. „Wiesbaden” znajduje się w odległości 780 m od pozycji, która została zapisana w wojskowych dokumentach – opowiadał Derk Remmers. Krążownik leży na głębokości 52 m, toteż każdy nurek musiał założyć ciężki skafander i inne wyposażenie o łącznej masie 80 kg. Zadanie utrudniały silne podwodne prądy. Na szczątkach okrętu członkowie wyprawy umieścili tablicę pamiątkową, ufundowaną przez miasto Wiesbaden, stolicę Hesji. Nie weszli jednak do wraku z szacunku dla poległych marynarzy. – Wrak jest poważnie uszkodzony. Widać na nim blizny po bitwie. Kadłub rozpadł się na części – relacjonował Remmers. W bitwie jutlandzkiej u duńskich wybrzeży Morza Północnego Hochseeflotte (Flota Pełnomorska) cesarza Wilhelma II starła się z potężniejszą brytyjską Grand Fleet. Niemcy mieli 99 okrętów, Brytyjczycy – 159. 31 maja 1916 r. w straży przedniej Hochseeflotte szły lekkie krążowniki „Frankfurt”, „Pillau”, „Elbing” i „Wiesbaden”, którym dowodził kapitan Fritz Reiss. Tworzyły 2. Eskadrę Rozpoznawczą kontradmirała Friedricha Boedickera, który podniósł swą flagę na „Frankfurcie”. Około godz. 17 okręty Boedickera wpadły na brytyjski lekki krążownik „Chester”, który obsypały gradem ołowiu. Trafiony 17 pociskami „Chester” miał 29 zabitych. Ze zniszczonym pomostem bojowym i zwalonym dalmierzem uciekał pełną prędkością pod osłonę zbliżających się trzech wielkich krążowników liniowych kontradmirała Horace’a Hooda („Invincible”, „Inflexible” oraz „Indomitable”). O 17.53 to niemieckie lekkie krążowniki znalazły się w opałach, kiedy pancerne kolosy Hooda wystrzeliły z ciężkich dział. Okręty Boedickera wypuściły torpedy, nie trafiając, i usiłowały umknąć w chmurę mgły. „Wiesbaden” nie zdążył uciec. Około godz. 18 305-milimetrowy pocisk z „Invincible” o masie jakichś 400 kg trafił go prosto w maszynownię. Marynarz Hugo Zenne napisze po bitwie:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 29/2011

Kategorie: Historia