Do Wojskowej Akademii Technicznej po raz pierwszy przyjęto cywilów, którzy nie będą mieli zobowiązań wobec armii W środę przy ul. Kaliskiego w Warszawie od rana kłębił się tłum garniturów. Wśród nich białe bluzki i granatowe spódniczki. Straszliwy upał. Ale nie przyszli tu wypoczywać. Zdają na WAT. W tym roku po raz pierwszy w 50-letniej historii tej uczelni przeprowadzono egzaminy dla cywilów, a nie kandydatów na oficerów. Absolwenci dostaną dyplom magistra. To pierwszy rocznik bez zobowiązań wobec armii. Po skończeniu studiów będą mieli wybór – mogą iść tam, gdzie dostaną pracę. Żeby zostać oficerami, będą musieli przez rok zdobywać szlify w Wyższej Szkole Oficerskiej. Zarobić na egzamin Przed zdającymi egzamin z matematyki i fizyki. Przyjechali z całej Polski. Większość z małych miejscowości. Wielu ma za sobą nieudany start na inne uczelnie. Uśmiechnięci i pewni siebie. Jest ich 680. Na najlepszych czeka 500 indeksów. – Musi się udać. Żałuję tylko, że od razu nie włożę munduru. Pochodzę z rodziny wojskowych. Być podchorążym na tej uczelni – zawsze o tym marzyłem – zapewnia Marcin Wyroślak z Poniatowej koło Nałęczowa. Marcinowi kibicuje Barbara Sałyga, nauczycielka biologii z Warszawy, u której zatrzymał się na kilka dni. – Bardzo przeżywam te egzaminy. Marcin jest dla mnie jak syn. To wartościowy chłopiec. Ambitny. Żeby tu przyjechać, zarabiał pieniądze przy zbiorze owoców. Będzie dobrym oficerem – mówi z przekonaniem pani Barbara. Tomek z Pleszewa nie jest jeszcze pewien, czy będzie chciał zostać oficerem. – Wybrałem cybernetykę, bo interesuje mnie informatyka. Zdawałem na Uniwersytet Warszawski, ale nie wyszło. Próbuję tu, bo później nauka jest na takich zasadach jak w cywilnych szkołach. Gdybym miał mieszkać w koszarach i chodzić na musztrę, nie wiem, czy bym się zdecydował. Ale jeśli zdam, może pójdę na oficera. Dziś ciężko o pewną pracę. WAT gwarantuje wysoki poziom studiów. – Zdawałem na Uniwersytet Wyszyńskiego i SGGW. WAT to ostatnia deska ratunku – twierdzi Dominik z Warszawy. Zgrabne nogi i damskie spódniczki w akademii dawno przestały budzić emocje. Studiuje na niej 96 kobiet podchorążych. Joanna Gołębiewska przyjechała na egzaminy z Legionowa. – Nie dostałam się na ekonomię. Wybrałam Wydział Uzbrojenia i Lotnictwa. Studiuje na nim mój chłopak. Nie wiem, czy będę chciała zostać oficerem. Razem z nią przyjechała koleżanka Mariola Rak. – To renomowane miejsce. Papierek z państwowej uczelni jest bezcenny, a studia są bezpłatne. Dziewczyny dołączają do kolejnej grupy, która odmaszerowuje do sali wykładowej. O godz. 10.00 egzamin z matematyki. Cywilów obserwują studenci podchorążowie. – Dwa lata temu bałam się unitarki. Znajomi ostrzegali, że będę czołgać się objuczona plecakiem, że nie dam rady. Tak było, ale dałam radę. Jestem dumna z munduru, który noszę. Zapracowałam na niego bardzo ciężko. Zdawałam na WAT, bo chciałam spróbować czegoś innego. Wiedziałam, że po studiach nie zostanę bezrobotna. Czeka mnie jeszcze dużo pracy. Chcę być dobrym oficerem. Nie da się nim zostać z dnia na dzień. To musi potrwać. Akademia to nie tylko politechnika, ale i lekcja wychowania obywatelskiego – opowiada o swoich doświadczeniach Ewelina, starszy kapral podchorąży na Wydziale Elektroniki. Dumna z munduru jest również Ewelina Szemraj z Sandomierza. – Kiedy przyjeżdżam do rodzinnego miasta, nie zakładam cywilek. Wzbudzam podziw i chyba wciąż zdumienie. „Patrzcie kobieta-żołnierz”, tak czasami mówią panowie, którzy się za mną oglądają. Nie zamieniłabym WAT na nic innego. Nowi zyskają, bo będą mieli tych samych wykładowców. Ale też i stracą. Nie przeżyją tego, co my – twierdzi z przekonaniem sympatyczna, tryskająca energią okularniczka z Wydziału Elektroniki. WAT jest najlepszy – Przyjechałem tu z synem. Zdaje egzaminy. Gapi się na wojskowe spódniczki i gdera, że nowe trafiło na niego. Kiedy ślicznotki wyjdą stąd po pięciu latach, on dopiero zacznie startować. To nieporozumienie. Oficera trzeba kształcić od podstaw przez kilka lat. W trakcie studiów zmienia się osobowość, sposób myślenia. Przez rok można wyszkolić referenta, ale nie da się przygotować uniwersalnego żołnierza. Sprawnego, kreatywnego zarówno podczas pokoju, jak i wojny – taką opinię usłyszałem przed akademią od byłego pracownika Sztabu Generalnego. W uczelnianych aulach unosi się duch wiary, że wszystko pozostanie po staremu. Zgodnie z tradycją uczelni i celem, w jakim ją utworzono.
Tagi:
Piotr Siwanowicz









