Wiatr wieje w twarz Hillary

Wiatr wieje w twarz Hillary

Żonę Billa Clintona czeka ciężka walka o prezydenturę Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych rusza pełną parą. 3 stycznia w stanie Iowa odbędą się pierwsze prawybory. Przez długi czas Hillary Rodham Clinton uchodziła za faworytkę wśród Demokratów. Także Republikanie w niej widzieli najgroźniejszego przeciwnika. Wydawało się, że w listopadzie 2008 r. walkę o Biały Dom stoczą Hillary i były burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani, cieszący się największym poparciem wśród Republikanów. Ale obecnie 60-letnia pani Clinton nie jest już pewniakiem. Jej plany umiejętnie krzyżuje młody demokratyczny senator z Illinois, Barack Obama. Według sondaży, zaledwie 46-letni czarnoskóry polityk może zwyciężyć w Iowa, jak również w New Hampshire, gdzie prawybory przeprowadzone zostaną 8 stycznia. Stan Iowa liczy niespełna 3 mln mieszkańców. W zgromadzeniach obywatelskich Demokratów, które odbędą się w budynkach publicznych i domach prywatnych, weźmie udział może 200 tys. osób. Obywatele wybiorą swych reprezentantów, którzy powołają reprezentantów na konwencje regionalne, a ci – delegatów na zgromadzenie stanowe. Reprezentanci przez nie wybrani podążą w sierpniu na krajową konwencję Demokratów w Kolorado, gdzie oddadzą głosy na określonego kandydata. W Kolorado Demokraci zdecydują, kto otrzyma prezydencką nominację partii. Przewiduje się, że w Iowa różnica między zwycięzcą a pokonanym wyniesie zaledwie kilka tysięcy głosów. Ale wynik jest ważny. To sygnał dla całego kraju. W przeszłości porażka w tym rolniczym stanie kończyła prezydenckie ambicje doświadczonych polityków. Zwycięstwo w Iowa może zaś być zapowiedzią sukcesu podczas superwtorku (5 lutego), kiedy to prawybory odbędą się w 23 stanach. Nic dziwnego, że pracownicy sztabów wyborczych niestrudzenie chodzą od drzwi do drzwi, ściskają ręce i przekonują bogobojnych farmerów w Iowa o zaletach swego kandydata. Obozy Clinton i Obamy wysłały do akcji po co najmniej 300 płatnych agitatorów, nie wspominając o znacznie liczniejszych wolontariuszach. Przez długie miesiące Hillary i jej doradcy nie przejmowali się prawyborami. W jej obozie panowała opinia, że rywalizacja o prezydencką nominację Demokratów to tylko formalność, a prawdziwą bitwę o Biały Dom pani Clinton będzie musiała stoczyć dopiero z kandydatem Republikanów (prawdopodobnie Giulianim). Ale na pierwszy rzut oka niepozorny Obama okazał się znacznie bardziej dynamicznym politykiem, niż zakładali clintoniści. Hillary chce dokonać historycznego przełomu i zostać pierwszą kobietą prezydentem, ale pierwszy czarnoskóry gospodarz Białego Domu to przecież jeszcze większa sensacja. Tak więc to Obama skupia na sobie uwagę społeczeństwa i mediów. Obóz senatora z Illinois okazał się zdumiewająco sprawny w zdobywaniu funduszy wyborczych i zgromadził prawie tyle samo pieniędzy, co sztab wyborczy Hillary (trzeci kandydat Demokratów, John Edwards, były senator z Karoliny Północnej, jest wprawdzie utalentowanym mówcą, ale jego kasa wyborcza świeci pustkami, toteż szanse na nominację ma raczej teoretyczne). Znakomity start czarnoskórego polityka zatrwożył clintonistów. Hillary musiała wysunąć swą kandydaturę wcześniej, niż zamierzała. Senator z Nowego Jorku usiłowała powstrzymać Obamę, rzucając w wir kampanii wyborczej swego męża, Billa, byłego prezydenta. Uprzednio doradcy twierdzili, że pani Clinton powinna raczej trzymać Billa w odwodzie i korzystać z jego pomocy w bardzo umiarkowanym stopniu. Nie jest bowiem pewne, czy mister Clinton, uwielbiający znajdować się w centrum wydarzeń, okaże się rzeczywistym wsparciem. W jednym z ostatnich wywiadów w ciągu zaledwie dziesięciu minut wypowiedział 94 razy słowo „ja”, podczas gdy żonę wspomniał zaledwie siedem razy. Kiedy przemawiał w Londynie podczas zbierania funduszy wyborczych, minęło niemal pół godziny, zanim powiedział wreszcie o żonie, ubiegającej się o najwyższy urząd w państwie. Max Brantley, dziennikarz ze stanu Arkansas, w którym niegdyś Clinton był gubernatorem, podkreśla: „Jeśli Bill ewangelizuje, to tylko dla Kościoła Billa”. Dziennik „Daily News” stwierdził, że Clinton jest wprawdzie politycznym geniuszem, ale zawsze zachowuje się jak Bill w składzie porcelany. Komentatorzy twierdzą, że kandydat na prezydenta tak naprawdę nazywa się Billary, a wyborcy Hillary w rzeczywistości głosują na oboje Clintonów. Uczestniczący intensywnie w kampanii wyborczej były prezydent codziennie o tym przypomina. Dziennik „Washington Post” napisał, że w razie zwycięstwa Hillary krajem będzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2008, 2008

Kategorie: Świat