Wielkie cięcie drzew

Wielkie cięcie drzew

Już wkrótce przy polskich drogach nic nie będzie rosło We mnie nie znajdzie pan zwolennika ochrony drzew przydrożnych. Mój syn rozbił samochód na jednym z nich. Uważam, że trzeba je wycinać – mówi Tadeusz Bednarzak, naczelnik wydziału dróg w powiecie Sokołów Podlaski. W tym roku w powiecie sokołowskim padło już niemal pół tysiąca drzew przydrożnych i to jeszcze nie koniec. Podobnie dzieje się w niemal całej Polsce. Na przykład przy drogach w okolicy Mrągowa wycięto 450 lip, klonów i topoli, na drodze do przejścia granicznego w Bezledach ponad 1000 drzew, na trasie z Białej Piskiej do Ełku 1600. Często tworzyły one ponadstuletnie, piękne aleje. Wygląda na to, że wkrótce kwestia drzew rosnących przy drogach doczeka się swego „ostatecznego rozwiązania”. Od 2004 r. są one cięte na potęgę, początek dało chyba woj. warmińsko-mazurskie, za nim poszły inne. O palmie chronologicznego pierwszeństwa trudno mówić, bo nasze samorządy terytorialne niemal jednocześnie zauważyły szansę, jaką stworzyła zmiana przepisów – od 10 czerwca 2004 r nie obowiązuje już rozporządzenie nakładające na samorządy i zarządy dróg obowiązek uzgadniania wycinki drzew przydrożnych z wojewódzkim konserwatorem przyrody. I w ubiegłym roku piły poszły w ruch. Bez przebaczenia Lista grzechów przydrożnych drzew, podawana przez miłośników radykalnych rozwiązań z użyciem piły i topora, jest długa: zasłanianie widoczności i znaków drogowych, uniemożliwianie szybkiego i bezpiecznego zjazdu z drogi, utrudnienia dla poruszających się poboczami rowerzystów i pieszych, migotanie światła słonecznego między drzewami mogące spowodować zaburzenia wzroku kierowcy, łatwiejsze wpadanie w poślizg z powodu liści i dłuższego zalegania lodu w cieniu drzew, możliwość uderzenia spadającymi w czasie wichury konarami, a nawet i całymi drzewami, zwłaszcza topolami, dość często rosnącymi na poboczach, które po 60 latach już próchnieją i trzeba je wycinać. Na tym tle argumenty obrońców brzmią dość enigmatycznie. Drzewa przy drogach powinny rosnąć, bo tego wymaga ochrona krajobrazu, dewastowanego bezpowrotnie przez wycinanie drzew. Należą one do naszego dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego, którego należy strzec. Dzięki nim drogi są lepiej zabezpieczone przed nawiewanym zimą śniegiem. Przywoływany bywa też interes ptaków, owadów i pszczelarzy. „Droga z Sokołowa na Jabłonnę Łęcką obsadzona jest drzewami lipowymi. Są one siedliskiem dużej ilości organizmów, głównie owadów i ptaków, a ich wycięcie naruszy równowagę biologiczną”, protestowało tamtejsze koło pszczelarskie. Oczywiście, bezskutecznie, ale też miód, produkowany z nektaru lip rosnących w chmurach spalin nie jest zbyt zdrowy. Z zagładą drzew walczą artyści: Wojciech Malajkat, Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau, Magdalena Wołłejko i Zbigniew Zamachowski; list otwarty ogłosiła Wspólnota Kulturowa „Borussia”, stowarzyszenia Zielona Gmina i Ręką Dzieło. Padł też argument turystyczno-narodowy – że po ogołoceniu poboczy do Vaterlandu przestaną przyjeżdżać potomkowie „wypędzonych”. Kwestia bezpieczeństwa Zwolennikiem wycinania przydrożnych drzew w woj. warmińsko-mazurskim jest olsztyński oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, który do końca roku planuje wycięcie ok. 2,5 tys. drzew (w 2004 r. ścięli tylko 800), a na swej stronie internetowej publikuje apel „Stop śmierci na przydrożnych drzewach” podpisany przez kilkanaście osób i takie stowarzyszenia jak opolskie Nasze Bezpieczeństwo czy Bezpieczna Droga z Gdyni. „Od 1999 r. w woj. warmińsko-mazurskim w wyniku najechania na drzewo zginęło ponad 570 osób. Przedstawianie tych ludzi jako szaleńców winnych własnej śmierci jest nieprawdziwe”, piszą autorzy, domagając się szybkiego wyrębu drzew na poboczach w całej Polsce i stworzenia sieci „dróg wybaczających”, które nie grożą śmiercią w przypadku błędu, głupoty czy brawury kierowcy, o niewinnych pasażerach już nie mówiąc. „Czy urzędnikom odpowiedzialnym za nasze drogi tak trudno porównać skutki wypadnięcia pojazdu na odcinku porośniętym drzewami, do skutków identycznego zdarzenia na odcinku wolnym od przydrożnych drzew?”, pada pytanie. A zamiast drzew, sygnatariusze proponują posadzenie przy drogach krzewów niemających grubych pni, takich jak bez, forsycja, kalina czy śnieguliczka. Problem jednak w tym, że liczba wypadków nijak się nie ma do liczby drzew rosnących przy drzewach. Wydział Środowiska i Rolnictwa Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego zbadał, czy wycinanie drzew wpływa na bezpieczeństwo jazdy. „Zagrożenie dla ruchu drogowego w związku z występowaniem przy jezdni drzew

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 42/2005

Kategorie: Kraj