Wirtuoz z Nakła

Wirtuoz z Nakła

Odtąd twoje życie będzie się dzielić na przed i po konkursie – napisał Krystian Zimerman do Rafała Blechacza 20-letni Rafał Blechacz wyłączył telefon komórkowy i nie chciał rozmawiać z dziennikarzami na długo przed rozpoczęciem XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. A i w trakcie wolał grać, niż mówić. Nawet nie chciał słuchać, jak spisują się konkurenci. Na każdym etapie zmagań, zaraz po swoim występie, znikał. I jak mógł najszybciej, wracał z rodzicami do Nakła. W rodzinnym miasteczku, w Kujawsko-Pomorskiem czekał na werdykt jury. – I słusznie – komentuje jego profesorka, Katarzyna Popowa-Zydroń. – Nawet najwygodniejszy pokój hotelowy nigdy nie jest domem, gdzie człowiek szybko odzyskuje spokój i równowagę. A wewnętrzne uspokojenie jest niezbędne, żeby dobrze zagrać. W Nakle, z dala od dziennikarzy i konkursowej wrzawy, Rafał po prostu nabierał sił do dalszej walki. W rezultacie, gdy się okazało, że to Rafał zdobył pierwsze miejsce, nawet żurnaliści akredytowani przy konkursie niewiele potrafili powiedzieć o zwycięzcy. Kim jest ten niewysoki, drobny, piwnooki i utalentowany młodzieniec? – zastanawiali się wszyscy. Ci, którzy go dobrze znają, mówią, że jest inny, nietypowy, bardzo skromny, pracowity, nad wiek dojrzały. I zaskakujący. Od dziecka. Pierwsze melodie Tata Rafała, Krzysztof Blechacz (48 lat, agent ubezpieczeniowy) – pamięta jak dziś – bardzo się zdziwił, gdy zauważył, że czteroletni synek sam podchodzi do pianina odziedziczonego po dziadku, wiejskim nauczycielu, i próbuje wystukać zasłyszane melodie. – W dodatku nieźle mu to wychodziło. I zawsze chętnie słuchał, gdy grałem mu dziecięce piosenki – z uśmiechem przypomina dawne czasy pan Krzysztof. Wtedy nawet nie pomyślał, że rośnie w ich domu następca Krystiana Zimermana. Oboje z żoną przypuszczali, że raczej zostanie księdzem. – Bo tak chętnie chodził z nami do kościoła. I siedział w ławce cichutko, wyraźnie oczarowany – wspomina mama, Renata Blechacz (45 lat, niepracująca zawodowo nauczycielka). Szybko się okazało, że to nie powołanie, lecz zafascynowanie kościelnymi organami, które trwa do dzisiaj. Skąd ten talent? Ponieważ wyraźnie garnął się do instrumentu, gdy miał pięć lat, rodzice zapisali go do ogniska muzycznego, a potem dowozili do Bydgoszczy na prywatne lekcje gry na pianinie. I trochę dziwili się zapewnieniom nauczycieli, że Rafał jest bardzo utalentowany, że ma zadatki, że trzeba go dalej kształcić bardziej intensywnie. Zastanawiali się, skąd taki talent u ich dziecka. Doszli do wniosku, że to po Blechaczach. A dokładnie po pradziadku – wiejskim nauczycielu, który umiał grać na trąbce, akordeonie i skrzypcach. W dodatku potrafił zaszczepić miłość do muzyki wszystkim trzem synom. I razem mogli muzykować na rodzinnych przyjęciach i weselach. Potem synowie przekazali muzyczne abecadło dzieciom. A te swojemu potomstwu. I tak od czterech pokoleń prawie każdy Blechacz umie grać na jakimś instrumencie. Ale muzyka dotąd była dla nich tylko przyjemnością. Na chleb zarabiali inaczej. Dopiero Rafał skończył nie tylko podstawową i średnią szkołę muzyczną. Ale nawet poszedł do bydgoskiej akademii muzycznej. Jednak aż do matury pianistyczna edukacja w Bydgoszczy była dopełnieniem nauki w zwyczajnej podstawówce i ogólniaku w Nakle. Choć dojazdy były męczące, rodzice Rafała nie chcieli zbyt wcześnie stawiać przyszłości syna na jedną kartę. Jednak wszystko od początku wskazywało, że chłopak jest stworzony do grania. Muzyczny dynamit To Jacek Polański, bydgoski nauczyciel, 13 lat temu zadecydował, że mały Rafał nadaje się do podstawowej szkoły muzycznej: – Na wstępnym przesłuchaniu od razu zauważyłem, że ten maluch jest bardzo utalentowany. Taki mały kwiatek o wielkiej sile. Już wtedy tkwił w nim jakiś dynamit muzyczny. A koleżanka, która była razem ze mną, gdy zobaczyła, co taki malec potrafi, zwyczajnie się popłakała – wspomina Jacek Polański. Bydgoski pedagog przez ponad osiem lat opiekował się i uważnie przyglądał Rafałowi: – Od początku zadziwiał mnie pracowitością, dokładnością, wewnętrznym spokojem i wrażliwością na dźwięk. Po prostu – nietypowe dziecko – twierdzi. – Rafał zawsze był inny – potwierdza Ewa Stąporek-Pospiech, dyrektor Państwowego Zespołu Szkół Muzycznych w Bydgoszczy. – Przede wszystkim od razu było widać, że bardzo lubi grać. Poza tym był chętny do dialogu. Gdy dostał książkę o Chopinie, szybko ją przeczytał i chciał dyskutować na ten temat. Na koncercie swojej pani

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Sylwetki