Władca rad

Władca rad

Krzysztof Czabański silną ręką trzymał Polskie Radio. Teraz został rzucony do publicznej telewizji Po 21 października trwa w polskich mediach nerwowa bieganina. Jak zawsze przetasowaniu na szczytach władzy towarzyszy przetasowanie w środowisku dziennikarzy. Jedni odkrywają w sobie duszę liberała, drudzy stwierdzają, że PO jest bardziej PiS-owska od PiS. I jedni, i drudzy przymierzają się do salto mor(t)ale, które ma utrzymać ich przy konfiturach. O zjawisku tym pisaliśmy już w zeszłym numerze. Zachodzących procesów są świadomi również politycy PiS, doskonale zdający sobie sprawę z tego, że zaczynają tracić medialne zaplecze. Dlatego PiS postanowiło przyjąć strategię obrony twardego jądra. Cała energia wydaje się skupiona na obronie mediów publicznych. Dowodem na poparcie tej tezy jest wejście Krzysztofa Czabańskiego w skład Rady Nadzorczej TVP. Czabański, bliski współpracownik Kaczyńskich jeszcze z czasów PC, do tej pory zajmował się odzyskiwaniem Polskiego Radia. Teraz partia rzuciła go również „na odcinek telewizji”. Cóż, w chwili kryzysu zaufani ludzie są cenniejsi niż złoto. Szczególnie wówczas, kiedy nie ma ich zbyt wielu. Dzieło zniszczenia Życiorys Czabańskiego nie jest typowy dla najbliższego kręgu zaufania Jarosława Kaczyńskiego. Karierę publiczną obecny szef PR rozpoczął w Związku Młodzieży Socjalistycznej. W latach 1967-1980 należał do PZPR. W roku 1980 wstąpił do „Solidarności”. Do związku należał przez następne dziesięć lat. Jako dziennikarz pracował w „Sztandarze Młodych”, „Zarzewiu”, „Kulturze”. Następnie wybrał „Tygodnik Solidarność” i drugi obieg. Jego kariera nabrała przyspieszenia po 1989 r. W 1991 r. został redaktorem naczelnym „Expressu Wieczornego”, tytułu przejętego przez Fundację Prasową „Solidarność”, oficynę prasową Porozumienia Centrum. Wówczas po raz pierwszy związał się z braćmi Kaczyńskimi. Jego przygoda z „Expressem” nie należy do udanych. Ludziom kierującym popularną popołudniówką udało się doprowadzić ją do upadku. W tym doborowym towarzystwie oprócz Czabańskiego znalazł się również obecny prezes TVP, Andrzej Urbański. W kierowaniu „Expressem” Czabański zrobił sobie krótką przerwę na prezesowanie Polskiej Agencji Prasowej za czasów rządu Jana Olszewskiego. Wówczas po raz pierwszy ujawniła się jedna ze zdolności, za którą Czabański jest niezwykle ceniony przez braci Kaczyńskich – zdolność przeprowadzania politycznych czystek. Pracownicy PAP wspominając swojego byłego szefa, używają ksywki „Destroyer”. Dzieło zniszczenia zostało na szczęście przerwane przez upadek rządu Olszewskiego. Czabański wrócił do „Expressu”, gdy jednak prawica odzyskała władzę, po raz kolejny postanowiono zrobić użytek ze zdolności Czabańskiego. Za rządów Jerzego Buzka został przewodniczącym Komisji Likwidacyjnej RSW Prasa-Książka-Ruch. Następnie pracował jako tzw. wolny strzelec. Publikował głównie w „Rzeczpospolitej” oraz… „Gazecie Wyborczej”. Kolejny zwrot w jego życiu dokonał się 15 lipca 2006 r., kiedy został prezesem Polskiego Radia. W październiku Czabański został mianowany członkiem Rady Nadzorczej Polkomtela – operatora sieci komórkowej Plus. Posunięcie to związane jest ze wspólnym przedsięwzięciem TVP, PR i Polkomtela. Ponad miesiąc temu podpisano list intencyjny o współpracy, którego efektem ma być powołanie operatora naziemnej telewizji cyfrowej. Gra toczy się o wielkie pieniądze. Czabański ma cały projekt nadzorować z ramienia PiS. Zadanie niewykonane Prezes Polskiego Radia w skład rady nadzorczej telewizji publicznej wszedł 26 października. Miejsca ustąpiła mu Agata Mikołajczyk, powołana do rady nadzorczej w kwietniu br. Ponieważ nie ma innego sposobu odwołania członka rady, Mikołajczyk podała się do dymisji. Na Woronicza otwarcie spekuluje się, jakoby obecny prezes PR miał zostać nowym prezesem TVP. Faktem jest, że PiS wybory przegrało, wielu twierdzi, że prezes Urbański będzie musiał zapłacić za to głową. Nie ma znaczenia, że TVP była w kampanii tubą propagandową PiS, co zauważyli również obserwatorzy OBWE. Liczy się tylko to, że 21 października w zaciszu swojego gabinetu prezes Urbański nie mógł zameldować: „Panie premierze, zadanie wykonane”. Na Woronicza trudno mówić o atmosferze politycznej bezstronności, jednak panuje opinia, że TVP przy Polskim Radiu to symbol rzetelności dziennikarskiej. Dlatego przyjście Czabańskiego do TVP miałoby oznaczać dokręcenie śruby. Innymi słowy w telewizji publicznej miałyby zapanować relacje znane od półtora roku w Polskim Radiu. Autorami nowego porządku byli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 45/2007

Kategorie: Media