Władza Radia Maryja

Władza Radia Maryja

Celem o. Rydzyka jest rząd dusz. Rząd w Warszawie ma mu ułatwić realizację tej misji Boję się o nasze radio. Brakuje nam pieniędzy, miesięcznie 600 tys. zł. Drodzy słuchacze, kochacie, ale pieniędzy nie dajecie. Pomóżcie, bo nam radio padnie i nie ma żartów – bił na alarm na antenie Radia Maryja Tadeusz Rydzyk. Był rok 2003. I choć stan finansów toruńskiej rozgłośni pozostawał wielką niewiadomą, wieszczono początek końca medialnego imperium toruńskiego redemptorysty. Minęły dwa lata. I mimo że zasoby skarbca ojca dyrektora nadal są najpilniej strzeżoną tajemnicą w kraju, nikt dziś o kłopotach finansowych Rydzyka nie wspomina. Realia się zmieniły. W toruńskiej rozgłośni goszczą dziś najważniejsze osoby w kraju, z premierem i marszałkiem Sejmu na czele. A trudno wyobrazić sobie, by rządowe delegacje jeździły do bankruta. Albo by na to bankructwo pozwoliły. Tym bardziej że politycy PiS mają do spłacenia przedwyborczy kredyt zaufania, jakiego udzielił im ojciec dyrektor. I trzeba przyznać, że szybko do spłaty długów się zabrali. Toruńska rozgłośnia stała się nieformalnym centrum informacyjnym rządu. A o. Rydzyk wyrazicielem głównego nurtu polskiej polityki. Przejął rolę duchowego przywódcy koalicji wspierającej mniejszościowy gabinet Kazimierza Marcinkiewicza. Wcielił się w postać mediatora, który zabiega o to, by zbudowany na kruchych fundamentach rząd nie runął. Ale plany Rydzyka nie zaczynają się i nie kończą na polityce. Dalekosiężnym celem nadal pozostaje budowa społeczeństwa, którego głosem od lat mówi Radio Maryja. Społeczeństwa katolickiego w kształcie, jaki wymyślił sobie ojciec dyrektor. Bez dewiacji (czyli poglądów sprzecznych z Rydzykowymi) i bez podziału na pokrzywdzonych i krzywdzących. Bo dla tych drugich w wizji toruńskiego redemptorysty nie ma miejsca. Aby ten plan zrealizować, Rydzyk i jego rozgłośnia potrzebują instrumentu w postaci polityków. Ile kosztuje poparcie W przedwyborczych kalkulacjach Tadeusza Rydzyka bardzo długo nie było braci Kaczyńskich. Dopiero kiedy nie wypaliła budowa ugrupowania wokół Antoniego Macierewicza i Jana Olszewskiego, które bezpośrednio byłoby sprzężone z radiem, a także nie udało się ułożyć z Ligą Polskich Rodzin, Rydzyk skierował się w stronę PiS. I nie bez znaczenia były tu arytmetyczne rachuby (poparte wynikami sondaży), z których jednoznacznie wynikało, że tylko Kaczyńscy mogą wziąć władzę. W ostatniej fazie kampanii dyrektor w zdecydowany sposób poinstruował słuchaczy, na kogo mają zagłosować. Socjolodzy przyznają, że głosy elektoratu Radia Maryja zrobiły swoje. Powyborcze gesty polityków PiS wobec Radia Maryja pokazują, ile zawdzięczają Rydzykowi. Nic więc dziwnego, że pytanie o cenę, jaką będą musieli zapłacić rozgłośni i jej dyrektorowi za poparcie w wyborach, jest jak najbardziej zasadne. Na początku Radio Maryja zostało namaszczone mianem medium numer 1. To z Torunia premier Marcinkiewicz przedstawiał najważniejsze punkty programu swojego rządu. Ale nie sam fakt faworyzowania w tym względzie radia jest najistotniejszy. Rzecz w tym, że członkowie rządu, stawiają toruńską rozgłośnię za wzór wolnych mediów IV RP. Janusz Majcherek w „Gazecie Wyborczej” napisał: „Jak bowiem, jeśli nie brednią, nazwać stwierdzenie ministra Wassermanna, że chcąc się poczuć jak w wolnym kraju, musi iść do Radia Maryja, bo inne media są nieobiektywne i manipulanckie? Sugestię, że powinny one naśladować stację ojca Rydzyka jako wzór, można byłoby skwitować politowaniem, gdyby nie to, że w tym samym czasie partyjni koledzy Zbigniewa Wassermanna podejmują już konkretne działania zmierzające do podporządkowania sobie mediów publicznych”. Zdaniem socjologów, konsekwencją spłaty wyborczych zobowiązań wobec Rydzyka będzie również postępująca ideologizacja kraju. – PiS będzie spełniał wszystkie postulaty światopoglądowe Radia Maryja – uważa dr Jacek Kochanowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Wrzawa, jaka powstała wokół nominacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która opowiedziała się za refundowaniem zabiegów zapłodnienia in vitro, pokazała namiastkę możliwości środowisk, którymi zawiaduje ojciec dyrektor. I choć w sprawie Kluzik-Rostkowskiej premier postawił na swoim (została podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej), w ramach rekompensaty prorodzinną politykę wzięli w swoje ręce ludzie z „odpowiednimi kwalifikacjami” i namaszczeniem toruńskiego redemptorysty. Szefową sejmowej Komisji Rodziny i Spraw Kobiet została Anna Sobecka, toruńska przyboczna Rydzyka, a na swojego doradcę ds. rodziny szykuje Marcinkiewicz ideologicznie poprawną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 49/2005

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut