Prognoza na życie

Prognoza na życie

Jarosław Kret, prezenter pogody

Zapowiadanie pogody traktuję w kategoriach misji społecznej

– Jest pan spod znaku…
– Strzelca. Wszystko się potwierdza niesamowicie. Prawie wszystko to, co czytałem o Strzelcu, co gdzieś zasłyszałem – te wszystkie opisy do mnie pasują.

– To chyba wystarczy, by wierzyć w przepowiednie, wróżby, kabałę, przysłowia, Tarota, przeczucia i… prognozy?
– Z jednej strony, jestem człowiekiem niezwykle praktycznym i chcę być bardzo trzeźwo myślącym, ale z drugiej strony, występuje jakaś dwoistość duszy i jestem też niepoprawnym romantykiem, dzieckiem natury. To oznacza skłonność do dawania wiary wszelkim wróżkom, Cygankom i innym „mediom”, ponieważ ci ludzie swoją wiedzę, widzenie świata i wróżby opierają na niezwykłej bliskości z naturą. Zauważa się to szczególnie u ludów nomadycznych w centralnej Azji, na Bliskim Wschodzie, na Dalekim Wschodzie też, ale Bliski Wschód jest mi bliższy. Skłonny jestem wierzyć także niektórym przepowiedniom pogody, jeśli są ściśle związane z obserwacją natury, wynikają z obcowania z naturą. Tę wiedzę traktuję po amatorsku i nie upowszechniam szerokiej publiczności. Po prostu staram się obserwować naturę, zjawiska przyrody i wyciągać z tego wnioski. Takie „Krecie” widzenie świata.

Mądry Polak po prognozie

– Czyli w prognozy „zawodowe” prezentowane w telewizji pan nie wierzy?
– Dlaczego nie? Istnieje jednak wyraźna granica między jednym a drugim. To, czego dowiaduję się od synoptyków, to są prognozy na najbliższy czas, tym jestem skłonny ufać i wierzyć. Ale to się odnosi do okresów nie dłuższych niż trzy dni. Natomiast obserwacje natury pozwalają mi zastanowić się nad tym, co będzie za miesiąc, za dwa albo pół roku. Nic nie jest definitywne, ale można, zestawiając różne obserwacje, wnioskować wiosną, jakie będzie w tym roku lato. Tak robią np. górale, może rybacy.

– A jakie będzie lato?
– Pewien człowiek morza dowcipnie powiedział: jutro i pojutrze będzie 30 stopni. Tzn. w sumie, jutro 15 i pojutrze 15. Wszystko zależy od interpretacji. A ja np. obserwuję przyrosty roślin, które już teraz są o wiele bardziej zaawansowane niż zwykle. Wygląda na to, że może nas czekać na początku lata parę tygodni upałów i suszy. Jednak takie opinie należałoby podeprzeć naukowo, prowadzić badania roślin, ptaków, ławic ryb, wielorybów, prądów morskich itd. Natura zwykle reaguje z większym wyczuciem niż człowiek na to, co nadchodzi. Np. niedźwiedź, zanim zapadnie w sen zimowy, je więcej lub mniej. Zazwyczaj gromadzi grubszą warstwę tłuszczu, gdy ma przyjść sroga zima. Jakaś siła naturalna wzmaga procesy biochemiczne, ale to trzeba badać i rejestrować. Są tacy, którzy snują prognozy na podstawie zachowań świstaka, czy wybudza się tylko częściowo i znowu zasypia, czy od razu zaczyna żerować. Wszystko to wydaje mi się bardzo ciekawe, ale odpowiednimi danymi z badań tak „na zawołanie” nie dysponuję.

– Dysponuje pan natomiast sporą wiedzą o różnych przysłowiach ludowych, powiedzeniach i złotych myślach. Czy sam też pan układa złote myśli?
– Wymyśliłem kilka takich powiedzeń, ale ich teraz nie przytoczę z pamięci. Moje motta życiowe nie odnoszą się do pogody. „Żyj i daj żyć innym”. A drugie: „Pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł”.

– Trochę się pan wymiguje od odpowiedzi.
– Mam też inne motta. Uwielbiam powiedzenie Friedricha Dürrenmatta na temat rzeczywistości, która nas otacza: „Z chamem jest jak z głupim, wściekłym psem, kiedy go pogłaszczesz, to cię ugryzie, a jak mu przylejesz, będzie cię lizać”. Staram się zawsze o tym pamiętać, choć nie stosuję dosłownie, ale słuszność tego daje się zauważyć, kiedy wokół mnie dzieje się chamstwo. Inne motto pochodzi od pewnego matematyka. Jest trochę cyniczne, ale dalece prawdziwe: „Bądź dobry, a będziesz zawsze samotny”.

– Wszystko?
– Uwielbiam czytać różne mądrości, zarówno powiedzenia słynnych ludzi, jak i tzw. mądrości ludowe. W notesiku zapisałem sobie coś z André Malraux. Jest w tym również odrobina cynizmu, ale także wielka umiejętność obserwacji, wraz z podwójnym dnem: „Dzieło sztuki nie czerpie inspiracji z rzeczywistości, lecz z innego dzieła sztuki”. Można to interpretować na kilka sposobów. Rozumiem to m.in. w ten sposób, że to, co jest w naturze, jest dziełem sztuki. W ogóle lubię przewrotne powiedzenia, takie jak Louisa Aragona: „Kłam prawdziwie”.

– To ostatnie akurat byłoby dobre do skomentowania prognoz pogody.
– Prognozy nie kłamią. One mogą jedynie zawierać błędy, ale powstają nie po to, by ludzi oszukiwać, lecz przeciwnie, chronić, ostrzegać, czasem nawet ratują życie, np. gdy na czas zaalarmują przed naciągającym cyklonem. Traktuję zapowiadanie pogody w kategoriach misji społecznej.

– Jakie miejsce na świecie ma, pańskim zdaniem, najlepszą pogodę?
– Najlepsze miejsca na świecie? Tam, gdzie jest ciepło i gdzie jest dużo natury. Nienawidzę zimy, lubię natomiast pustynię. Myślę, że mógłbym się czuć dobrze na Krecie. Tam jest i morze, i góry, trochę pustyni, jest sporo dzikiej przyrody i wspaniałe zabytki, i czuje się „ciepły oddech Afryki”. Ewentualnie dobrze by mi było na Lazurowym Wybrzeżu, np. w Księstwie Monako, albo w… Libanie. Preferuję obszar śródziemnomorski, choć wciąż uważam, że prawdziwą istotę genius loci tworzą ludzie, a nie miejsce samo w sobie…

– Skończył pan studia egiptologiczne. Chciałby pan żyć w starożytnym Egipcie?
– Może trochę zaskoczę, ale chciałbym zamieszkać w Cesarstwie Bizantyjskim, może gdzieś na jego prowincji. W tamtych czasach, wydaje mi się, żyło się niezwykle kulturalnie, choć już następowały pierwsze tarcia wielkich religii, tworzyły się wtedy bardzo ciekawe światopoglądy. Sądzę, że życie w tamtej rzeczywistości mogło być bardzo ciekawe. Współcześnie ogromnie daleko odeszliśmy od tamtego rozumienia wielu spraw, np. tolerancji.
Fascynują mnie różnice kulturowe i mentalnościowe. Spędziłem sporo czasu w Indiach, mieszkałem w indyjskiej rodzinie i przyglądałem się, w jaki sposób ludzie Azji myślą i jak pojmują świat. To jest coś niezwykłego, jakże odmiennego od tego, co znamy.

– Ich rozumienie jest lepsze od naszego?
– W takich kategoriach nie można tego oceniać. Mentalność jest inna. Można się wiele nauczyć, ale nie można się zachłystywać. Hindusi potrafią np. na palcach jednej dłoni policzyć do 20, oczywiście wykorzystując poszczególne kostki palców. My tego nie robimy, ale czy przez to jesteśmy gorsi w arytmetyce? Hindusi, i w ogóle ludzie z dalekiej Azji, zupełnie inaczej słyszą muzykę, mają też bogatszy zestaw tonacji w swojej mowie. Tego również nie można wartościować.

Bliźniaczy los

– Ma pan brata bliźniaka. Kto komu melduje wykonanie zadania?
– Nikt nikomu nie melduje. Wyrwaliśmy się z tego syndromu. W związkach bliźniaczych trzeba dorosnąć do pewnych etapów dojrzałości i wyrwać się z toksycznych relacji rodzinnych. U bliźniąt daje o sobie znać szczególny problem egzystencjalny polegający na tym, że we wczesnym dzieciństwie rodzice lub otoczenie traktują je jako jedną całość. Skoro nie mogą zakosztować indywidualizmu, w pewnym momencie życia zaczynają walczyć o autonomię w związku i zazwyczaj jeden chce zdominować drugiego, pokazać, że on jest tutaj szefem. Jeśli na tym etapie się zatrzymają i nie pójdą dalej, jest źle. Czasem ten zdominowany przez silniejszego „ucieka” w inny związek partnerski, „wyrywa się”, chce powiedzieć całemu światu, że jest samodzielny i nie chce być już traktowany jako element całości. Natomiast dominujący nie musi się niczego obawiać, woli utrzymać status quo, bo wystarczy mu to, co ma, gdyż wybił się na autonomię. W moim przypadku, we dwóch z Jackiem, wcześnie zaczęliśmy walczyć o autonomię, na co też pozwolili rodzice.

– Czy bliźniaki lepiej się rozumieją niż inni ludzie?
– Wiele rzeczy jest podobne lub identyczne. Jednojajowe bliźniaki przechodzą wspólnie choroby, bo mają prawdopodobnie te same geny. Są obarczone tymi samymi upośledzeniami. Na szczęście jesteśmy z bratem zdrowymi typami, ale, jak zauważyłem, nawet w bardzo długich cyklach przydarzają się nam te same wypadki. W dzieciństwie ja ukruszyłem sobie przedni ząb, a po jakimś czasie Jacek też. Jemu zdarzyło się ciężkie uszkodzenie barku na treningu dżudo, a ja całkiem niedawno doznałem skomplikowanej kontuzji tego samego barku podczas udziału w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Dziwna koincydencja? Jej interpretację pozostawiam czytelnikom. Często się zdarza, że jeżeli mnie coś boli, to także boli jego, np. zerwany paznokieć. Kiedy Jacek miał operację barku i leżał pod narkozą w szpitalu, nie wiedziałem o tym, ale czułem się fatalnie i nie wiedziałem, co mi jest. Niemal chodziłem po ścianach. A z drugiej strony, mimo tych wszystkich podobieństw, jest w nas jakaś ogromna chęć pokazania swojej autonomii. Ja robię kompletnie co innego niż mój brat, a on także nie chce być kojarzony ze mną. Choć niestety pomyłki się zdarzają – jak choćby ostatnio w „Newsweeku” pod zdjęciem i wywiadem z moim bratem napisano: JAROSŁAW KRET – i to nas wprowadza w zdumienie i zafrasowanie.

Świat fotografii

– Jest pan reporterem i dziennikarzem telewizyjnym, podróżnikiem, prezenterem prognoz, ale jest pan też zawodowym fotografikiem z kilkuletnim stażem w „National Geographic”. Jednak pańskie znakomite portrety w różnych aranżacjach wykonał dla „Vivy!” ktoś inny, Łukasz Murgrabia. Co pan sądzi o jego pracach?
– Podobało mi się to, co zrobił, bo jest szybki, kreatywny, myślący, wrażliwy, ze świeżą głową. To, co zrobił, było fajne, ale znaczny udział miała tutaj też charakteryzacja. Pomysł był trochę jego, trochę i mój, ja przyniosłem turban i inne akcesoria, ubrania. Wyreżyserowałem również kiedyś sesję zdjęciową Wojtka Wojtczaka w Egipcie. Znam Egipt jak własną kieszeń i mogłem wiele zaaranżować, wiedząc, dokąd pojechać, gdzie się ustawić, jakie są tam warunki oświetleniowe, jaki nastrój miejsca.

– W księgarniach są dwa pańskie albumy fotograficzne – „Moja Ziemia Święta” i „Ziemia Święta”. Czy nie uważa pan, że te wszystkie zabytkowe miejsca odnoszące się do wydarzeń Nowego Testamentu zostały przez wieki i kolejnych gospodarzy tak mocno przerobione i zafałszowane, że trudno dziś orzec, co jest autentykiem, oryginałem?
– Poniekąd. Robiąc album „Moja Ziemia Święta”, starałem się pokazać swoje widzenie tych miejsc i zdarzeń, jakie tam się odbyły. Jest tam np. zdjęcie zrobione na dachu Bazyliki Grobu Pańskiego, gdzie widać dwa namalowane krzyże i jeden drewniany przybity do drzwi oraz ubogiego mnicha etiopskiego. Z tego miejsca emanuje straszliwa bieda i prostota. Zasugerowałem widzowi, że tak właśnie widzę Golgotę. A dalej, na prawdziwej Golgocie, mamy już przepych kapiący złotem. Takie jest dziś moje widzenie rzeczywistości sprzed 2 tys. lat. To nie jest łatwy w odbiorze album, raczej próba zmierzenia się z problemem, trudne wyzwanie. Zawsze jednak element tajemnicy może sprowokować do myślenia. Spotykam się z bardzo ciekawymi reakcjami. Otrzymuję do dziś wiele listów i sygnałów, że ludzie dostrzegli na tych zdjęciach to, czego ja wcale nie widziałem. Bardzo mnie cieszy, że sprowokowałem do refleksji. Każdy widzi Ziemię Świętą po swojemu. Temat jest dla Polaka trudny, ale o tyle zrozumiały, że należymy do kręgu kultury judeochrześcijańskiej. Gdybym miał przedstawić w formie albumu tajemnice np. buddyzmu, hinduizmu, miejsca związane np. z Ramajaną, byłoby to zadanie ponad siły. Przynajmniej dla mnie.

– Ale gdyby był pan rodowitym Hindusem, mógłby pan to zrobić.
– Pewnie tak.

Jarosław Kret – (ur. w 1964 r.) dziennikarz telewizyjny, fotoreporter, członek prestiżowego The Explorers Club. Studiował egiptologię i kulturoznawstwo na UW. Od 1993 r. pracuje jako dziennikarz. Pisze i fotografuje, m.in. dla „The National Geographic”, jest autorem i prezenterem programów telewizyjnych, prowadził m.in. „Teleexpress”, realizuje reportaże i filmy dokumentalne. W TVP 1 prezentuje prognozy pogody.

 

Wydanie: 2008, 26/2008

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy