Nie ma wody bez radia

Nie ma wody bez radia

Wojciech Ganczarek Korespondencja z Argentyny   Jest środek zimy, siedzimy  wszyscy w kurtkach i swetrach. Chłody Patagonii łagodzi gazowy grzejnik w kącie sali. Maiten, 30-latka z etni Mapuczów, mówi na temat krajowych mediów – podobnie jak władza treści informacyjne są w Argentynie silnie scentralizowane. Z telewizji można się dowiedzieć, że w Buenos Aires ktoś rozbił samochód, rozwiodła się gwiazda programu rozrywkowego, a w jednej ze stołecznych dzielnic zawalił się słup energetyczny. – Wiadomości niezwykłej wagi dla mieszkańców położonego 2 tys. km dalej Junín de los Andes – ironizuje. – Tymczasem lokalne władze ogłaszają akcję elektryfikacji regionu. O tym jeszcze ktoś przebąknie. Ale już nikt nie zwróci uwagi, że chodzi o podłączenie prądu jedynie największym właścicielom ziemskim w okolicy – dodaje z mieszanką pasji i spokoju właściwą społecznikom, którzy znają temat. – A my zaprosiliśmy ministra do studia, zapytaliśmy o program wsparcia dla małych producentów. Wiercił się, kręcił, w końcu odbąknął, że nie istnieje. O tym trzeba informować, nie o Buenos Aires – podkreśla Maiten. – A jak się finansujecie? – pytam. – Przede wszystkim dzięki pierogom.   Krytyczne początki   Argentyńczycy dobrze pamiętają rok 2001.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2020, 51/2020

Kategorie: Świat