Wojna o Białoruś

Wojna o Białoruś

Milcząca większość nie chce, by jej kraj był poligonem doświadczalnym i próbą generalną przed Moskwą Temat zawirowań politycznych na Białorusi nie schodzi z pierwszych stron gazet i czołówek wiadomości telewizyjnych. Ale w tym szumie medialnym więcej jest banałów, frazesów, dezinformacji i mitologii politycznej niż rzetelnej prezentacji faktów, nie mówiąc już o ich analizie. Zaściankowe polskie media i „politycy” znają tylko jedno „wyjaśnienie” o uniwersalnym zastosowaniu. Niepokoje u wschodniego sąsiada kojarzą im się z karnawałem Solidarności: lato białoruskie miałoby być przebudzeniem społeczeństwa od ćwierć wieku ciemiężonego przez narzuconą i wrogą mu władzę. „Jest nieoczekiwanie wiele podobieństw między obecną sytuacją na Białorusi a wydarzeniami w Polsce w 1980 r.”, ocenił ambasador Polski przy Unii Europejskiej Andrzej Sadoś w artykule „Białoruś – lekcje polskiej Solidarności”. To błędne rozumowanie, które w Polsce uchodzi za polityczny aksjomat i podstawę legitymizacji posolidarnościowego reżimu, podzielany niemal przez wszystkie partie, od „postkomunistów”, przez narcystyczną „lewicę”, do POPiS. Zapytajmy zatem, o co dziś walczą demonstrujący na ulicach białoruskich miast i czy na pewno o to, co było kiedyś celem Solidarności. Najpierw jednak musimy odpowiedzieć na pytania, czym jest dzisiejsza Białoruś i skąd się wzięła. Jaki charakter oraz legitymację ma funkcjonująca tam władza? Kto ją popiera? Kto jest przeciw niej?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2020, 37/2020

Kategorie: Opinie
Tagi: Białoruś