Wolny Irak w puszcie

Wolny Irak w puszcie

W węgierskiej bazie Amerykanie szkolą 5 tysięcy arabskich pomocników do walki z Saddamem Husajnem Taszár, niewielka szara miejscowość zagubiona wśród węgierskich stepów, strzeżona jest lepiej niż dzielnica rządowa w Budapeszcie. Armia ustawiła tu baterie rakiet przeciwlotniczych, w gotowości do startu czekają dwa śmigłowce. 100 budynków uznano za obiekty zagrożone, MSW przysłało silne oddziały policji. Władze, ale także obywatele, obawiają się ataków terrorystycznych. Karoly Szita, burmistrz pobliskiego Kaposvaru, skąd administrowane jest Taszár, lęka się, że obie miejscowości „znalazły się być może na czarnej liście Osamy bin Ladena”. Minister obrony Ferenc Juhász uznał burmistrza za „największego siewcę histerii w kraju”, ale przecież środki bezpieczeństwa nie są łagodzone. W Taszár, miejscowości z zaledwie kilkoma ulicami, mającej 2,1 tys. mieszkańców, położonej w odległości 200 km na południe od Budapesztu, w czasach Układu Warszawskiego znajdowała się wielka baza lotnicza wojsk radzieckich. W 1995 r. dawne tereny wojskowe wydzierżawili Amerykanie. Z lotniska w Taszár startowały samoloty US Army, bombardujące pozycje serbskie podczas wojen w Bośni i w Kosowie. Obecnie na terenie bazy, przed którą wciąż stoi pomnik Jurija Gagarina, Amerykanie szkolą irackich ochotników, którzy pomogą im w rozprawieniu się z Saddamem Husajnem i w administrowaniu nowym Irakiem. Z prośbą w tej sprawie Stany Zjednoczone wystąpiły w końcu listopada 2002 r., na krótko przed szczytem NATO w Pradze. Węgierscy politycy znaleźli się między młotem a kowadłem. Pragnęli oszczędzić swemu krajowi kłopotów, zdawali też sobie sprawę, że 76% obywateli przeciwnych jest wojnie z Irakiem, nawet usankcjonowanej przez ONZ. Z drugiej strony nie mogli odmówić potężnemu sojusznikowi. Podobno początkowo Waszyngton domagał się, aby w Taszár opozycyjni wobec reżimu Saddama Husajna Irakijczycy byli szkoleni do walki zbrojnej. Węgierscy ministrowie nie wyrazili na to zgody. Doszło do negocjacji, podczas których ustalono, że rząd w Budapeszcie otrzyma dane wszystkich „rekrutów”, którzy przybędą do Taszár. Osoby „arabskiego pochodzenia” nie będą mogły nosić broni. Z terytorium Węgier ochotnicy nie zostaną przewiezieni bezpośrednio do strefy walk. Powinni być zresztą szkoleni jako tłumacze, przewodnicy i strażnicy, ale nie jako żołnierze. Przez cały czas pozostaną na terenie bazy wojskowej. – Mieszkańcy Taszár nie mogą zauważyć śladu ich obecności, z wyjątkiem śpiewu wzywającego do modlitwy muezina – oświadczył minister Juhász. Waszyngton przyjął powyższe warunki, mimo to wśród polityków w Budapeszcie zapanowała frustracja. Nie tylko członkowie węgierskiej elity władzy zdają sobie sprawę, że Taszár jest znakomitą bazą do operacji na Bałkanach, ale przecież nie w dalekiej Mezopotamii. Amerykanie mogli znacznie skuteczniej szkolić irackich ochotników w którymś ze swych licznych punktów oparcia w Bahrajnie czy w Kuwejcie. Jeśli zdecydowali się na Taszár, to wyłącznie z przyczyn politycznych. Węgry zostaną przez to jeszcze mocniej włączone w system sojuszy USA i w irackie przedsięwzięcie prezydenta Busha, budzące gwałtowny sprzeciw światowej opinii publicznej. Lewicowo-liberalny rząd i konserwatywna opozycja zaczęły się wzajemnie oskarżać o zbytnią uległość wobec Wuja Sama. István Simicskó, zastępca przewodniczącego parlamentarnej komisji obrony i jeden z filarów opozycyjnej partii Fidesz, uznał, że wszystkiemu winien jest premier Péter Medgyessy, który w czasach socjalizmu współpracował z węgierskimi służbami specjalnymi i teraz musi gorliwie wysługiwać się Amerykanom, aby ci przymknęli oczy na jego kompromitującą przeszłość. Politycy z obozu rządowego całą odpowiedzialność składają natomiast na poprzedni, narodowo-konserwatywny gabinet premiera Viktora Orbána. Polityk ten po wejściu Węgier do NATO w 1999 r. demonstracyjnie odmówił spełnienia sojuszniczych zobowiązań – modernizacji sił zbrojnych. Wywołało to gniew Wielkiego Brata zza Atlantyku. 1 listopada 2002 r. w Departamencie Stanu ujrzał światło dzienne dokument stwierdzający, że Węgry zasługują na „nagrodę dla tego z nowych członków NATO, który sprawił największe rozczarowanie”. W tej sytuacji premier Medgyessy nie miał innego wyjścia – musiał wpuścić irackich ochotników do Taszár. Opozycja natychmiast uznała ich obecność za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Do końca nie wiadomo, ile „osób pochodzenia arabskiego” szkoli się w madziarskich stepach. Ministrowie i rzecznicy rządu podawali liczby od tysiąca do 4,5 tys. Irakijczyków i 1,5 tys. amerykańskich instruktorów. Opozycja nie szczędziła krytyki – czy rząd

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2003, 2003

Kategorie: Świat