Wołomin – kiedyś miasto mafii, dziś PiS

Wołomin – kiedyś miasto mafii, dziś PiS

Szeregowych samorządowców zastępują weterani wielkiej polityki i sieroty po Lechu Kaczyńskim Magda Niewiadomska (imię zmienione) niechętnie przyznaje, że mieszka w Wołominie. – Członkowie gangu wołomińskiego dawno gryzą ziemię, mimo to wszyscy kojarzą nas z mafią – tłumaczy z goryczą. Najgorzej jest na prowincji. Festiwal nienawiści do Wołomina zaczyna się już na szosie: rejestracja WWL działa na innych kierowców niczym płachta na byka. Trąbią, wyprzedzają. Pokazują faki, nawet jeśli się jedzie dostojnie, „noga za nogą”. Magda przypuszcza, że niechęć do „wuwueli” napędziły polskie filmy gangsterskie, w których co drugi gangsta jeździł merolem na wołomińskich blachach. – Na swoje nieszczęście noszę też to samo nazwisko co „Dziad” i „Klepak” – ciągnie listę żalów. – Ale Niewiadomski w Wołominie i okolicy to bardzo popularne nazwisko. Nie wszyscy Niewiadomscy ściągali haracze, produkowali amfetaminę, lewe pieniądze, przemycali alkohol i kokę. Poza tym tzw. wołomińscy mafiosi w większości pochodzili z Ząbek. To nie byli nasi ludzie, ale przyjezdni! Ale cóż, media zrobiły swoje… Magda doskonale pamięta nagłówki gazet o walce gangów wołomińskiego i pruszkowskiego albo o koalicji gangsterów z Marek i Wołomina. Doskonale pamięta też, że ostatnie newsy o gangu przypominały nekrologi. – Nie żyją „Dziad”, „Lutek”, „Wariat”, „Klepak”, „Mrówa”, „Hiszpan” i wielu innych – mówi Magda. – Ale co z tego, skoro teraz w Wołominie mamy inną mafię: po raz kolejny rządzą nami przyjezdni, tyle że ze świata wielkiej polityki. I znowu wszyscy z nas się śmieją i za plecami pokazują faki. Nie da się tu żyć! Lokalne „Życie Powiatu Wołomińskiego” pokazuje inną rzeczywistość: wywiady z oficjelami układają się w bajkowy obraz świata. W tym świecie do małego, podwarszawskiego Wołomina zjeżdżają dobrotliwie uśmiechnięci weterani wielkiej polityki. Zależy im na mieście, chcą, aby jego mieszkańcom żyło się godnie i dostatnio. Młodemu, debiutującemu burmistrzowi Ryszardowi Madziarowi (nazywanemu przez mieszkańców „Madzią”) doradza Jacek Sasin, były wojewoda mazowiecki, zastępca szefa Kancelarii Prezydenta. Na razie jest tylko doradcą z własnym pokojem, ale wkrótce obejmie stanowisko pełnomocnika burmistrza ds. społecznych. Pomocą Madziarowi służy też Józef Wierzbowski, były współpracownik Antoniego Macierewicza, weryfikator Wojskowych Służb Informacyjnych. W tej samej komisji weryfikacyjnej zasiadał niegdyś Roman Kroner, który teraz siedzi w wołomińskich kadrach. „Madzia” nie musi się kłopotać promocją Wołomina: zajmuje się nią Tadeusz Deszkiewcz, w przeszłości szef promocji ratusza rządzonego przez Lecha Kaczyńskiego, ostatnio spec od komunikacji społecznej w NBP Sławomira Skrzypka. Prawdziwi specjaliści pracują też w nowo stworzonym Wydziale Organizacji i Komunikacji Społecznej. Jego szefem jest Maksym Gołoś, niegdyś rzecznik wojewody Jacka Sasina, później asystent w kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Pracownik jego wydziału, Marcin Wierzchowski, ostatnio organizował spotkania prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a teraz zajmuje się grafikiem burmistrza Madziara. Sprzątaczki z urzędu zgodnie twierdzą, że Wierzchowski najszybciej ze wszystkich weteranów biega po piętrach i sprawia wrażenie zarobionego. Ale sieroty po wielkiej polityce biegają nie tylko po korytarzach urzędu przy Ogrodowej 4. Już za rządów Madziara wiceprezesem wołomińskiego Zakładu Energetyki Cieplnej został były wojewoda mazowiecki, prawnik z wykształcenia, Wojciech Dąbrowski. Przyznaje, że nie ma doświadczenia w branży ciepłowniczej, ale w spółce otaczają go fachowcy. On zaś niesie im ideę modernizacji. O tym, podobnie jak inni weterani, chętnie opowiada w lokalnej prasie, a jak się da, to i w lokalnym radiu FaMa. Rozgłośnia jest komercyjna, ale otwarto ją z przytupem i z udziałem wołomińskich władz. Nowa władza dba o dobry PR. Ale Magda Niewiadomska nazywa to, co się dzieje w mieście, innym, bardziej znanym kiedyś skrótem: TKM. Czyli: teraz, k… my. A to już nie przypomina bajki, tylko film gangsterski z mafią w roli głównej. Pisiory i Współniemoty, czas wziąć się do roboty. Minęło miesięcy kilka, zaprzęg i orka nie dla wilka*. Urzędnik X ma swoją strategię przetrwania: przychodzi do pracy punktualnie, z nikim nie rozmawia, robi swoje, wychodzi pięć minut po 16. Nie pije kawy, bo potem w WC może się natknąć na pisowszczyka. Nie daj Boże w łazience będzie ktoś jeszcze i kiedy wyjdą razem, rozniesie po piętrach, że urzędnik X wszedł w kontakt z pisdecją. Trzeba być ostrożnym, bo takie plotki rozchodzą się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 27/2011

Kategorie: Kraj