Wołyń – przemilczana historia

Wołyń – przemilczana historia

Wola Ostrowiecka. Część kości wydobytych ze zbiorowej mogiły – obok Leon Popek, sierpień 1992 r. (fot. Archiwum) zrodlo: http://www.domkulturylsm.pl

Na Kresach zamordowano ok. 150 tys. Polaków! Tylko na Wołyniu Polacy zginęli w prawie 2,5 tys. miejscowości Dr Leon Popek – historyk, archiwista, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, opiekun polskich miejsc pamięci na Wołyniu. Konsultant historyczny w filmie „Wołyń”. Jeszcze w latach 70. rozpoczął prywatnie zbieranie relacji świadków ludobójstwa OUN-UPA. Od 1990 r. organizuje akcje renowacji i porządkowania wołyńskich cmentarzy. W 1992 r. współorganizował ekshumacje szczątków ofiar OUN-UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Jest autorem lub współautorem 21 książek i ponad 180 artykułów, głównie na temat historii Kresów. Ile jest w „Wołyniu” prawdy, a ile fikcji? – W tym filmie skupiają się jak w soczewce wszystkie najistotniejsze problemy, które zaistniały nie tylko na Wołyniu, ale również w Małopolsce Wschodniej – województwach lwowskim, stanisławowskim, tarnopolskim… Na dobrą sprawę nie wiemy, w jakiej wsi toczy się akcja, nie możemy tego dokładnie umiejscowić. To dzieje się gdzieś na Wołyniu, a raczej – na Kresach. A ile jest prawdy i fikcji? Każda scena, która znajduje się w filmie, ma potwierdzenie w dokumentach, w relacjach, we wspomnieniach. Z różnych miejsc, miejscowości, z Kresów. Możemy więc sobie wyobrazić, że tak właśnie było. Tak wyglądały tamte wsie, tamte zwyczaje… I tamte wydarzenia. – Dokładnie tak. Choć w filmie jest spojrzenie autora. Reżyser ma do tego prawo. A jak panu pracowało się przy filmie? W Polsce dramat Wołynia jest zdecydowanie mniej znany niż np. powstanie warszawskie. – Nie byłem jedynym konsultantem „Wołynia”. Reżyser miał cały sztab ludzi – od strojów, od broni, od mundurów, od obyczajów. Pięknie zostały pokazane obrzędy, zwyczaje związane z porami roku. Majstersztyk! To jest oddanie tamtego świata w każdym detalu. I teraz – na tle tego wszystkiego – tamte krwawe wydarzenia. A moja rola? Kilka razy spotykałem się z Wojtkiem Smarzowskim jeszcze przed powstaniem filmu. Rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy, udostępniłem mu książki dotyczące tamtych wydarzeń, wspomnienia. Potem, gdy powstawał film, też rozmawialiśmy. Smarzowski słuchał. I za każdym razem zadawał pytanie: „Co się panu nie podobało, proszę szczerze”. A ja widziałem wielką fachowość, przywiązanie do najmniejszych detali, do tego, żeby każda scena miała sens. Zakazany świat Dlaczego tak mało wiemy o Wołyniu? O wiele mniej niż o innych dramatycznych wydarzeniach? – Złożyło się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, w okresie PRL Wołynia właściwie nie było. Nie było badań ani literatury, zaledwie kilka osób tym się zajmowało. Jeżeli już poruszano jakiś temat, to nie Armii Krajowej, 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, uwypuklano najczęściej działalność partyzantki radzieckiej. Z krzywdą dla faktów. Dla władzy ten temat nie istniał. A po roku 1989? – Wtedy zaczęto mówić o Wołyniu. Ale – co nie jest przypadkiem – nie zajęli się tym zawodowi historycy. Ten temat nie był drążony, nie był badany w katedrach historii naszych uczelni. Największe dzieło dotyczące Wołynia, „Ludobójstwo na Wołyniu”, to praca Ewy i Władysława Siemaszków, którzy nie są historykami. Dzieło wspaniałe, można powiedzieć – wyjątkowe. Tam są dokumenty, relacje, wspomnienia i, co najważniejsze, nazwiska. Nazwiska osób, które zginęły. Wymienionych jest prawie 2 tys. miejscowości i niemal 20 tys. nazwisk, imion… W ostatnich latach powstało wiele prac wspomnieniowych, monografii poszczególnych miejscowości. Są już także pierwsze dobre warsztatowo prace pisane na podstawie dokumentów. Można więc powiedzieć, że Wołyń przez te dwadzieścia kilka lat został dosyć dobrze opisany. Szkoda tylko, że w literaturze, w mediach temat ludobójstwa Polaków na Kresach jest nadal zawężany tylko do Wołynia. Małopolski Wschodniej nie ma. – Jest rok 1943 i Wołyń. A w 1944 r. terror OUN-UPA przeniósł się do województw południowych. Na terenach województwa lwowskiego zginęło ok. 18 tys. Polaków, w województwie stanisławowskim ok. 12 tys., w tarnopolskim – prawie 25 tys., w lubelskim – też kilka tysięcy, a jest jeszcze przemyskie… W sumie zamordowano ok. 150 tys. Polaków! Na Wołyniu – 60 tys. ofiar, a na innych terenach – 90 tys. A one praktycznie nie istnieją w opisie dziennikarskim, w naszej świadomości i – co ważne – w rocznicach. Nie obchodzimy rocznic ludobójstwa Polaków w 1944 czy 1945 r. Pamiętamy o rocznicy wołyńskiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Wywiady