Wróć do żony, Romeo

Była samotna, bo mówiła najbliższym, że powinni ją opuścić – I naprawdę odpisałaś mu, że powinien Bogu dziękować za taką żonę, a nie wymyślać sobie, że jest między nimi przepaść intelektualna, którą trzydzieści lat małżeństwa nie zdołało zasypać? I że asystentka pozbawi go raczej kasy, niż doda mu życia? – Sylwia znowu musiała się upewnić, czy Ewa wysłała kolejny arogancki list do człowieka, który szukał u niej pomocy. Ewa pokiwała głową i dziabnęła wielki kawał mięsa. Ewa była tyczkowata, pochłaniała, co chciała i od lat nie przytyła ani kilograma. Sylwia pomyślała ponuro, że los sugeruje Ewie – rób, co chcesz, a i tak nie poniesiesz konsekwencji. Jedz za dużo, mów za dużo, obrażaj za dużo, a i tak wszyscy będą ci padać do nóg. Zaczęło się dwa lata temu. Zachorowała prowadząca program “Dobre rady twojej Anny”. Na widowni świeżo rozwiedzeni, w pierwszym rzędzie psycholodzy, za chwilę wchodzą na antenę, a Anna ze złamaną nogą leży w ambulatorium. Poślizgnęła się na schodach. Tak się spieszyła do studia. Ewę wyciągnięto z barku. – Czy mogłaby wyjątkowo, naprawdę wyjątkowo, poprowadzić “Dobre rady”? Szef stacji starał się mówić z jak najmniejszym powątpiewaniem. To przecież nie jest wina Ewy, że w ogóle nie nadawała się do tej roli. Z obrzydzeniem ciągle odchudzającego się patrzył, jak Ewa kawałkiem chleba wyciera warstwę majonezu. Co ona robi? – zastanawiał się. Aha, ma w niedzielę program “Balkon jak ogród”. Przesadza kwiatki i to powinna robić do końca życia. Przecież żaden facet by z nią nie wytrzymał. – W porządku – tak Ewa odpowiedziała te dwa lata temu. Na talerzu pozostała jeszcze plama majonezu, Ewa spojrzała na nią smętnie. – A w jakiej sprawie mam radzić? – zapytała. – Mężczyźni, dopiero co po rozwodzie. Czasem sami składali pozew, a teraz nie potrafią sobie poradzić – szef nerwowo spoglądał na zegarek. – A co? Brakuje im obiadków i wyprasowanych koszul? Kochanka nie jest taka chętna, a w ogóle dlaczego myślałem, że to taki gejzer seksu? – Ewa wykrzywiła twarz przedrzeźniając rozwodników. Szef pomyślał, że może lepiej było ją zostawić na balkonie, ale było już za późno. Migało czerwone światełko, zaczynał się program. Gorzka lekcja Ewa nie pouczała najbliższych. W związku z tym Sylwia mogła spokojnie powiadomić ją o swojej czwartej ciąży. I wiedziała, że przyjaciółka, która sympatii, żadnego chłopaka nie miała nawet w podstawówce, nie zacznie tłumaczyć jej – jak pewnej pani w czasie programu – że miłość to niekoniecznie rozmnażanie. – O czym myślisz? – zapytała Ewa. – O mnie? Odpowiadam najszczerzej jak umiem. A tym, co kpią z mojej samotności, tłumaczę, że podglądanie cudzego szczęścia jest nadzwyczaj pouczające. – Wiem – odpowiedziała Sylwia. – Ale jest gatunek ludzi wrażliwych. Twoje teksty ich nie mobilizują, tylko dołują. – Nie spotkałam jeszcze kogoś takiego – Ewa pokręciła głową. – Pamiętasz ten pierwszy program z rozwodnikami? Najpierw były afery i pretensje, potem listy dziękczynne. Niektórzy umocnili się w przekonaniu, że rozwód był słuszny, ale paru powiedziało sobie, że każdy może się mylić. I wrócili do domu. – Ale przecież nie wiesz, czy wszyscy twoje rady potraktowali jak objawienie. Przecież nie każdy informuje cię, jak sobie poradził. – I bardzo dobrze. Kontakt ze mną jest jednorazowy. Ale skończmy z tym wałkowaniem programu. Coś ty taka blada? – Jestem w ciąży – odpowiedziała Sylwia. – I chyba nigdy tak źle się nie czułam. Ewa przytuliła przyjaciółkę: – Będę z tobą. Wieczorem porozmawiamy. Trzeba znaleźć jakiegoś lekarza, lepszego od tego poprzedniego. Przecież jesteś coraz starsza i nie możesz chodzić po jakichś przychodniach. Sylwia pokiwała głową. Telewizja prywatna dzielnie znosiła jej ciążę, ale Sylwia wiedziała, że gdy nowe dziecko przyjdzie na świat, nie starczy na wakacje dla pozostałych. A Kamil znowu jej powie, że nie może zrobić doktoratu, bo musi wziąć coś dodatkowego. Czasami Sylwia odnosiła wrażenie, że Kamil płodził następne dzieci tylko po to, żeby wykpić się z doktoratu. Pożegnały się w drzwiach. Ewa z niechęcią poddała się charakteryzatorkom, które próbowały rozjaśnić jej twarz. Dzisiejszy temat – “Dlaczego dzieci nas opuszczają? ”. Ewa się uśmiechnęła. Zaprosiła paru

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 22/2000

Kategorie: Przegląd poleca