Dla uzdolnionych dzieci wakacyjny plener to często jedyna szansa rozwinięcia własnego talentu Farby, pędzelki, kredki, blok. Normalna rzecz. Ma je każde dziecko. Nawet to, które nie bardzo potrafi rysować. Na Ogólnopolskim Plenerze Plastycznym w Zakopanem spotkały się jednak takie dzieci, dla których kartka i ołówek to za mało. Zwycięzcy i wyróżnieni w trwających cały rok konkursach plastycznych marzą o prawdziwych sztalugach, farbach olejnych i suchych pastelach. A nie zawsze mają choćby zwykłe farbki. – Pierwszy raz zobaczyłam, że można rysować nie tylko kredkami – mówi 11-letnia Magda, która przyjechała z wioski w północnej Polsce. Pierwszy raz zobaczyła też góry. Przedtem nigdzie nie wyjeżdżała. Żeby namalować Tatry, szukała ich zdjęć w podręczniku do geografii. Dzięki Krajowemu Stowarzyszeniu Pomocy Szkole, które zorganizowało i w znacznej części sfinansowało pobyt małych artystów w Domu Wczasowym „Salamandra” w Zakopanem, uzdolnione plastycznie dzieci już po raz ósmy miały szansę rozwijać swój talent pod okiem artystów plastyków. – Dla wielu uczestników pleneru to jedyna okazja, by przestać rysować do szuflady i poznać nowe techniki plastyczne – tłumaczy Zdzisław Bartol, członek Zarządu KSPS. Odkąd w szkołach zlikwidowano zajęcia pozalekcyjne, a zamiast lekcji muzyki i plastyki wprowadzono nowy przedmiot – sztuka – który może być albo muzyką, albo plastyką w zależności od możliwości kadrowych szkoły, większość uzdolnionych dzieci w ogóle nie ma plastyki. I w ogóle nie wie, że ma talent. – Takie dzieci często chwytają za kredkę dopiero pod wpływem impulsu – mówi wychowawca i plastyk Jerzy Kopras, który na co dzień prowadzi terapię plastyczną dla młodzieży niepełnosprawnej umysłowo. – Dowiadują się o konkursie plastycznym, wyciągają stare, wyschnięte farby i wygrywają. A potem mogą liczyć tylko na łut szczęścia. Wielobarwna dusza Trudno bowiem o kółko plastyczne w małym miasteczku lub na wsi. Zwykle trzeba do niego dojeżdżać kilkanaście kilometrów. I mieć pieniądze na farby i kredki. Na plenerze w Zakopanem dzieci nie muszą się o to troszczyć. Wystarczy, że chcą malować. Na brystolu, płótnie, jedwabiu, szkle. A chcą praktycznie bez przerwy. – Dzieciaki same wymuszają na nas zajęcia – uśmiecha się Jacenty Pietras, który w ciągu roku szkolnego pomaga rozwijać się poprzez sztukę dzieciom z porażeniem mózgowym. – Zaraz po śniadaniu zbierają się pod naszymi pokojami i nie dadzą dopić kawy. Na efekty nie trzeba długo czekać. Już w połowie turnusu kreska staje się pewniejsza, kolory odważniejsze, perspektywa dokładniejsza. – Właśnie to daje największą satysfakcję – mówi Jerzy Kopras. – I nam, i dzieciom. Nieporadne kroki stawiane w plastyce po dwóch tygodniach zamieniają się w równy marsz po pewnym gruncie. Najlepiej widać to przedostatniego dnia pobytu, kiedy plenerowicze organizują wystawę swoich prac. Nie muszą specjalnie zapraszać gości. Już na pół godziny przed oficjalnym rozpoczęciem pod salą kręci się spora grupa wczasowiczów, którzy wypoczywają w tym samym ośrodku. Mali artyści są niezwykle przejęci. – To moje! – wykrzykuje z dumą 11-letni Mateusz, pokazując wywieszone tuż przy wejściu obrazki. – Naprawdę mogą być z siebie dumni – mówi Jacenty Kopras. Sala wypełniona jest pracami wykonanymi w najróżniejszych technikach. Kredka, pastele, piórko, ołówek, akwarela. Kolorowe, jedwabne szale, szklane wazony i kieliszki, ozdobione oryginalnymi wzorami. – Widać, że macie duszę o wielu barwach – kiwa z niedowierzaniem głową Zdzisław Bartol, który wręcza dzieciom dyplomy i książki. Dzieci szybko rzucają na nie okiem, po czym odkładają, gdzie popadnie i natychmiast zatapiają się w lekturze „Małego rysownika” lub „Młodego plastyka”. Wyjątkowe dzieci To są wyjątkowe dzieci, mówią zgodnie plastycy, którzy na plenerze pełnią też rolę wychowawców. Nie chcą telewizora ani gier wideo. Wystarczą im pędzle. W każdej wolnej chwili siadają i rysują. Bez żadnego przymusu. Śpieszą się z wycieczki, by jak najprędzej oddać obrazami swoje przeżycia. Gdy górale opowiadają im historię o Janosiku, większość z nich zamiast słuchać, szkicuje postać górala. Nie dojadają posiłków, rysują patykiem na ziemi, tworzą małe dzieła sztuki z serwetek śniadaniowych. – Tego ich właśnie uczymy. Umiejętności wyrażania swoich przeżyć poprzez język plastyki – mówi Aniela
Tagi:
Natalia Wojciechowska









