Wyborcza dogrywka

Wyborcza dogrywka

Kandydaci Lewicy i Demokratów muszą zabiegać o głosy do samego końca 26 października odbędzie się II i zarazem decydująca tura bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dotyczy to 843 gmin i miast w całej Polsce. Największe emocje, ze zrozumiałych względów, wzbudza oczywiście rywalizacja w stolicy. Mimo dobrego wyniku, jaki uzyskał tu Marek Borowski (22,61%), liderowi SdPl nie udało się wejść do decydującej rozgrywki. Sztuka ta udała się natomiast zdecydowanemu faworytowi do prezydenckiego fotela w Krakowie, prof. Jackowi Majchrowskiemu, kandydatowi bezpartyjnemu, popieranemu przez centrolewicę. Bezpartyjność pomaga Uzyskując 42,31% głosów, urzędujący prezydent grodu Kraka zdeklasował swych konkurentów. Zwycięstwo to, mimo bardzo brutalnej kampanii, wydaje się premią za mijającą kadencję oraz wyrazem zadowolenia z działań ekipy rządzącej od czterech lat w miejskim ratuszu. – Ja proponuję stabilizację, kontynuację i nowe inwestycje. Proponuję realizację faktycznych celów, wyliczonych, sprawdzalnych, zgodnych z rachunkiem ekonomicznym. Nie proponuję tego, czego nie mogę zrobić, tylko po to, żeby przypodobać się dziś wyborcom, a jutro zawieść ich zaufanie. Przejęcie władzy przez PiS, a więc ludzi, którzy chcą sprawować władzę wyłącznie z żądzy jej posiadania, stanowi ogromne zagrożenie dla miasta – mówi Jacek Majchrowski. Chociaż wynik wyborów w Krakowie nie jest już taką niespodzianką jak cztery lata temu, to jednak walka będzie trwać do samego końca. Szczególnie że bardzo możliwa jest konsolidacja miejscowych środowisk PO i PiS wokół kandydatury tej drugiej partii, Ryszarda Terleckiego. – W pierwszej turze tegorocznych wyborów samorządowych byliśmy niestety świadkami politycznych rozgrywek. Faktem było blokowanie list i kupczenie mandatami. Ja w tym nie uczestniczyłem. Chcę też podkreślić, że w ciągu ostatnich czterech lat mojej prezydentury udowodniłem, że możliwe jest działanie ponad podziałami – dodaje prof. Majchrowski. Również inny bezpartyjny kandydat popierany przez Lewicę i Demokratów może uznać swój wynik za sukces. Roman Jasiakiewicz, który pokonał w Bydgoszczy legendę „Solidarności”, Jana Rulewskiego, prowadzi zaawansowane rozmowy z miejscową PO. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” dwa dni po wyborach mówił: – Mam zapewnienie przyjaciół z PO, że otrzymam ich poparcie w II turze. Jednak w późniejszej, bezpośredniej rozmowie nie był już tego taki pewien. Szanse wydają się wyrównane, zwłaszcza że strata do zwycięzcy I tury, Konstantego Dobrowicza, była minimalna. Swoją energię Roman Jasiakiewicz zamierza poświęcić przede wszystkim na kampanię bezpośrednią: – Wierzę, iż przyzwoitość jest silniejsza od nieczystych zagrań, insynuacji i pomówień, którymi posługuje się mój konkurent. Kolejnym kandydatem, dla którego odklejenie partyjnej etykietki okazało się bardzo pomocne, jest Zbigniew Kosmatka. Kiedy powstawała SdPl, wystąpił z SLD, pozostał osobą bezpartyjną. Ten wieloletni prezydent Piły uzyskał poparcie na poziomie 46,16%, czyli prawie dwukrotnie większe niż jego kontrkandydat, Rafał Zdzierela z PO. Chce pokazać wyborcom konsekwencję w działaniu i w tym widzi swoją szansę na końcowy sukces. Jak sam mówi: – Najważniejsze to nie dać się sprowokować i zachować spokój w końcówce kampanii. Wyborcy docenili moją merytoryczną pracę dla miasta i to cieszy. „Nieustraszeni” Jednak wśród kandydatów, którzy znaleźli się w II turze, są również osoby, które nie obawiały się wystartować pod szyldem koalicji SLD+SdPl+PD+UP. Izabella Sierakowska, kandydatka Lewicy i Demokratów, która wygrała w Lublinie I turę wyborów prezydenckich, zdobywając ponad 25% głosów, wyeliminowała m.in. urzędującego prezydenta z PiS i w II turze zmierzy się z Adamem Wasilewskim. Mimo tego sukcesu jedyną szansą również dla niej wydaje się przeniesienie dyskursu kampanii na szczebel ponadpartyjny. Tylko tak może zawalczyć o większość elektoratu. – Mogę zagwarantować, że u mnie nie będzie partyjniactwa ani czystek w ratuszu. Odrzuciłam politykę, zostaję tutaj, w Lublinie – informowała pojednawczo na swojej konferencji prasowej. Do ostrej walki z kontrkandydatką z PO, Bożenną Bukiewicz, szykuje się w Zielonej Górze Janusz Kubicki. Ten 37-letni kandydat, choć w zasadzie debiutuje w wyborczych szrankach, uzyskał 32,1% poparcia i zajął drugie miejsce w wyborach prezydenckich. Jak sam podkreśla, fakt, iż startował z komitetu Lewicy i Demokratów, nie ułatwiał mu zadania. – Spotykając się z wyborcami, bo moja kampania opierała się przede wszystkim na kontaktach bezpośrednich, często

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 47/2006

Kategorie: Kraj