Wybory Orbána

Wybory Orbána

Ani skandale, ani zła sytuacja gospodarcza, ani romans z Putinem nie zachwieją pozycją Fideszu w wyborach 6 kwietnia Viktor Orbán i jego Fidesz przygotowywali się do tych wyborów od czterech lat, a nowe prawo wyborcze właściwie nie dopuszcza możliwości ich porażki. Według najnowszych badań opinii publicznej, ani skandale, ani ciągle pogarszająca się sytuacja gospodarcza, ani wreszcie obecny romans z Putinem nie mają wpływu na jego pewne zwycięstwo 6 kwietnia. Na Fidesz Orbána chce głosować 49% osób, które już podjęły decyzję w kwestii wyboru politycznego. Najsilniejsze ugrupowanie opozycyjne, lewicowo-liberalne Zjednoczenie, może liczyć najwyżej na 30%. Nikt nie jest obojętny Dziś wszyscy Węgrzy żyją polityką. Przegrane przez Orbána wybory w 2006 r., wyciek nagrania, na którym słychać, jak ówczesny socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány przyznaje się do kłamstw wyborczych, brutalne zamieszki w Budapeszcie z czołgiem jadącym ulicami stolicy, spóźniona dymisja Gyurcsánya, nieudany rząd ekspertów, przytłaczająca wygrana Fideszu w 2010 r. czy wreszcie kontrowersyjne zmiany w konstytucji wprowadzone przez Fidesz spowodowały, że nie ma dzisiaj wśród Madziarów ludzi obojętnych. Sam Viktor Orbán stał się politykiem dzielącym społeczeństwo, jego wyborcy nie wyobrażają sobie powrotu do rządów socjalistów, przeciwnicy natomiast szukają dla Węgier alternatywy. Nie ma niezależnych mediów, zdecydowana większość opowiada się dziś po stronie Orbána. To efekt stopniowej polaryzacji społeczeństwa, rozpoczętej niemal dwie dekady temu. W 1989 r. Węgry zaczynały jako lider naszego regionu, a Budapeszt wraz z Pragą przyciągały wielu inwestorów zagranicznych, zwłaszcza z USA. Wraz z upływem czasu stawało się jednak jasne, że koszt szczodrych obietnic niezbędnych do uzyskania poparcia coraz bardziej wymagających Węgrów jest za duży. Przepaść między lewicą i liberalnymi demokratami a prawicą z Fideszem na czele zaczęła się pogłębiać już w końcu lat 90., a wszelkie nadzieje na pokojowe relacje zostały rozwiane po wydarzeniach z końca 2006 r., czyli przegranych przez Fidesz wyborach i odkryciu taśm Gyurcsánya. Nie da się zrozumieć dzisiejszych Węgier bez tych wydarzeń. Coś wtedy w Orbánie pękło. Od tego momentu odmówił jakiejkolwiek współpracy z lewicowym rządem, najpierw domagając się przyspieszonych wyborów, a potem czekając na nowe. W 2010 r. jego Fidesz wygrał wybory, uzyskując bezprecedensową bezwzględną większość dwóch trzecich głosów w jednoizbowym węgierskim parlamencie. Pozwoliło to na dokonanie ogromnych zmian: od wielokrotnych modyfikacji konstytucji, przez zmiany personalne w całej administracji, rozdawanie obywatelstwa mieszkańcom krajów ościennych, którzy mają węgierskie korzenie, całkowite przejęcie mediów publicznych, aż po wprowadzenie zupełnie nowej konstytucji. Węgry przekształciły się w państwo Orbána, który dziś rządzi nimi jak własnym gospodarstwem. Ustawa zmieniona pod Fidesz Jedną z głównych obsesji kiedyś liberalnego polityka stało się zapewnienie swojej partii zwycięstwa w następnych wyborach. Nowa ustawa wyborcza uchwalona już w 2011 r. zmienia przede wszystkim sposób głosowania – dotychczasowa dwustopniowa i dość niejasna ordynacja została zastąpiona jedną turą wyborczą, w której wybieranych jest 199 posłów zamiast dotychczasowych 386. System liczenia głosów został zmodyfikowany w taki sposób, żeby promować partie największe, czytaj: Fidesz. 106 jednomandatowych okręgów wyborczych wyznaczono tak, by zmaksymalizować szanse obecnie rządzących, a kalkulacji dokonano na podstawie zwycięskich wyników z 2010 r. Obok list okręgowych istnieją też krajowe, z najmocniejszymi kandydatami z każdej większej partii, walczącymi o 93 pozostałe miejsca. Po raz pierwszy będą mogli głosować również mieszkający w krajach sąsiednich etniczni Węgrzy, którym Orbán rozdał kilka lat temu obywatelstwa. W przeciwieństwie do tych Węgrów, którzy z wyboru mieszkają i pracują za granicą, członkowie węgierskiej mniejszości mogą głosować drogą listowną. Dla obserwatorów jest oczywiste, że ich głosy pójdą na Orbána. Całość została tak wymyślona, aby umożliwić jego ugrupowaniu zwycięstwo. Sama kampania wyborcza oficjalnie rozpoczęła się 15 lutego i również prowadzona jest według reguł gry Fideszu. Spoty wyborcze pokazywane są tylko w telewizji publicznej, bo według przepisów konstytucji telewizje prywatne musiałyby podarować czas antenowy wszystkim partiom z listami krajowymi (ponad 10), a tego zrobić nie chcą. Nie ma ograniczeń co do ogłaszania się na billboardach, ale prawie cała przestrzeń została już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2014, 2014

Kategorie: Świat