Wybory w Toronto – święto demokracji czy farsa?

Wybory w Toronto – święto demokracji czy farsa?

Z wysłanych przez konsulat pakietów do głosowania nie dotarło z powrotem ok. 40% Korespondencja z Kanady Polscy obywatele za granicą, z ważnym paszportem, mają konstytucyjnie zagwarantowane prawo głosu w wyborach. A ich prawidłowe przeprowadzenie i umożliwienie głosowania należy się wszystkim, niezależnie od sympatii politycznych. Do udziału w głosowaniu zgłosiła się rekordowa liczba Polaków zamieszkałych za granicą – do pierwszej tury 375 tys., prawie 200 tys. więcej niż w wyborach prezydenckich w 2015 r., a do drugiej aż ponad pół miliona. W Kanadzie chęć głosowania zadeklarowało ponad 8 tys. rodaków. To duża różnica w stosunku do roku 2015, kiedy w Kanadzie było zarejestrowanych ok. 4,5 tys. Polaków (dla porównania w USA ponad 30 tys., a pięć lat temu 22 tys.). Liczby te są również znacznie większe niż w ostatnich wyborach parlamentarnych, w roku 2019, a Kanada jest na dziewiątym miejscu na świecie, jeśli chodzi o liczbę zarejestrowanych wyborców. W Kanadzie przyjęto model wyborów korespondencyjnych, motywując to sytuacją epidemiczną i decyzją władz kanadyjskich. Byłby to dobry pomysł, zważywszy na ogromne odległości. Ale w tym przypadku przeszkodził kalendarz wyborczy. No bo jak w ciągu paru dni przesyłka z pakietem wyborczym z konsulatu w Toronto, wysłana pocztą zwykłą (sic!), a nie przyśpieszoną, ma dotrzeć do wyborcy np. w Reginie, stolicy

Ten artykuł jest dostępny tylko dla subskrybentów.
Wydanie: 2020, 28/2020

Kategorie: Świat