36/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Obserwacje

Molestowanie seksualne za kratami

Według psychologów, więźniowie mają nieodparty urok działający na strażniczki i adwokatki „To cios w serce naszego systemu penitencjarnego”, oburza się Jeff Dorschner, rzecznik prokuratury federalnej. Zagrożona została więzienna dyscyplina. Skazańców trzeba chronić przed nadużyciami. Takie skandale nie mogą się powtórzyć! Gniew Dorschnera i wielu urzędników departamentu sprawiedliwości wzbudziły wydarzenia w kompleksie zakładów karnych Florence w stanie Kolorado. Znajduje się tu m.in. słynne więzienie Supermax czy też ADX, betonowa forteca, w której wieloletnie kary odsiadują najgroźniejsi skazańcy. W ciasnych pojedynczych celach pokutują tu za swoje winy Ted Kaczynski, słynny terrorysta „Unabomber”, czy Ramzi Yousef skazany za zorganizowanie zamachu na World Trade Center w 1993 r. na 240 lat więzienia plus dożywocie. W ADX znajduje się 1,4 tys. bram, śluz i przejść. Każdy ruch śledzi 168 kamer. Strażnicy płci obojga są dumni, że mogą pracować w tak niezwykłej instytucji, noszą koszulki z napisem: „ADX – Alcatraz Gór Skalistych” i zazwyczaj surowo traktują skazańców. Zdemaskowano nawet nieformalną grupę strażników-sadystów nazywających siebie kowbojami, których ulubioną rozrywką było tłuczenie głową więźnia w ścianę. Zdumienie więc wywołała w Denver wiadomość, że dwie funkcjonariuszki postanowiły uprzyjemnić życie skazańcom. 42-letnia Christine Achenbach była oficerem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Kurczuk potrząsnął sędziami

Oceny funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości dawno przekroczyły stan alarmowy. Od dobrych paru lat coraz częściej i coraz dobitniej mówiono i pisano o głębokim kryzysie, zapaści i stanie przedzawałowym, w jakim znalazła się rodzima Temida. Ilu oceniających, tyleż recept na uzdrowienie sytuacji. A jest nad czym pracować, bo jak wynika z badań (CBOS) przeprowadzonych w czerwcu tego roku, aż 55% Polaków źle oceniało pracę sądów i podobnie wielu (52%) pracę prokuratury. Tylko co czwarty Polak wystawia im dobrą ocenę. Na taki stan rzeczy nie może oczywiście być zgody! Oczekiwanie na program zmian, a zwłaszcza na konkretne decyzje legislacyjne, kadrowe i organizacyjne jest tak silne, że doszło nawet do swoistego konsensusu między partiami politycznymi. Swoistego, bo dotyczącego tylko oceny sytuacji i potrzeby szybkich i głębokich zmian. Gdy przechodzimy do konkretów, przybywa różnic. Najmodniejsze są próby transplantacji na naszym gruncie rozwiązań amerykańskich, jak np. instytucji sędziego pokoju. Paradoksalnie najbardziej krytycznie do nowych propozycji rządu Millera i min. Kurczuka odnieśli się bracia Kaczyńscy i ich ugrupowanie Prawo i Sprawiedliwość. Wierzyli, widać, w to, że na sprawy bezpieczeństwa mają copyright i że ten obszar jest im przypisany na stałe. Z punktu widzenia społeczeństwa, nie ten jest dobrym politykiem, kto mówi, że jest źle,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przeszczepione drugie życie

W Śląskim Centrum Chorób Serca pomyślna transplantacja nerki i serca trwała 11 godzin O tym, że serce, które miał mieć przeszczepione, rzeczywiście wyruszy z Warszawy do Zabrza, Artur Dudar tak naprawdę dowiedział się dopiero w piątek, 30 sierpnia, po północy, tuż po wejściu na portiernię Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Do tego momentu w Warszawie trwały badania zgodności krwi dawcy i biorcy. Pan Artur miał za sobą wyczerpujący lot rejsowym samolotem ze Szczecina z przesiadką w Warszawie. Dzień wcześniej do Zabrza przyjechała jego żona, żeby prosić o pomoc. Jej 43-letni mąż, od wielu lat cierpiący na ciężką niewydolność serca i nerek, wycieńczał się. Przez ostatnie pół roku codziennie o szóstej rano wyjeżdżał na niemal całodzienną dializoterapię ze Świnoujścia do Szczecina. Kiedy serce 20-letniego mężczyzny, u którego po wypadku stwierdzono śmierć pnia mózgu, dotarło po szeregu niezbędnych badań na Śląsk, pan Artur leżał już na stole operacyjnym. Cenna była każda minuta, bo serce musi zostać przeszczepione nie później niż cztery godziny po pobraniu z ciała dawcy. Dlatego wysłano je samolotem, wcześniej niż nerkę. Zabieg w Zabrzu zaczął się o piątej rano. Mniej więcej wtedy Zygmunt Antoniak, który prowadzi specjalne usługi transportowe, zadzwonił gdzieś spod

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Bałtyk bez tajemnic

Rozmowa z dr Jolantą Mol, koordynatorem narodowym Programu The Baltic Sea Project pod patronatem ASP UNESCO Szansa dla uczniów i (nauczycieli) kreatywnych i żądnych wiedzy – Jest pani krajowym koordynatorem programu The Baltic Sea Project. Co to za program? – Program powstał z inicjatywy UNESCO w 1989 r., a skierowany jest do szkół z państw nadbałtyckich. Jego celem jest propagowanie edukacji ekologicznej na rzecz ochrony Bałtyku. – Czym się zajmują uczniowie ze szkół objętych programem? – BSP to program niezwykle twórczy i wszechstronnie rozwijający. W jego ramach realizowane są bardzo różnorodne projekty ekologiczne. Szkoły mogą zajmować się tym zagadnieniem, które je najbardziej interesuje i fascynuje. Mają do wyboru projekty: „Jakość wody” dotyczący badań wód Morza Bałtyckiego; „Wybrzeże bałtyckie” – polega on na prowadzeniu obserwacji plaży, roślinności i zwierząt. Kolejny to „Jakość powietrza”, w ramach którego uczniowie prowadzą badania stopnia zanieczyszczenia powietrza za pomocą skali porostowej. Można także prowadzić analizy całkowitej zawartości siarki w dwuletnich igłach sosny i zawartości metali ciężkich w powietrzu przy współpracy z Gimnazjum w Pori i Fabryką Pigmentu „Kemira” (Finlandia). Dzieci ze szkół podstawowych mogą prowadzić „Badania fenologiczne” w najbliższym otoczeniu szkoły. Inny projekt –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Wakacje z „Baśką”

Największym radiowym przebojem lata był utwór Wilków, w marketach królowała grupa Ich Troje Co roku o miano piosenki lata ubiega się co najmniej kilkanaście utworów. Nic dziwnego, każdy artysta bowiem chce mieć w swoim dorobku szlagierowy numer sezonu. A przebój lata to niezwykła piosenka, choćby ze względu na audytorium. Według firmy PiF Paf Productions monitorującej sto ogólnokrajowych, regionalnych i lokalnych stacji radiowych, słuchacze, którzy latem mogli słyszeć „Baśkę”, stanowią prawie 600-milionową publiczność. Wielki powrót Wilków – Moim faworytem jest „Baśka” i zespół Wilki. Piosenka ta spełnia bowiem wszystkie kryteria przeboju wakacyjnego – mówi Marek Sierocki, kierownik redakcji rozrywki, muzyki i widowisk artystycznych Programu Pierwszego TVP. – Ładna melodia i fajny tekst o dziewczynach życia Roberta Gawlińskiego może się podobać. W ucho wpada również charakterystyczny refren. Utwór ten bezsprzecznie wygrał z zagranicznymi piosenkami i był najczęściej graną melodią w stacjach radiowych. Przewidywałem, że „Baśka” będzie hitem już wtedy, gdy usłyszałem piosenkę przed festiwalem w Opolu. – Pojęcie przeboju jest bardzo względne. Bez wątpienia jednak te wakacje upłynęły pod znakiem „Baśki”. Ten utwór rzeczywiście chyba najmocniej zaznaczył się w świadomości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Kula ziemska dla Polaków

Inspiracją dla edukacji środowiskowej mogą być zarówno tradycje narodowe, kulturowe, jak i codzienne doświadczenia Już ponad ćwierć wieku minęło od Światowej Konferencji Sztokholmskiej. Prawie dziesięć lat temu odbył się słynny Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro. Oficjalnie, potocznie i zupełnie prywatnie zastanawiamy się, czy ten czas był wystarczający, by przynajmniej w kręgu kultury euroatlantyckiej zakorzeniły się nowe zwyczaje obcowania człowieka z przyrodą. Można wyobrazić sobie wiele kryteriów oceny stopnia wspomnianego zakorzenienia. Znajdą się i takie, które napełnią nas dumą: liczba ostatnio oddawanych oczyszczalni ścieków, powierzchnia obszarów krajobrazu chronionego, gęstość sieci proekologicznych przepisów, powierzchnia papieru zapisanego treściami propagującymi ochronę środowiska itd. Czujemy jednak, że to za mało, a może nawet nie zupełnie to. Chcemy, by ludzie zrozumieli konieczność ograniczania swej łapczywości w stosunku do bogactw Ziemi i chcemy, by zwyczajnie mniej niszczyli, śmiecili, zabijali i szpecili. Co do tego pierwszego postulatu ograniczania łapczywości, nie wymyślono jeszcze dobrego wskaźnika lub raczej zespołu wskaźników. Używamy w edukacji kilku popularnych miar porównujących „konsumpcję środowiska” na głowę. Najpowszechniej znany jest „odcisk stopy” zaproponowany przez W. Reesa z Vancouveru. Owe „ślady stóp” to zapotrzebowanie na teren,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Woda uderzyła ponownie

Powodzi pod Świebodzicami można było zapobiec W Cierniach – dawnej wsi, włączonej niedawno administracyjnie do Świebodzic, ludzie mają czułe ucho na deszcz. Niech no silniej zasiecze, to nawet w środku nocy biegną nad rzekę. Popatrzą z mostków i albo wracają do łóżek, albo zaczynają wynosić cenniejsze rzeczy na wyższą kondygnację. Wciąż jest żywa pamięć o powodzi – dotąd uważanej za największą – z 1997 r. Ale teraz, mówią, było gorzej. Wtedy woda zatrzymała się na schodach, teraz wtargnęła do domu. I to wcale nie było pierwsze po pięciu latach nieszczęście – tylko w tym roku mieli wcześniej jeszcze dwa zalania. Tym razem woda była niezwykle podstępna. Dochodziła druga w nocy z soboty na niedzielę, kiedy do Banasiów zatelefonował sąsiad. – Ratujcie się, idzie woda! Wybiegli na podwórze. Cisza, letnia ciepła noc, rozgwieżdżone niebo. Przecież nawet kropla z nieba nie spada. Dopiero po chwili zaczął się horror. Spał spokojnie. Józef Leśniak mieszka w Cierniach od dziesięcioleci. Stary już jest, niedawno pochował żonę i świat obchodzi go zdecydowanie mniej niż kiedyś. Dorosłe dzieci i wnuki mieszkają gdzieś w mieście, ale nie zapomniały o nim, o czym miał się przekonać w tych dramatycznych chwilach. Spał spokojnie, lepiej niż zwykle, i pewnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Plany piękne, skutki marne

Edukacja ekologiczna w Polsce to… Od dwóch lat coraz bardziej idą w zapomnienie Narodowa Strategia Edukacji Ekologicznej i Narodowy Program Edukacji Ekologicznej. Obydwa dokumenty uzgodniły Ministerstwo Środowiska i Ministerstwo Edukacji Narodowej. Niestety, pokrewnych programów nie mają miasta ani gminy, do wyjątków należą m.in. Warszawa, Ełk, Gdańsk, Radom i Jelenia Góra, gdzie edukacja ekologiczna ma sojusznika w samorządach. Z badań przeprowadzonych w 2000 r. przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne pod kierunkiem dr. Ryszarda Kalbarczyka z Polskiego Klubu Ekologicznego w 2486 gminach (99,8% gmin w Polsce) wiadomo, że tylko 5,3% urzędników ma świadomość zależności między ich wiedzą a poprawą ochrony środowiska w gminie. Z tego samego źródła wiemy, że w 55,3% naszych gmin ochroną środowiska zajmowała się jedna osoba, a w zaledwie 301 gminach wyłącznie tymi sprawami. Prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, dr Andrzej Kassenberg, powołuje się na wyniki badań CBOS, z których wynika, iż wśród młodzieży w wieku około 15 lat z 21 grup subkulturowych największe poparcie uzyskali ekolodzy, a 33% młodzieży może się identyfikować z grupami ekologicznymi. Z biegiem lat ludzie obojętnieją na te problemy, konsumentami jesteśmy codziennie, ekologami bywamy od święta – twierdzi Jolanta Kamieniecka z Instytutu na rzecz Ekorozwoju. Brak pieniędzy, ale nie zapału Jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Polsat na sprzedaż?

W ciągu kilku lat stacja Zygmunta Solorza straciła ponad 10% widzów W Polsacie zawrzało. Właściciel stacji Zygmunt Solorz zadecydował o przeprowadzeniu znacznych zmian personalnych. Osoby, które dotychczas były uważane za współpracowników cieszących się jego największym zaufaniem, przeniesiono na inne stanowiska. Bogusław Chrabota, dotychczasowy dyrektor programowy, został redaktorem naczelnym i będzie odpowiedzialny za Polsat, Polsat 2 i Polsat Sport. Na stanowisku zastąpił go Piotr Fajks. Innego dyrektora programowego, Barbarę Trzeciak-Pietkiewicz, przesunięto do powiązanej kapitałowo z Solorzem TV4, stacji o zaledwie 3,5-procentowym udziale w rynku. – Rynek telewizyjny stał się bardziej konkurencyjny i nasza pozycja wymaga zmian – wyjaśnił „Gazecie Wyborczej” Aleksander Myszka, członek Zarządu Polsatu. I dodał, że przeprowadzone zmiany nie są ostateczne. Po co całe to zamieszanie? Roszady kadrowe to kolejny krok zmierzający do utrzymania pozycji Polsatu na medialnym rynku. W ubiegłym roku stacja osłabiła swoje notowania na rzecz konkurentów, zwłaszcza TVN. Jeszcze w 1997 r. Polsat miał ponad 30% oglądalności, obecnie ok. 17%. Jeżeli tendencja spadkowa się utrzyma, Polsat spadnie do drugiej ligi. Dlatego Solorz zrozumiał, że musi wprowadzić zmiany, by Polsat nadal mógł liczyć na pokaźne udziały w medialnym torcie, szuka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

My mamy zaplecze, oni mają kilka gwiazdek

Nie sądzę, że fatalnie przegramy ani też, że triumfalnie wygramy. Będzie taka średnia, mniej więcej jak teraz Rozmowa z Markiem Dyduchem, sekretarzem generalnym SLD – Jak nastroje w SLD? – Coraz lepsze. Notowania SLD rosną. Chyba trudny okres mamy już za sobą. – A co z „pożarami”, które pan gasił? Z konfliktami w lokalnych strukturach Sojuszu? Na przykład w Olsztynie. – Tam doszło do zupełnie kuriozalnej sytuacji. Otóż przewodniczący sądu partyjnego zamiast wcześniej wyjaśnić wszystkie okoliczności sporu, a miał do tego wszystkie instrumenty, skierował sprawę do prokuratury pod pretekstem sfałszowania uchwały. To było nieodpowiedzialne zachowanie, nie pierwsze zresztą, senatora Mariana Kozłowskiego. Będę wnosić o jego wykluczenie z SLD. – A Suwałki? A Białystok? A Przemyśl? – Podobnego typu spraw jest w Polsce kilkanaście. Wybuchają tam, gdzie jest nadmiar emocji. Jak na przykład w Białymstoku, gdzie działacze się pobili. Są i takie sytuacje, kiedy koledzy z SLD świadomie tworzą inne komitety wyborcze. Więc, zgodnie ze statutem, automatycznie są wykluczani z partii. Ale spójrzmy na proporcje. Z jednej strony, mamy kilkanaście tego typu spraw, a z drugiej, prawie 3 tys. list wyborczych w gminach, powiatach oraz województwach i ponad 2 tys. kandydatów SLD w bezpośrednich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.