44/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Ekologia

Święto Drzewa

Rok temu w akcji sadzenia drzew wzięło udział ponad tysiąc szkół, w tym roku było ich trzy razy więcej Niezwykłym zbiegiem okoliczności, gdy w Polsce obchodzono Święto Drzewa, W Norwegii przyznawano jedną z najbardziej prestiżowych nagród – pokojową Nagrodę Nobla. Dostała ją kenijska ekolożka, Wangari Maathai. Święto Drzewa zorganizowane zostało przez Klub Gaja wspólnie z Lasami Państwowymi. – W tym roku towarzyszy nam także inne społeczne przesłanie. Chcemy posadzić „Drzewo dla pokoju”. I to nie tylko w naszym kraju, lecz także w jak największej liczbie krajów na całej Ziemi. Pokój jest jedną z najwyższych ludzkich wartości. Właściwie codziennie docierają do nas informacje o ogromie nieszczęść związanych z brakiem pokoju. Dlatego w jego intencji warto zrobić bardzo dużo. I warto też zasadzić „Drzewo dla pokoju” – przekonywali organizatorzy święta, nieświadomi jeszcze werdyktu komitetu noblowskiego. W dniu ogłoszenia laureata pokojowej Nagrody Nobla dzieci i młodzież w całej Polsce sadziły drzewa. W akcji wzięło udział ponad 3 tys. szkół. – To już drugie organizowane przez nas Święto Drzewa. W tym roku naszym przesłaniem jest hasło: „Sadzimy drzewa dla pokoju”. Cały świat mówi o wojnie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Dyktatura z woli narodu

Łukaszenka to dla sporej części Białorusinów prawdziwy ojciec, a opozycja jest dramatycznie słaba Jedyna dyktatura w Europie. Po wyborach parlamentarnych i referendum na Białorusi zarówno dziennikarze, jak i politycy europejscy nie przestają używać takiego określenia, kiedy mówią o białoruskiej rzeczywistości. Relacje z kolejnych wieców opozycji rozbitych pałkami milicyjnych plutonów, a także informacje o procesach, jakie w ekspresowym trybie sądy w Mińsku fundują złapanym uczestnikom takich demonstracji, mieszają się z oficjalnymi komunikatami białoruskiego MSW, które tyleż ogłasza, co grozi, że „posiada dość sił i środków, by zachować stabilność i porządek w kraju”. Powracają wspomnienia czasów, kiedy siła miażdżyła (nie tylko na Białorusi) demokratyczne dążenia. Jak zwykle w życiu taki skrótowy opis białoruskiej rzeczywistości tylko częściowo przypomina tamtejsze realia. I rzecz nawet nie w liczbie demonstrantów, którzy w minionych dniach wykrzykiwali swoje niezadowolenie z dyktatorskiej władzy prezydenta Łukaszenki, a których liczyć można w setki, a nie dziesiątki tysięcy. Skromny zasięg opozycyjnych manifestacji można bowiem od biedy wytłumaczyć strachem przed represjami. Bardzo ważny dla zrozumienia sytuacji na Białorusi wydaje się sam przebieg elekcji z 17 października 2004 r. Według Centralnej Komisji Wyborczej, w głosowaniu wzięło udział 89,9% uprawnionych, z czego np. 77,3% poparło zmiany w konstytucji Białorusi zaproponowane przez Łukaszenkę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Serce górnika

Przez 34 lata honorowi krwiodawcy z KGHM oddali ponad 53 tys. litrów krwi. Ilu ludzi uratowali? Jesteśmy ogromnym odbiorcą krwi – mówi prof. Alicja Chybicka, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu. – Po transplantacji szpiku, kiedy organizm w ogóle nie produkuje płytek krwi i erytrocytów, trzeba choremu przetaczać krew. Każdego dnia mamy takich przetoczeń 20, co znaczy, że codziennie potrzebujemy 20 dawców krwi. Taka akcja jak ta, którą ostatnio zorganizował lubiński klub „Serce górnika”, to dla nas prawdziwe błogosławieństwo. Przyjechał cały autobus z górnikami, wszyscy oddali krew, a na woreczkach z krwią napisano, że jest ona zarezerwowana dla naszych dzieci. Krew była różnych grup, w tym rzadkich, minusowych, których szczególnie brakuje. W dodatku prezes krwiodawców, pan Jerzy Ziółkowski, zapewnił, że jeśli będzie potrzebna krew konkretnej grupy, to klub wyśle osoby, które ją mają. I to w każdej chwili. Krwiodawców jest tylu, że zawsze znajdą się dawcy, którym już skończył się okres karencji, niezbędny, by nie osłabiać organizmu. Dar życia Media dolnośląskie sporo miejsca poświęciły akcji górników, którzy przyjechali do kliniki ratującej dzieci z nowotworami. Oddali 13,5 l krwi, zajmowali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ukraina rozdarta na pół

Próba otrucia kandydata na prezydenta, ryzyko wyborczych fałszerstw, spór o orientację na Zachód lub Wschód… – to obraz ukraińskiej kampanii wyborczej Jeśli demokracja oznacza polityczną niepewność co do ostatecznego wyniku wyborów, szykująca się do pierwszej tury wyborów prezydenckich Ukraina jest państwem… prawie demokratycznym. Nie tylko zagraniczni obserwatorzy wydarzeń w Kijowie, lecz coraz częściej także sami Ukraińcy mimo rozgorączkowania kampanią wyborczą i rosnącego napięcia politycznego przyznają, że spośród byłych republik ZSRR (nie licząc należących już do Unii Europejskiej państw bałtyckich) kłopot z prognozami wyniku może dziś się zdarzyć albo w Gruzji, albo w ich kraju. Gdyby bowiem ktoś próbował obecnie przesądzić – przed zamknięciem lokali wyborczych wieczorem 31 października – kto zostanie następcą Leonida Kuczmy na stanowisku prezydenta Ukrainy, naraziłby się na ryzyko minięcia się z przewidywaniami. Co prawda, sondaże z początku października (ostatnie, na jakie zezwala ukraińska ordynacja wyborcza) dość jednoznacznie wskazują na zwycięstwo obecnego premiera, Wiktora Janukowycza (patrz: ramka), ale nawet autorzy takich badań są wstrzemięźliwi w ocenie ich adekwatności do ostatecznych wyników głosowania. Nie tylko dlatego, że jeszcze w połowie września badania opinii publicznej wskazywały na zupełnie inny rezultat, zapowiadały bowiem, że w pierwszej turze na Wiktora Janukowycza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Hodowle złotówek

Rolnictwo i hodowla mogą być dobrym interesem. Należy tylko mieć gdzie gospodarować, chcieć i umieć to robić To był szczęśliwy traf – opowiada Waldemar Lis, właściciel gospodarstwa w Księżym Dworze. – Szukałem jakiejś działki w pobliżu jezior. I zobaczyłem to gospodarstwo. To była miłość od pierwszego wejrzenia, choć część budynków popadła w ruinę, dachy się pozapadały, a teren siedliska szpeciły błotniste kałuże. Tak gospodarowali tu byli dzierżawcy, z którymi Agencja Nieruchomości Rolnych zerwała już kontrakt. Szczęśliwy traf polegał i na tym, że właśnie rozpisano przetarg na zakup majątku. Do zabudowań dochodziło jeszcze prawie 500 ha ziemi, a także piękny park z pałacem, również zrujnowanym. No i wygrałem ten przetarg. Ekipa budowlana weszła na plac 6 września 2002 r. Minęły zaledwie dwa lata. Dziś obory z końca XIX w. wyglądają jak wtedy, kiedy je wybudowano. Zerwano odpadające tynki, a spod nich wyłonił się kamień. Wymieniono wszystkie dachy. Położono 11 tys. m kw. dachówki ceramicznej. Budynki są pod opieką konserwatora, więc różne obostrzenia utrudniały pracę budowlanym. – Muszę przyznać, że konserwator patrzył na prace czujnym, ale bardzo przychylnym okiem – mówi pan Lis. 6600 litrów rocznie Obok obór dobudowano

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Chciałbym, żeby Bush był mądrzejszy

Chętnie pojechałbym do Iraku spotkać się z naszymi chłopcami Patrick Swayze, gwiazdor filmowy, dla „Przeglądu” – Jest pan Teksańczykiem. Czy zatem będzie pan głosował na Busha, byłego gubernatora Teksasu, czy na Kerry’ego, wzorem innych gwiazd filmowych popierających z reguły Demokratów. – Jeszcze nie wiem. Kandydaci na prezydenta składają wiele obietnic, które będzie im trudno dotrzymać. To chora kampania, pełna obrzucania się błotem i wzajemnego poniżania. Podobno takie są reguły tej gry. Chciałbym, żeby Bush był trochę mądrzejszy, jednak chciałbym również móc bardziej wierzyć Kerry’emu. Jako Teksańczyk pragnę być jak najlepiej przygotowany do walki o szczęśliwe życie – ale chcę też używać wszystkiego, co służy do tej walki w jak najbardziej pokojowy sposób. Podzieliła nas wojna w Iraku. Mam nadzieję że przyszły prezydent USA znajdzie klucz do serc i dusz Amerykanów. – Czy USA postąpiły słusznie, wkraczając do Iraku? – Wiadomo było, że Stany Zjednoczone musiały coś zrobić, aby podjąć walkę z terroryzmem. Nie wnikam w to, czy postąpiliśmy wówczas słusznie, czy nie. Jakimikolwiek metodami – ale z terroryzmem trzeba wreszcie skończyć. Od 20 lat sprowadzam konie z Bliskiego Wschodu. Znam ten region i ludzi, którzy tam żyją, wiem, jak reagują,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Lech, Czech i kto?

Znajoma dziennikarka z Wilna, mówiąca jak Mickiewicz, czyli ze wschodnim zaśpiewem, opowiadała gorzko, że w obecnej Polsce jest traktowana jak „Ruska”. A wy Polacy z Polski uważacie, że „Ruska” nadaje się jedynie do dwóch zajęć. Jeśli brzydka, to do sprzątania; jeśli ładna, to do agencji towarzyskiej. „Rosjanie nie, Rosjanki tak!”, pamiętam popularne na początku lat 90. graffiti malowane zwłaszcza na ziemiach odzyskanych. Odzyskanych dzięki niezwyciężonej Armii Czerwonej, która na owych ziemiach pozostała dłużej. Dzisiaj już jej od dziesięciu lat nie ma, podobnie jak symboli okupacji i zależności od „radzieckich”. A pomimo tego jeśli wierzyć wynikom TNS OBOP, społeczeństwo polskie za „złych sąsiadów” uważa obecnie kraje słowiańskie byłego ZSRR: Ukrainę, Białoruś i Rosję. Czemu tak źle ich oceniamy? Najprościej powiedzieć, że to efekt rozbiorów i powojennej, ograniczonej przez ZSRR suwerenności. Katynia i Syberii. Ale w dzisiejszej Polsce nikt już pretensji do Austrii za rozbiory nie ma, Niemcy też w potocznym postrzeganiu wychodzą na plus. Chociaż NRD było najwierniejszym, czasem bardzo antypolskim sojusznikiem ZSRR. A Czesi Zaolzie sobie zostawili. Można też rzec, że nie szanujemy naszych sąsiadów, bo ich nie znamy. A ściślej, znamy ich jedynie z najbiedniejszej strony. Bazarów, przemytniczych pociągów i autobusów. Relacji medialnych o nędzy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zbuntowany pluton US Army

Rezerwiści w Iraku nie wykonali rozkazu. Za bunt żołnierzom z 343. Kompanii Kwatermistrzowskiej grożą drakońskie kary Korespondencja z Nowego Jorku Temat wojny irackiej w kampanii prezydenckiej wyszedł poza rozważania polityczne, czy była ona uzasadniona i potrzebna. Padają obecnie pytania, czy jest prowadzona profesjonalnie i co tak naprawdę tam się dzieje. Niektóre doniesienia z Iraku przypominają opowieści dobrego wojaka Szwejka. Oczywistym impulsem nowych tonów debaty jest głośna już odmowa wykonania rozkazu przez pluton transportowy 343. Kompanii Kwatermistrzowskiej. Konwój, którego nie było Kiedy w Południowej Karolinie telefon dzwoni o piątej rano, nie może to oznaczać nic dobrego. Biegnąc do telefonu, Patricia McCook wpadła na stolik. Złapała słuchawkę. To był mąż. Najpierw pomyślała, że zwariował. „Zamknęli mnie. Trzymają pod bronią. Przeczytali mi moje prawa. Siedzę!”. Podejrzenie o obłęd było o tyle uzasadnione, że do tej pory to mąż sadzał. Sierż. Larry O. McCook na co dzień jest zastępcą szefa aresztu powiatu Hinds w Rocky Hill. Teresa Hill z Dothan w Alabamie też nie wierzyła własnym uszom. Ona nie zdążyła dobiec i podnieść słuchawki, nim umilkł ostatni dzwonek. Usłyszała jednak nagranie. Dzwoniła córka Amber McClenny. Teresa oprzytomniała natychmiast. „Mamo, to ja. To wielkie, naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. Potrzebujemy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Marzę o wielkim Zelmerze

Gdy przyszedłem, powiedziałem: Kładę rękę na kasie. W firmie jest reżim finansowy od góry do dołu Andrzej Libold, prezes Zarządu Zelmer SA – Czy dziś łatwiej wyprodukować dobry odkurzacz, czy go sprzedać? – Dziś nie sztuka wyprodukować, sztuka sprzedać za pieniądze. Wytwórców jest wielu, azjatycki bum produkcyjny sprawił zaś, że nawet najsłynniejsze firmy mają kłopoty ze sprzedażą swych artykułów gospodarstwa domowego. W Europie są inne koszty pracy niż na Dalekim Wschodzie, doświadcza tego również Zelmer. Ta branża, wbrew nazwie, nie jest lekka. By sprostać wymogom rynku, powinniśmy być kreatywni, przygotowani na zaskakujące sytuacje. I musimy mieć dobrze przemyślaną strategię działania dopasowaną do bardzo agresywnej, wzajemnie eliminującej się konkurencji. – Te najsłynniejsze firmy, np. Electrolux czy Philips, przeniosły produkcję właśnie na Daleki Wschód. – To prawda, wielcy produkują w Chinach, ale Zelmer nie może. Jesteśmy za biedni na taką inwestycję, trudno nam równać się dziś ze światowymi megakoncernami. Przede wszystkim zaś nie wyobrażam sobie, bym – będąc prezesem spółki skarbu państwa – mógł wystąpić z pomysłem przeniesienia miejsc pracy z Polski za granicę. – Na czym polega wasza strategia, skoro produkcja zostaje w kraju? – Strategia firmy jest oparta na umiejętnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Z salonu do celi

Marek Dochnal kreował się na światowca, ale wychodził z niego tylko nuworysz Lobbysta Marek Dochnal, który obecnie ma problemy z wymiarem sprawiedliwości, jeszcze niedawno był kreowany przez kobiece magazyny na księcia z bajki i wzór do naśladowania. On sam chętnie chwalił się znajomością z królową angielską, biurkiem w kształcie ważki i dobrymi samochodami, które „są jego środowiskiem naturalnym”. Kariera Marka Dochnala zapisana w kolorowych magazynach, które wtedy nie musiały jeszcze ukrywać jego nazwiska, to właściwie zdumiewająca parodia polskiego biznesmena i przykład naiwności dziennikarzy. Gorący patriota Marek Dochnal, właściciel konsorcjum Larchmont Group i drużyny polo, od dawna wróżył sobie wielką przyszłość, a swoimi przemyśleniami skwapliwie dzielił się na łamach prasy opisującej pięknych, młodych i bogatych. Już w szkole przekonywał nauczycielkę: „Na razie jestem wysoki, a wielki dopiero będę”. W gorących latach 80. był patriotą. Z egzaltacją opisuje to Alicja Resich-Modlińska („Gala Plus”, numer kwiecień/maj 2004 r.): „Marek uważa się za prawdziwego patriotę. Polskę, jak mówi, kocha miłością tragiczną. Tak jak kocha się trudne dziecko. Widzi wszystkie jego błędy, czuje się bezsilny, a jednak kocha. Jeszcze jako student, mocno zaangażowany w działalność antykomunistyczną, dostał propozycję wyjazdu na Uniwersytet Yale,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.