45/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Bezpieka w speckomisji

Komisja ds. Orlenu jako ekspertów zatrudniła autorów „sprawy Oleksego” oraz lustracji Wałęsy i Kwaśniewskiego Gdy ktoś bierze do ręki siekierę, to wiadomo, że nie chce kroić chleba. Dobór narzędzi zdradza nasze zamiary. Jakie zamiary ma więc sejmowa Komisja Śledcza badająca sprawę Orlenu, jeśli jej głównymi ekspertami są byli oficerowie służb specjalnych, których pamiętamy przede wszystkim jako autorów prowokacji politycznych? W ósemce ekspertów komisji jest trzech oficerów UOP: gen. Bogdan Libera, płk Zbigniew Nowek i płk Jerzy Kucharenko. Gen. Bogdan Libera w czasach PRL był przeciętnym oficerem wywiadu, wtedy jego notowania poprawił tzw. donos na Jacka Kuronia. W III RP, gdy UOP kierował Gromosław Czempiński, został szefem wywiadu. I był jednym z najważniejszych architektów „sprawy Oleksego”. On, Zacharski, Fonfara i Jasik należeli do czwórki byłych SB-eków, którzy to wszystko zmontowali, posiłkując się spreparowanymi taśmami i źle przetłumaczoną notatką. Ta największa w III RP prowokacja służb specjalnych została wynagrodzona; Lech Wałęsa dał mu generalskie wężyki na tydzień przed oddaniem władzy. Później, w roku 2001, Liberę wynagrodziła AWS, awansując go na szefa wywiadu. Szefem UOP był wówczas Zbigniew Nowek, który kierował tym urzędem w latach 1997-2001. Nowek zbudował

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nowy duch w FSO

Fabryka na Żeraniu ma wszelkie atuty, by przetrwać – Wierzę, że już niebawem będziemy mogli się podzielić dobrymi wiadomościami – mówi Janusz Woźniak, prezes Zarządu FSO. Negocjacje biznesowe rządzą się swoimi prawami i rozgłos im nie służy. Wiadomo w każdym razie, że cały czas prowadzone są intensywne poszukiwania inwestora strategicznego dla żerańskiej firmy i żadna opcja nie została wykluczona. Najbardziej prawdopodobny wydaje się alians z ukraińską firmą Avto ZAZ, od 2001 r. importującą samochody z Żerania i będącą głównym partnerem naszej fabryki. Jednak niewykluczone jest też ponowne przystąpienie do rozmów brytyjskiego Rovera, który wraz z firmą motoryzacyjną z Szanghaju planuje ponoć złożenie oferty. 24 września br. sąd rejestrowy na wniosek udziałowców spółki Daewoo-FSO wydał postanowienie o powrocie do historycznej nazwy Fabryka Samochodów Osobowych Spółka Akcyjna. Na budynkach przedsiębiorstwa oraz na maskach aut znów pojawiło się logo FSO. Była to logiczna konsekwencja podpisania trójstronnego porozumienia między Daewoo Motor, Daewoo-FSO a skarbem państwa. Zdecydowano, że koreański współwłaściciel wycofa się z zarządzania spółką. Koncern Daewoo zachował udziały w firmie, ale zrezygnował z prawa głosu swych akcji, co oznacza, że stały się one tzw. akcjami niemymi. W tej sytuacji 88% głosów na zebraniu akcjonariuszy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy Religa pomoże Wojciechowskiemu

Gdyby ludowcy mieli większe poparcie w sondażach, byliby atrakcyjni dla LPR czy PiS Janusz Wojciechowski, prezes PSL, postawił na swoim – delegaci na kongres programowy dali mu zielone światło do rozmów z partiami prawicowymi. Nie dość więc, że – czego się spodziewano – nikt nie zaproponował zmiany lidera, to jeszcze Wojciechowskiemu udało się przekonać większość działaczy do skrętu w prawo i rozpoczęcia budowy formacji chrześcijańsko-ludowej. Z Religą czy bez? Właściwie cały VIII Kongres (23.10) był poświęcony debacie, czy PSL powinno podpisać porozumienie z Partią Centrum prof. Zbigniewa Religi. Koncepcję taką lansują Wojciechowski i jego najbliższe otoczenie – Zdzisław Podkański i Zbigniew Kuźmiuk. Twierdzą oni, że PSL musi się zmienić w partię nowoczesną i że może to zrobić tylko na prawicy. Ale politycy PSL boją się eksperymentowania tuż przed wyborami. Na razie odetchnęli z ulgą, bo sondaże pokazują, że przekroczą próg wyborczy. Przekonać działaczy Stronnictwa do sojuszu z Partią Centrum nie będzie łatwo. Centrum jest postrzegane jako ugrupowanie zbyt liberalne jak na gusty ludowców. Wypominają oni, że prof. Religa m.in. ciepło wyraża się o planie Hausnera, jest „stanowczym zwolennikiem niezależności Rady Polityki Pieniężnej i banku centralnego” i ma zdecydowanie lepsze zdanie o UE niż PSL. – Do tego, by zdecydować,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

List do Feministki

Równouprawnienie nie powinno polegać na tym, aby kobiety poczynały sobie jak mężczyźni, lecz by mogły zachowywać się zgodnie z własną naturą Miła, Droga Pani, Nie ujawniam Pani imienia, bo nie wiem, czy Pani by sobie tego życzyła, ale Pani istnieje naprawdę, znamy się od paru lat, choć dosyć powierzchownie, jest Pani osobą znacznie ode mnie młodszą, wrażliwą, inteligentną, uzdolnioną i – jak na plastyczkę przystało – ubiera się Pani oryginalnie i ze smakiem. Nieraz rozmawiałyśmy na różne tematy, wymieniając poglądy pod wieloma względami podobne. Całkiem niedawno przypadkiem dowiedziałam się, że jest Pani aktywną feministką. Nie znając bliżej żadnej z Pań – skorzystałam z okazji, by poruszyć problematykę feministyczną. Na wstępie zaznaczyłam, że zgadzam się z większością postulatów zgłaszanych przez feministki. Tak więc byłam i jestem za zliberalizowaniem „ustawy aborcyjnej”, i to nie tylko w interesie kobiet, ale też dzieci: z obserwacji wiem, jak tragiczne bywają losy „niechcianych”, i to niezależnie od przyczyn „niechcenia”. Oczywiście, uważam za skandal, że kobietom utrudnia się dostęp do stanowisk zgodnych z ich kwalifikacjami, zwłaszcza że bywają sytuacje, gdy za taką samą pracę kobietom płaci się mniej niż mężczyznom. Współczuję „kurom domowym” (co za terminologia!), które nie mają własnej „kasy” i są finansowo uzależnione od swych partnerów, choćby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Twardziele kontra strachliwi

Ekspertyzy mówią, że Marek Ostrowski nie jest już członkiem Rady Nadzorczej TVP. Dlaczego więc jeszcze w niej zasiada? Czy mandat Marka Ostrowskiego w Radzie Nadzorczej TVP wygasł, czy nie? To od kilkunastu dni główny problem Danuty Waniek, przewodniczącej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, oraz jej kolegów. Kolejne ekspertyzy prawne na ten temat, w przeważającym stopniu zbieżne, nie wiadomo dlaczego wywołały w KRRiTV decyzyjny paraliż. Co się stało, że organ nadzorujący TVP i jego właściciel, czyli minister skarbu państwa, nic nie robią? Burza rozpętała się, kiedy członek Rady Nadzorczej TVP, Marek Ostrowski, został wicedyrektorem regionalnej TVP. Dziś wiadomo, że łącząc obie funkcje, złamał prawo. Nie przeszkadzało mu to jednak głosować za odwołaniem z zarządu Ryszarda Pacławskiego. Niewłaściwość jego zachowania potwierdza ekspertyza dr. Wiesława Opalskiego z Wydziału Prawa i Administracji UW zamówiona przez Danutę Waniek. Wynika z niej, że w chwili, gdy Ostrowski zaczął pracę w TVP 3, jego mandat w radzie nadzorczej automatycznie wygasł. Stanowisko dr. Opalskiego potwierdziła ekspertyza prof. Janusza Szwai z UJ, autora komentarza do kodeksu spółek handlowych, wybitnego znawcy tematu. Jego opinia ma fundamentalne znaczenie dla tej sprawy. Z ekspertyzy prof. Szwai jasno wynika, że niedozwolone jest łączenie stanowiska w Radzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Magister profesorem

Źródła zapaści i warunki koniecznej reformy polskiej nauki Nowe prawo o szkolnictwie wyższym petryfikuje stare rozwiązania. Zlikwidować tytuł doktora habilitowanego i stanowisko dożywotniego profesora, wprowadzić amerykańskie rozwiązania w polskiej nauce. Do tego w skrócie nawołują krytycy obecnego stanu polskiej nauki. Ale czy taka rewolucja jest potrzebna, a przede wszystkim możliwa? W tym, co twierdzą krytycy, jest trochę prawdy, a trochę mitów i uproszczeń. Czy tytuł profesor (nad)zwyczajny doktor habilitowany jest zbyt długi? Być może, ale problemem nie jest długość tytułu naukowego, ale to, co się za nim kryje. Krytycy istniejących rozwiązań proponują zastąpić zmurszały polski system efektywnym, sprawdzonym systemem anglo-amerykańskim kariery naukowej i finansowania badań. Ścieżka kariery wyglądałaby mniej więcej tak: najpierw dalsza nauka na studiach doktoranckich połączona z intensywnymi badaniami w różnych ośrodkach, uzyskanie doktoratu, następnie publikacje najlepiej w renomowanych czasopismach (z tzw. listy filadelfijskiej), projekty badań finansowanych z funduszy państwowych, a głównie prywatnych, awans na stanowisko profesora i pozostanie na nim, jeśli się jest wystarczająco twórczym. Brzmi to pięknie, ale jest jak budowanie gospodarki rynkowej na wzór amerykański w Polsce – budujemy kilkanaście lat i końca nie widać. Na przeszkodzie stoi wiele rzeczy, którym warto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lekowy rozbój

Dlaczego mamy najdroższe recepty w Europie? W ciągu ostatnich 12 lat wydatki przeciętnego Polaka na leki wzrosły trzykrotnie. Za receptę płacimy półtora raza więcej niż Francuzi, Grecy czy Włosi. Wśród 25 państw poszerzonej Unii mamy najdroższe (po Łotwie) leki. Ceny niektórych popularnych preparatów są u nas wyższe niż w bogatszych krajach Unii. Co czwarty pacjent nie wykupuje recepty. Jesteśmy zaskoczeni ceną leku. Sądzimy, że gdy jest on na liście leków refundowanych, powinien być tani. A nie jest, bo refundacja dotyczy tylko ceny do pewnego limitu. Powyżej płacimy ze swojej kieszeni. Płacimy dużo, bo urzędnicy resortu zdrowia mówią, że państwa nie stać na większe dopłaty. Szkoda, że nie korzystają z innej możliwości – negocjowania cen z koncernami. Byłoby to także cenne w przypadku leków nierefundowanych, gdy cały koszt ponosi pacjent. Gigantyczne lobby kontra pacjent W polityce lekowej królują bałagan, skomplikowana refundacja, brak standardów leczenia. Kwitną zmowy cenowe, korupcja, czarny PR. Około 30. tys. zł ma kosztować materiał dziennikarski, w którym specjaliści (utytułowani) powiedzą, że produkt konkurencji przyspiesza zejście, a nie wyzdrowienie. Określoną cenę ma również głowa ministra zdrowia. Wszelkie próby uregulowania systemu powodują natychmiastowe reakcje – firmy farmaceutyczne zapowiadają, że chorzy umrą,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Amnezja historyczna

Zwycięskie mocarstwa postanowiły, że majątek wysiedlanych Niemców przeszedł na własność państwa polskiego Mimo obszernej dyskusji na temat stosunków Polska-Niemcy nie znamy w pełni powojennych skutków prawnych o poważnym znaczeniu dla Polski. Czy istnieją jeszcze polscy eksperci, którzy się nimi zajmują? Tymczasem krytykuje się nawet ustalenia z Jałty, bez których nie byłoby postanowień poczdamskich z sierpnia 1945 r., a więc nie byłoby i Polski w dzisiejszych granicach. Głosy naszych polityków i publicystów są przeniknięte dobrymi chęciami, lecz treść postanowień poczdamskich nie jest w pełni znana. Nie umie się tych postanowień przełożyć na dzień dzisiejszy, mimo że mają charakter wieczysty, a ich skutki w odniesieniu do państw nieprzyjacielskich w II wojnie światowej nie mogą być przez nikogo podważane. Tak przewiduje Karta Narodów Zjednoczonych. Identycznie jest z decyzjami powołanej przez zwycięskie mocarstwa Sojuszniczej Rady Kontroli nad Niemcami. Nie wiemy nawet, co jest porażające, że nie istnieje już żadne państwo pruskie! Zostało zlikwidowane ustawą nr 46 Sojuszniczej Rady Kontroli nad Niemcami 25 lutego 1947 r. Który z dzisiejszych polityków czytał ostatnio jakąkolwiek monografię o Poczdamie? Kto czytał monografię o likwidacji państwa pruskiego (np. prof. Alfonsa Klatkowskiego; PWN, Warszawa 1967)? Ustawa nr 46 wynika z Jałty oraz Poczdamu. Jest w istocie realizacją postanowień zwycięskich mocarstw o wymazaniu z mapy Europy Prus

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Kto komu dyktuje warunki, media władzy czy władza mediom?

Prof. Janusz Adamowski, dyrektor Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego Dziś mam wrażenie, że w tym oddziaływaniu silniejsze są media. Powstała specyficzna atmosfera, może nawet psychoza, bo politycy uznają za stosowne natychmiast reagować na wszystkie sygnały wysyłane przez media. Robią to nierzadko zbyt pochopnie. Wystarczy, że coś się pokaże lub o czymś powie w telewizji, co może być nawet niesprawdzone, zbyt świeże, nieuleżane, a władza już reaguje w duchu narzuconym przez nadawcę. Nie twierdzę, że media nie mają racji, ale władza powinna zachowywać się bardziej powściągliwie. Zwłaszcza że zauważa się głównie sprawy populistyczne. Populizm teraz dominuje nad zdrowym rozsądkiem. Janusz Steinhoff, b. wicepremier i minister gospodarki Jestem raczej konserwatywny w tej kwestii. Polityk musi mieć wizję i na jej podstawie układać strategię, lecz także wsłuchiwać się w głos mediów. Przy całym szacunku dla dziennikarzy powinien jednak umieć przekonywać media do swoich racji. Niestety, wielu kieruje się oportunizmem i ulega politycznym sygnałom przekazywanym przez media. W telewizji i prasie trwa jakby konkurs na najbardziej „podatnego” polityka. To niedobre zjawisko. Marek Barański, redaktor naczelny dziennika „Trybuna” Coś się porobiło z władzą, że media dyktują jej warunki, a władza nie ma nic do gadania. Media, czyli Morozowski z Sekielskim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Łowcy masonów

LPR odwołała przewodniczącego rady naukowej muzeum w Dobrzycy. Powód? Należy do masonerii… Obradujący przed tygodniem w Poznaniu sejmik wojewódzki odwołał prof. Tadeusza Cegielskiego z funkcji przewodniczącego Rady Naukowej Zespołu Pałacowo-Parkowego w Dobrzycy. I choć wielkopolscy radni mieli do tego pełne prawo, bo muzeum od dwóch lat podlega samorządowi, wywołali spore zamieszanie. Niektórzy mówią wręcz o skandalu. Kontrowersje wzbudzają zarzuty postawione Cegielskiemu oraz sposób, w jaki sprawę przegłosowano. Liga w natarciu Z wnioskiem o odwołanie Tadeusza Cegielskiego wystąpiła radna Elżbieta Barys reprezentująca Ligę Polskich Rodzin (wcześniej posłanka AWS). – W radzie naukowej pałacu jest wielki mistrz loży masońskiej, nie chroni on kultury narodowej, tylko preferuje masonika. Na to nie możemy się zgodzić, bo za pieniądze podatników trzeba przede wszystkim chronić polskie pamiątki – grzmiała w czasie obrad radna, wiceprzewodnicząca sejmiku województwa wielkopolskiego. Jej zdaniem, prof. Cegielski – wbrew prawdzie historycznej – próbuje wydać z budżetu województwa 10 mln zł na stworzenie w Dobrzycy muzeum sztuki masońskiej. – W latach 1876-1939 właścicielem tego obiektu był hrabia Zygmunt Czarnecki, który zgromadził tam ważne dla Polski zbiory starodruków liturgicznych oraz innych dzieł z zakresu astronomii czy prawa. Niestety, prof. Cegielski zdaje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.