30/2005

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Wywiady

Bez ostatniego rozdziału

SLD praktykował politykę partii liberalno-demokratycznej, nie miał w punkcie wyjścia ambicji zmieniania świata, tylko przystosowanie się Mieczysław F. Rakowski – wieloletni redaktor naczelny „Polityki”, premier rządu w latach 1988-1989, ostatni I sekretarz PZPR, od 15 lat redaktor naczelny miesięcznika „Dziś”. – Ostatni, dziesiąty tom pańskich dzienników kończy się na roku 1990. To już koniec? Reszta nie nadaje się do wspomnień? – Dziennik prowadziłem do grudnia 1998 r. Niech się odleży. Teraz mam pilniejszą sprawę na głowie. Muszę napisać książkę do cyklu „Szklane domy”, który zainicjował wydawca Andrzej Rosner. Cykl łączy klamra-pytanie: jak sobie wyobrażasz Polskę za 30 lat? Temat mnie fascynuje. 30 lat to nie jest tak dużo, już 25 lat dzieli nas od roku 1980, a wydaje się nam, że to było parę lat temu. Patrząc inaczej – III Rzesza istniała raptem 12 lat, a uważamy ją za coś, co trwało niezwykle długo. – A III RP trwa krótko czy długo? – Krótko. Więc uważam, że hasło IV RP ma tylko polityczne znaczenie. Jak panowie czytają to, co mówią Kaczyńscy, że ta IV RP ma być czymś nowym, że ma się dokonać rewolucja moralna, to w gruncie rzeczy to wszystko z moralnością ma tyle wspólnego co ja z ajatollahem Chomeinim.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Na studia z „Przeglądem”

Liczba tygodnia Błędy w ocenach maturalnych Ponad 700 maturzystów z województwa dolnośląskiego i opolskiego otrzymało zaniżone oceny za prace z historii na poziomie rozszerzonym. Przyczyną był błąd techniczny, który wystąpił w systemie informatycznym Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej (OKE) we Wrocławiu podczas naliczania punktów. Błędne naliczenie punktacji dotyczy prac tych zdających, których trzyznakowe kody wraz z nazwą szkoły zostały umieszczone na stronie internetowej www.oke.wroc.pl. Błędy wyszły na jaw po interwencji jednego z maturzystów, który zakwestionował swój wynik z rozszerzonej historii. Studia na Wyspach 1 sierpnia Biuro Karier Wrocław organizuje spotkanie informacyjne dotyczące studiów w Wielkiej Brytanii. To informacja szczególnie cenna dla tych, którzy nie dostali się w tym roku na studia w Polsce. Będzie można się dowiedzieć m.in., co jest wymagane, aby się dostać na brytyjską uczelnię, kto kwalifikuje się na bezpłatne studia, jaki poziom angielskiego jest potrzebny, jak tanio zorganizować sobie mieszkanie podczas studiów, jak i gdzie starać się o dofinansowanie, na czym polegają różnice w studiowaniu w Polsce i w Wielkiej Brytanii. I pytanie podstawowe: którą uczelnię wybrać. Zgłoszenie uczestnictwa w spotkaniu – tel.: (71) 375-28-51. Liczba miejsc ograniczona. W przypadku dużego zainteresowania spotkanie będzie powtórzone. Można się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Szpital na skrzydłach

Ponad połowa pacjentów Ptasiego Azylu po okresie rehabilitacji jest wypuszczana na wolność Latem drzwi do Ptasiego Azylu w warszawskim zoo niemal się nie zamykają. Dziennie przyjmowanych jest nawet 30 skrzydlatych pacjentów. Rocznie jest ich ok. 2 tys. Ponad połowa po okresie rehabilitacji jest wypuszczana na wolność. Pierwszych pacjentów Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Chronionych, bo tak brzmi pełna nazwa Ptasiego Azylu, przyjął w 1998 r. Ale idea narodziła się znacznie wcześniej. Zaczęło się od małego szpitala dla ptaków, jaki prowadzili w swoim domu Krystyna Rogaczewska i Jerzy Desselberger. Pomysł podchwycił dr Andrzej Kruszewicz i postanowił zorganizować podobny azyl w stołecznym zoo. Kolejną osobą, która przyczyniła się do powstania tego unikalnego w skali światowej schroniska był dr Maciej Rembiszewski, obecny dyrektor zoo. Nie tylko poparł inicjatywę, ale podpowiedział jeszcze, by budować azyl z rozmachem, najlepiej wraz z ekspozycją ptaków egzotycznych. W ten sposób powstało ptasie centrum: ptaszarnia i znajdujący się na jej tyłach szpitalik. Latem pierwsza pomoc udzielana jest głównie pisklętom. Do azylu przynoszone są maleńkie jaskółki, jerzyki czy zięby. Często nawet nieopierzone, nieporadnie chwieją się na łapkch, za to pewnie otwierają dziobki. – W czasie upałów ogromna liczba jerzyków wyskakuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Co student robi w wakacje

Na zarobek do Wielkiej Brytanii, na odpoczynek do Bułgarii, na Ukrainę albo na polskie odludzie Wakacje to dla większości studentów czas bardzo pracowity. Chcą zarobić pieniądze i przeżyć niezapomnianą przygodę – tak pokazuje raport opracowany przez studencki portal Korba.pl. Co z niego wynika? Przede wszystkim to, że połączenie pracy z wypoczynkiem jest przedsięwzięciem wymagającym sporo determinacji, niezłej organizacji i szczypty szaleństwa. Priorytet: tanio To chyba czynnik najczęściej brany pod uwagę przy planowaniu wakacji. Jeżeli do tego ma być jeszcze ciekawie, okaże się, że najpopularniejszym studenckim kierunkiem wypraw jest Europa Środkowo-Wschodnia. Głównie Ukraina ze starymi zamkami i dzikimi Karpatami, Krymem i wioskami Tatarów krymskich oraz pięknymi cerkwiami. „Po rosyjsku rozmawia się na Ukrainie głównie na wschodzie i południu. Na zachodzie nie jest to mile widziane. Dlatego jeśli ktoś nie zna ukraińskiego, lepiej mówić po polsku”, radzą na studenckich forach dyskusyjnych. Nocleg w dobrych warunkach można mieć za pięć dolarów. 14-dniowa wycieczka kosztuje około 700-800 zł od osoby. W małych knajpkach najlepiej próbować miejscowych potraw, np. czeburieki. Inne popularne kraje to Rumunia i Bułgaria. W internetowym rankingu miejsc godnych polecenia wysoko plasuje się bułgarska Kraneva. Dlaczego? Jest tam tanio i ciepło – to chyba najlepsza reklama. Priorytet:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pod dobrym napięciem

O tym, że do życia potrzebny jest prąd, przypominamy sobie, gdy przestaje płynąć Prąd wyprodukowany przez elektrownie i elektrociepłownie trzeba przesłać liniami wysokich napięć dystrybutorom energii elektrycznej i za ich pośrednictwem dostarczyć odbiorcom. Właścicielem linii wysokich napięć jest firma Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA. Jeśli sprawnie działa, straty energii są małe, a przerwy w jej dostawach niezauważalne. Cztery lata temu PSE SA przeżywały kryzys. Nie dbały o efektywność ani obniżanie kosztów. Straty i długi rosły, a firma stanęła w obliczu utraty płynności finansowej. Dziś to tylko złe wspomnienie. PSE SA obniżają koszty i zwiększają rentowność, a w dwóch ostatnich latach uzyskały najlepsze nominalnie wyniki finansowe brutto w swej historii. – Na ten sukces złożyło się wiele czynników, ale był to przede wszystkim efekt ciężkiej pracy całej załogi. Wprowadzaliśmy oszczędności na każdym etapie i robiliśmy wszystko, co chyba tylko możliwe, by uporządkować interesy finansowe firmy – mówi Stanisław Dobrzański, prezes Zarządu PSE SA. Wychodzenie z dołka Zarząd, który w grudniu 2001 r. zaczął kierować firmą, musiał rozwiązywać jej problemy w mało sprzyjających warunkach. Lata 2000-2001 przyniosły załamanie tempa wzrostu gospodarczego w Polsce, przedsiębiorstwa miały kłopoty z płaceniem za kupowany prąd.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Pieniądze są marnotrawione

Polityka kadrowa w służbie zdrowia podporządkowana jest interesom lekarzy Lekarz z długoletnią praktyką radzi co zmienić w służbie zdrowia Czy w ochronie zdrowia może być lepiej? Tak – pod kilkoma warunkami. Od roku 1999 – daty wprowadzenia systemu pseudoubezpieczeniowego finansowania służby zdrowia – większość dyskusji kończy się nieodmiennie stwierdzeniem, że „za te pieniądze lepiej być nie może”. Korporacje zawodowe mówią o zbyt małych środkach przeznaczanych z budżetu na ochronę zdrowia, taktownie przemilczając błędy systemowe i domagając się rozwiązań korzystnych dla lekarzy – ale niekoniecznie dla pacjentów i gospodarki narodowej. Nie zwraca się uwagi na rozmiary marnotrawstwa relatywnie niskich nakładów na zdrowie. A są one ogromne. W wydatkach na pierwszym miejscu mamy koszty osobowe – mimo bardzo niskich płac – na drugim dopłaty do leków. I tylko w tych dwóch obszarach można szukać oszczędności. Najwięcej kosztują nas przerosty zatrudnienia w szpitalach, przede wszystkim w dużych aglomeracjach, a zwłaszcza w szpitalach klinicznych. Wielokrotnie Ministerstwo Zdrowia publikowało wytyczne dotyczące liczby łóżek, jaka powinna przypadać na jednego lekarza w szpitalu, w zależności od charakteru oddziału i poziomu referencyjnego (szpital powiatowy, wojewódzki, kliniczny) lekarz miał mieć pod swą opieką od ośmiu do dwudziestu łóżek. Tymczasem przeciętna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Cud niepamięci

Stanisław Baliński, poeta skamandryta, bliski pułkownikowi Beckowi z czasów II RP, w swoich dziennikach opublikowanych w schyłku PRL-u na łamach „Twórczości” napisał: „Moją prawdą jest moja pamięć”. Pamięć bywa bolesna. Mój brat odłączony na lewicy, Marek Borowski, zarzucił mojej partii, czyli SLD, „cud niepamięci”. Uważa, że kierownictwo SLD, a także inni ludzie tam zapisani i jeszcze myślący, odpuścili sobie refleksję o przyczynach upadku naszej, wspólnej do niedawna, formacji. I mówi Marek Borowski w I programie radia publicznego, że oni w partii odłączonej ze złem się już rozliczyli. I tu moja pamięć się odzywa. W SLD odsunięto od władzy byłego przewodniczącego Millera, genseka Dyducha, przy okazji dostało się Oleksemu, który był za czasów Millera bardziej krytyczny niż marszałek Sejmu RP, Marek Borowski, i wicemarszałek Tomasz Nałęcz. W SLD zmiana pokoleniowa nastąpiła. A u braci odłączonych w SdPl na pierwszych miejscach na listach wyborczych są wicepremier i ministrowie z rządu Leszka Millera. Czy SdPl już pamiętliwa rozliczyła ich działalność? Czy wszyscy oni byli tacy świetni, a ci z SLD kiepscy, by Marek Borowski wyrzucał poza polityczny nawias cały SLD? Czy marszałek Borowski i wicemarszałek Nałęcz nie pamiętają, kto blokował w Sejmie kontrowersyjne projekty ustaw liberalizujące aborcję,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

A psik, siódemko

Z racji uprawianego zawodu często podróżuję po kraju i miewam różne przygody z tym związane i poprzedni weekend zajmie w moich wspomnieniach poczesne miejsce. W piątek miałem koncert w Kartuzach na Kaszubach i jadąc w stronę morza, widziałem, jak z minuty na minutę rośnie liczba samochodów jadących w obie strony z powodu wymiany turnusów. W związku z tym w sobotę postanowiłem wracać na Mazury wyłącznie bocznymi dróżkami, które znam na wylot chociażby z tego powodu, że za trzy lata powinienem przekroczyć drugi milion kilometrów spędzonych za kółkiem. Ale wracam do powieści. Śmigam sobie tymi ścieżynkami. Prawie zero ruchu, bo cała Polska uparła się na tę siódemkę i wyjeżdżam na nią w Miłomłynie koło Ostródy, bo już nie mam innego wyjścia i mam do pokonania koło 10 km, żeby z niej zboczyć znowu. A tu samochód za samochodem, jeden za drugim w odległości metra, czyli prawie na styk, bo jeśli zrobisz odstęp trzy, cztery metry, to od razu w tę lukę próbuje się wcisnąć jakiś „nieśmiertelny”. Cztery minuty czekałem na możliwość włączenia się do ruchu, przeżegnałem się i ruszyłem i już po 4 km facet wjechał mi w tył samochodu, bo temu facetowi wjechał w tył ktoś inny. Ten, który wjechał we mnie, nic mi nie zrobił, bo mam hak holowniczy, który założyłem rok temu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

No to już po wszystkim. Kto miał dostać ambasadorską nominację, ten dostał, czas już minął, nie ma już szans, by paromiesięczną procedurę MSZ-premier-prezydent-agrement-Sejm ktoś jeszcze mógł przejść. Kolejnych ambasadorów będzie wysyłała nowa ekipa. I ona zadecyduje, kto pojedzie na ambasadora do Waszyngtonu. Przez długie miesiące trwał w tej sprawie zaciekły bój, panowie z PiS i PO na głowie stawali, by do USA nie jechał najpierw Andrzej Olechowski, a potem Henryk Szlajfer. Premierowi Millerowi nie przeszkadzało, że ambasadorem w USA jest Przemysław Grudziński, wiceminister obrony w rządzie Buzka. Oni dostawali apopleksji, że teraz ambasadorem w Waszyngtonie może być założyciel Platformy Obywatelskiej albo wiceminister spraw zagranicznych z czasów Buzka. To kogo oni by tam chcieli? To pokazuje, z jaką ekipą przyjdzie nam za parę miesięcy mieć do czynienia i jakie kryteria lada moment będą ważne. No i jakie metody będą stosowane. Wielu ludzi w MSZ do dziś czuje absmak z powodu tego, w jaki sposób załatwiono Henryka Szlajfera. Opluto człowieka w sposób podły i prostacki. Więc Szlajfer, który jeszcze parę miesięcy temu mógł wybierać w placówkach, dziś mówi, że zamierza najbliższe miesiące poświęcić habilitacji i karierze naukowej. Podczas niedawnej narady ambasadorów z całą powagą powtarzano w kuluarach, że przyszła ekipa zamierza zlustrować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kalinówka w Illinois

W Niles pod Chicago Włodzimierz Cimoszewicz ożenił syna… Korespondencja z Chicago Tak miało być, tak się stało. Jasia Karłuk i Tomek Cimoszewicz od małego razem chowali się w Kalinówce Kościelnej, chodzili do szkoły, potem ze sobą. Widać, byli sobie pisani. Tego zdania jest proboszcz miejscowej parafii św. Anny, ks. Czesław Tokarzewski. Potwierdzi każdy kalinowianin. Tak miało być, ale się nie stało. Ślubu Jasi i Tomkowi miał udzielać ks. Kazimierz Fiedorowicz, człowiek w ich życiu bardzo ważny. Rodzinnie związany z Karłukami, Jasię trzymał do chrztu, a Tomka sam chrzcił i bierzmował. Ksiądz Kazimierz do Chicago jednak lecieć nie mógł. Biskup powierzył mu białostocką parafię św. Jadwigi. Niestety, terminy ślubu i objęcia nowej posługi duszpasterskiej nie dały się skoordynować. Tym bardziej że swoją rolę grał także kalendarz parlamentarny. Marszałek Sejmu RP, ojciec Tomasza, mógł przylecieć na ślub tylko w tygodniu przerwy w obradach. Enigma Sakramentu udzielał zatem młodym kto inny. Wikariusz parafii św. Jana de Brebeuf w Niles pod Chicago, ks. Jacek Jura, popularny kapłan polonijny. – Kiedy ksiądz Jacek zobaczył, że pannę młodą prowadzi do ołtarza pan Włodzimierz Cimoszewicz, oniemiał ze zdumienia. O tym, czyj ślub będzie się odbywał, nie mieliśmy pojęcia. Ksiądz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.