38/2008

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Polisz kicz szoł pod flagą biało-czerwoną

Dzięki trąbom powietrznym i konfliktowi na Kaukazie elity władzy w Polsce przez wakacje miały czym odwracać uwagę społeczeństwa od krajowych problemów. Premier Tusk i prezydent Kaczyński najpierw odwiedzali osobno (ale każdy przed kamerami telewizyjnymi) poszkodowanych przez wichury, a później już wspólnie prężyli papierowe muskuły przed sąsiadem ze Wschodu oraz zapraszali Amerykanów do tworzenia w Polsce baz wojskowych i montażu wyrzutni rakiet balistycznych nazywanych w polskich mediach tarczą antyrakietową. W takiej atmosferze upłynął w Polsce okres urlopowy. Choć urlop większości rodaków nie przypominał obrazków z reklam i obietnicy „wielkiej, rynkowej fiesty” – jak pokazują dane z badań sondażowych tylko niecałe 30% Polaków wyjechało, w czasie wolnym od pracy, gdziekolwiek poza swoje miejsce zamieszkania. Polski kapitalizm nie rozpieszcza, a jego apologeci z różnych ekonomicznych centrów doradczych im. Adama Smitha oraz Lewiatanów i innych organizacji pracodawców powtarzają mimo to, że Polacy pracują za krótko i mają wciąż za dużo przywilejów. Nie zauważają, że ci, którzy pracują w Europie najmniej i mają największe przywileje pracownicze, żyją w krajach uznawane za najbardziej nowoczesne – np. w Szwecji, Danii czy Austrii. Natomiast władza, która nie potrafi skutecznie stawiać czoła współczesnym wyzwaniom, musi szukać dla swych obywateli jakichś innych wytłumaczeń ich niedoli. Im większe problemy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Zagubiona klasa

Cóż począć z faktem, że co najmniej 40% zatrudnionych w Polsce wykonuje pracę fizyczną? Społeczeństwo klasowe zniknęło wraz z PRL-em, zwłaszcza klasa robotnicza roztopiła się w dominującej rzeszy pracowników najemnych. Ten obiegowy, zgodny z polityczną poprawnością liberalnego PR pogląd ostro zderza się z rzeczywistością, której nie chce lub nie umie dostrzec lewica instytucjonalna. W jej języku „robotnik” wyparował jak kamfora. Pozostaje ratunkowa akcja otrzeźwiająca, zwłaszcza wobec tych polityków lewicy, którzy zanadto przejęli się obowiązującą na salonach retoryką. Cóż bowiem począć z faktem, że co najmniej 40% zatrudnionych współcześnie w Polsce wykonuje pracę fizyczną? Ponadczteromilionowa armia rzekomo nieistniejących robotników przypomina o sobie wówczas, gdy zaostrza się konfrontacja społeczna. Prof. Henryk Domański w swych ilościowych badaniach socjologicznych* wyróżnia cztery segmenty zagubionej klasy: brygadzistów, robotników wykwalifikowanych, robotników niewykwalifikowanych w produkcji oraz pracowników fizycznych usług. Do tej grupy można zaliczyć także robotników rolnych. Zdaniem profesora, dla lewicy to nadal bastion i główny adresat programu. „W krajach zachodnich partie lewicowe zmagają się z malejącym odsetkiem robotników – stąd wyrafinowane strategie wyborcze. U nas jednak sprawa nadal wygląda klarownie”, twierdzi prof. Domański. Jeśli nie liczyć sektora usług, w którym obserwujemy dynamiczny, związany

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

A może federacja partii lewicowych?

Potencjalne zapotrzebowanie polskiej sceny politycznej na lewicę nie oznacza, że wyborcy ślepo poprą każdego, kto się na niej pojawi z ideologią lewicową. Oni są pamiętliwi Narastanie tendencji odśrodkowych Rozpad centrolewicy i zbliżające się nieuchronnie wybory do Parlamentu Europejskiego podgrzały atmosferę na lewej stronie sceny politycznej. Pojawili się na niej ponownie działacze, którzy utracili pewność, czy w nowych uwarunkowaniach mają szanse „załapać się” w wyborach na pozycjach liderów. Powstają więc kolejne partie lewicowe, centrolewicowe, socjalistyczne i socjaldemokratyczne. W zamyśle autorów nieważne są programy polityczne tych partii, liczy się zdobycie dla lewicy jak największej liczby głosów potencjalnych wyborców, a sprawić to mogą nazwiska popularnych polityków, bez względu na ich kredo programowe. Nie ma jak dotąd wiarygodnej odpowiedzi na pytanie, czy lewica w ogóle zdobędzie mandaty w Parlamencie Europejskim. Ostatnie sondaże były dla SLD więcej niż pesymistyczne: wskazywały na poparcie na granicy dostania się do parlamentu. Badania bardziej optymistyczne oceniały szanse wyborcze SLD w granicach 7-10%, co również nie może być powodem do zadowolenia. Inne partie lewicowe są poza dopuszczalnym marginesem. 2. Czy jest w Polsce miejsce dla lewicy? Jest to wprawdzie pytanie retoryczne, bo nawet prezydent Lech Kaczyński uparcie twierdzi, że nie wyobraża sobie polskiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kapuściński to Polak?

Nad Tybrem pełno tłumaczeń polskiej literatury… tylko kto o tym wie? Co przywodzi na myśl Włochom słowo Polonia? Oczywiście: Papa Wojtyła i Boniek. Niestety, rzadko coś więcej. Diego Lo Piccolo, właściciel księgarni Altrimenti, wciąga głęboko powietrze: – Polska literatura, signorina, no cóż, jak pani wie, jesteśmy niejako zdominowani przez literaturę angielskojęzyczną, mam paru autorów niemieckich oczywiście, trochę niemieckiej klasyki, kilku Skandynawów, trochę Rosjan – mówi, wskazując na „Annę Kareninę” – ale polskiej literatury nie mam. Po chwili namysłu dodaje, że zna Kapuścińskiego. Nie wiedział tylko, że to Polak. Rzeczywiście, laureat wielu włoskich nagród, w tym prestiżowej Premio Grinzane Cavour oraz nagrody im. Elsy Morante, jest we Włoszech tłumaczony i znany, jego książki widać na półkach włoskich księgarń. Wchodząc na stronę Feltrinelli, jednego z największych włoskich wydawnictw, znajduję ponad dziesięć tytułów i ciągłe wznowienia. No dobrze, a co z innymi autorami? – Mówiąc szczerze, to nie jest to znana literatura we Włoszech – wyznaje Claudia Romagnoli, tłumaczka i polonofilka z Bolonii, która spędziła kilka lat w Warszawie. – Znamy oczywiście Kapuścińskiego, jest u nas bardzo ceniony. W księgarniach można także zauważyć Brunona Schulza; jego „Sklepy cynamonowe” są wznawiane od 2005 r. w nowym tłumaczeniu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Cesarz, filozof, wojownik

W Sagalassos archeolodzy odnaleźli głowę wspaniałego posągu Marka Aureliusza W ruinach starożytnej łaźni w Sagalassos (Turcja) znowu dokonano sensacyjnego odkrycia. Archeolodzy znaleźli piękną marmurową głowę, ramię i inne fragmenty wielkiego posągu Marka Aureliusza, mędrca na tronie, zaliczanego do pięciu najlepszych władców imperium rzymskiego (panował w latach 161-180). Starożytny autor biografii cesarskich Historia Augusta, spisanych w końcu IV w., pisze o tym imperatorze z najwyższym podziwem: „Całe życie poświęcił filozofii, a swą zacnością przewyższył wszystkich cesarzy”. Latem ub.r. w Sagalassos odnaleziono wielką marmurową głowę cesarza Hadriana, w lipcu br. zaś, fragmenty posągu Faustyny Starszej, żony Antonina Piusa, poprzednika Marka Aureliusza na tronie (o obu tych błyskotliwych sukcesach archeologów pisaliśmy w „Przeglądzie”). Kunsztownie wykonane posągi członków rodziny cesarskiej z dynastii Antoninów stały w niszach w ścianach frigidarium, największego pomieszczenia łaźni w Sagalassos (powierzchnia frigidarium wynosi 1250 m kw.). Prawdopodobnie w niszach po zachodniej stronie znajdowały się wizerunki władców, po przeciwnej stronie – ich żon. Między 540 a 620 r. łaźnia została zburzona w wyniku trzęsienia ziemi. Nie została odbudowana. Prace we frigidarium prowadzi zespół tureckich i belgijskich archeologów, na którego czele stoi Marc Waelkens

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Tusk uczeń Ziobry

Wypowiadając się na temat ujętego ostatnio kazirodcy i być może gwałciciela (ale przecież nie pedofila, jak pisali niektórzy, wszak jego ofiara jest młodą, ale dojrzałą kobietą!), premier Tusk powiedział kilka kompromitujących go zdań. Trudno zgadnąć, po co w ogóle się wypowiadał w tej sprawie. Czy premier musi komentować każde zdarzenie uwidocznione na pierwszej stronie jakiegoś tabloidu? Czy tego się oczekuje od premiera? Od tego jest prokuratura, biegli psychiatrzy i seksuolodzy, na koniec sąd. W odwodzie jeszcze niezawodne tabloidy oraz cała sfora żądnych sensacji dziennikarzy z raczej mało poważnych mediów. Co tu jeszcze premier ma do powiedzenia? Oczywiście, po epoce takich znawców prawa i kryminologii jak były minister Ziobro i jego współpracownicy każdy w Polsce może się czuć ekspertem od winy i kary i pleść na ten temat najbardziej niebotyczne głupstwa. Nie każdemu jednak wypada. Premierowi nie wypada zdecydowanie. Co takiego powiedział premier? Po pierwsze, powiedział, że pod wpływem tego wstrząsającego przypadku trzeba zmienić przepisy prawa. To błąd pierwszy. Nie jest dobrze, jak prawo zmieniane jest pod wpływem emocji wywołanej jakimś pojedynczym, choćby najbardziej bulwersującym zdarzeniem. Powszechne wzburzenie, emocje i nacisk opinii publicznej to źli doradcy ustawodawcy. Premier dał się ponieść tym nastrojom, ba,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Westerplatte – Bój z cenzurą cd.

Reżyser, który pragnie zdjąć z obrony Westerplatte ciężar mitu, sam mity tworzy? Sprawa filmu „Tajemnica Westerplatte”, a właściwie scenariusza autorstwa Pawła Chochlewa, którą opisałem w poprzednim numerze „Przeglądu”, utknęła w martwym punkcie: oburzeni (na to, że twórca wkłada w ręce bohaterów wojennych butelki z wódką) pozostali oburzeni, politycy nie ustąpili z pozycji prewencyjnych cenzorów (bo nie chcą wydawać publicznych pieniędzy na film, który, ich zdaniem, mija się z „prawdą historyczną”), a środowisko filmowe (jak najbardziej słusznie) podtrzymuje swój sprzeciw wobec ingerencji państwa w działalność artystyczną. Debata nad filmem, który jeszcze nie powstał, ujawniła jedynie, jak drażliwą kwestią jest próba dotykania przez kino wzniosłych obiektów naszej narodowej mitologii. Gdy burza sięgała zenitu, autor scenariusza udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym odniósł się m.in. do filmu „Westerplatte” Stanisława Różewicza z 1967 r. „Jest wspaniały, piękny, jak na tamte czasy ma świetną batalistykę, opowiada o niezwykłym epizodzie polskiej historii. Ale zrobiony został środkami, które już trochę przebrzmiały. Po drugie, opowiada prawdę (według mojej wiedzy, którą zaczerpnąłem z książek) tylko do momentu bombardowania drugiego dnia, potem jest już gorzej. Ze względów politycznych ta historia była wtedy tak pokazywana. Nikt nie mógłby nakręcić wówczas innego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Tajlandia w chaosie

Premiera zgubiła wrogość miejskich elit i zamiłowanie do gotowania Tajlandia przeżywa ostry kryzys polityczny. Może dojść także do ekonomicznej zapaści, gdyż turyści zaczynają omijać ten egzotyczny kraj wspaniałych plaż, malowniczych gór i buddyjskich świątyń. Konflikt w Bangkoku ma w sobie elementy farsy. Obowiązuje stan wojenny, lecz siły bezpieczeństwa nie występują przeciw demonstrantom, którzy okupują siedzibę rządu. Opozycja nosi nazwę Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji, lecz zmierza do odsunięcia ludu od władzy. 9 września Trybunał Konstytucyjny orzekł, że 73-letni premier Samak Sundaravej musi odejść wraz z całym swoim gabinetem, ponieważ złamał prawo, kiedy jako urzędujący szef rządu wystąpił w kulinarnym show i wziął za to pieniądze. Ten były gubernator Bangkoku znany jest z zamiłowania do dobrej kuchni. Przez siedem lat prowadził program telewizyjny „Gotowanie i narzekanie”, w którym demonstrował publiczności, jak przyrządzać najdziwniejsze potrawy (np. zupę kokosową z łososiem czy świńską nogę marynowaną w coca-coli). Kiedy stanął na czele rządu, lekkomyślnie kilka razy pojawił się przed kamerą. Tłumaczył się później, że nie otrzymał za występ zapłaty, lecz tylko zgodził się na pokrycie przez telewizję kosztów dojazdu oraz składników potraw. Sędziowie jednak okazali się bezlitośni. Samak jest znienawidzony przez opozycję, która uważa go za skorumpowaną marionetkę poprzedniego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Puk, puk. Czy tu off?

Od teatru alternatywnego do repertuarowego coraz bliżej Coraz łatwiej się pomylić, grupy offowe grają tzw. klasyczny repertuar albo sztuki bez mała dobrze skrojone, teatry repertuarowe ukrywają swoją tożsamość i próbują zach-off-ywać się jak offy. O co tu chodzi? Najkrócej mówiąc – o przetrwanie. Kalkulacja jest taka: teatr dramatyczny umarł (tylko referuję tok myślenia, ale nie podzielam) i trzeba gwałtownie szukać sposobów, aby widza przytrzymać, odzyskać i pozyskać. Zwłaszcza młodego. Stąd zwrot do rozmaitego pochodzenia przedrzeźniania i wyolbrzymiania. Postmodernizm już nie wystarcza, teraz pora na neosurrealizm, camp, neoekspresjonizm, teatr faktu, etnoteatr. Stąd poszukiwania na obrzeżach, próba zagarniania przez teatr sposobów i technik należących do innych sztuk (film, wideo, internet). Słowem nowości – by nie powiedzieć nowinek – potrząsać kwiatem! Oto droga, którą należy podążać. Nie samym spektaklem teatr żyje Jak iść, którędy i po co, od trzech lat próbuje odpowiedzieć praski przegląd Hajdpark w Teatrze Wytwórnia, jedna z kilkudziesięciu takich manifestacji, jakie odbywają się jak Polska długa i szeroka. Mowa o off-offach, bo offy „instytucjonalne”, uznane i międzynarodowo oklaskiwane, wyróżniane, doceniane, dawno albo bardzo już dawno weszły do pierwszej ligi teatralnej. Dość wymienić ich nazwy: Ośrodek Praktyk

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Siwiec zostaw. Wstydu oszczędź

Najpierw zadzwonił do nas poirytowany czytelnik z pytaniem, kto wymyślił Marka Siwca na szefa sztabu SLD w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Naprawdę nie wiemy. A chwilę później dostaliśmy mejla od paru młodych ludzi z Kalisza, że jak Siwiec jest twarzą lewicy, to oni wolą w tych wyborach poczekać na nowe rozdanie. Były też kolejne telefony. Siwiec zawsze wywoływał emocje. Najczęściej zresztą negatywne. Taki po prostu typ. Bywają przecież ludzie, za których trzeba się ciągle tłumaczyć. Lewica też ma taką grupę. Ale po co ich wciąga na sztandar? Niestety tego bez pomocy wróżki, psychoanalityka albo psychiatry nie da się wyjaśnić. Co Siwiec zrobił dla SLD? Dla lewicy? Dla…? Może się coś znajdzie? Może ktoś sobie przypomni jakiś dobry uczynek Marka Siwca. Może to być nawet ktoś z najbliższej rodziny!  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.