Tajlandia w chaosie

Tajlandia w chaosie

Premiera zgubiła wrogość miejskich elit i zamiłowanie do gotowania

Tajlandia przeżywa ostry kryzys polityczny. Może dojść także do ekonomicznej zapaści, gdyż turyści zaczynają omijać ten egzotyczny kraj wspaniałych plaż, malowniczych gór i buddyjskich świątyń.
Konflikt w Bangkoku ma w sobie elementy farsy. Obowiązuje stan wojenny, lecz siły bezpieczeństwa nie występują przeciw demonstrantom, którzy okupują siedzibę rządu. Opozycja nosi nazwę Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji, lecz zmierza do odsunięcia ludu od władzy.
9 września Trybunał Konstytucyjny orzekł, że 73-letni premier Samak Sundaravej musi odejść wraz z całym swoim gabinetem, ponieważ złamał prawo, kiedy jako urzędujący szef rządu wystąpił w kulinarnym show i wziął za to pieniądze. Ten były gubernator Bangkoku znany jest z zamiłowania do dobrej kuchni. Przez siedem lat prowadził program telewizyjny „Gotowanie i narzekanie”, w którym demonstrował publiczności, jak przyrządzać najdziwniejsze potrawy (np. zupę kokosową z łososiem czy świńską nogę marynowaną w coca-coli). Kiedy stanął na czele rządu, lekkomyślnie kilka razy pojawił się przed kamerą. Tłumaczył się później, że nie otrzymał za występ zapłaty, lecz tylko zgodził się na pokrycie przez telewizję kosztów dojazdu oraz składników potraw. Sędziowie jednak okazali się bezlitośni.
Samak jest

znienawidzony przez opozycję,

która uważa go za skorumpowaną marionetkę poprzedniego premiera Thaksina Shinawatry. Tego ostatniego publicyści nazywają niekiedy tajskim Juanem Peronem. Jest on jednak znacznie bogatszy od sławnego argentyńskiego przywódcy. Dzięki milionom, które zarobił w branży telekomunikacyjnej, potrafił osiągnąć polityczny sukces. Nie zawarł aliansu z tradycyjnymi elitami miejskimi, lecz szukał poparcia ubogich rolników, stanowiących większość populacji 65-milionowego kraju. Podkreślić należy, że społeczeństwo Tajlandii jest podzielone. Mieszkańcy ogromnego Bangkoku (co siódmy, być może co szósty obywatel) przeważnie żywią pogardę do niepiśmiennych chłopów, uważają ich za zbyt prymitywnych, aby mogli współdecydować o losach kraju. Thaksin Shinawatra, jako pierwszy polityk w kraju, troszczył się o wieśniaków, starał się zapewnić im tanią opiekę zdrowotną, ułatwiał spłaty kredytów. Wdzięczni rolnicy zapewnili mu zwycięstwa wyborcze w 2001, 2005 i 2006 r. Przedstawiciele elit miejskich, biznesmeni, reakcyjni arystokraci i wysocy rangą wojskowi czuli się odsunięci na boczny tor. Sondhi Limthongkul, baron medialny, założył opozycyjne ugrupowanie Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji (PAD).
PAD zaczął urządzać w Bangkoku masowe demonstracje przeciw „populistycznemu” premierowi. 19 września 2006 r., kiedy Thaksin przebywał w kwaterze głównej ONZ w Nowym Jorku, armia dokonała bezkrwawego puczu. Thaksin udał się na emigrację do Londynu. W maju 2007 r. wojskowi rozwiązali jego partię o nazwie Thai Rak Thai (Tajowie Kochają Tajów). Byłemu premierowi i 110 czołowym dygnitarzom Thai Rak Thai zakazano na pięć lat działalności politycznej. Generałowie opracowali nową konstytucję, którą przyjęto w referendum. W grudniu 2007 r. zezwolili na przeprowadzenie wyborów parlamentarnych. Zwyciężyła w nich Partia Władzy Ludu (PPP), będąca w praktyce mutacją Thai Rak Thai. Miejsce 110 odsuniętych od polityki aktywistów partyjnych zajęli ich krewni i znajomi. Na czele PPP stanął Samak Sundaravej, niebędący wcześniej członkiem Thai Rak Thai, a więc niemający solidnego oparcia także w nowej partii. Samak, który 28 stycznia 2008 r. został szefem koalicyjnego rządu złożonego z sześciu ugrupowań, uchodził za zwolennika Thaksina, ale starał się zachować pewną niezależność. W lutym 2008 r. triumfujący Thaksin wrócił do kraju. Zapewniał, że nie zajmie się polityką, lecz przeciwnicy mu nie uwierzyli.
Samak, aczkolwiek od początku ostro atakowany przez opozycję, zręcznie manewrował w politycznym labiryncie. Pozyskał sobie sympatię głównodowodzącego sił zbrojnych, utrzymywał dobre kontakty z dworem królewskim. Kompetencje 80-letniego monarchy, Bhumibola Aduljadeja, który od sześciu dziesięcioleci zasiada na tronie, są symboliczne, jednak Tajowie darzą swego władcę niemal boskim szacunkiem. W 1992 r. wystarczyło

kilka słów z ust króla,

aby położyć kres zamieszkom i walkom ulicznym.
Premier Samak kontynuował politykę poprzednika. Próbował poprawić sytuację najuboższych rolników. Elity miejskie nie posiadały się z wściekłości. Zaczęto oskarżać szefa rządu, że przekupuje ciemnych, wiejskich wyborców.
25 maja opozycja znów rozpoczęła protesty uliczne.
Rządowi zaszkodził konflikt z Kambodżą o znajdującą się na granicy obu państw starożytną świątynię, wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Samak zgodził się uznać pretensje sąsiedniego kraju. Przeciwnicy natychmiast oskarżyli go o zdradę kraju w celu ochrony interesów, które Thaksin prowadzi w Kambodży. Minister spraw zagranicznych, wcześniej adwokat Thaksina, musiał ustąpić ze stanowiska.
Opozycja nie zaniedbała żadnego sposobu, aby pognębić znienawidzonego polityka. Żona Thaksina została skazana na trzy lata za (domniemane) przestępstwa podatkowe. 11 sierpnia Thaksinowie przezornie nie wrócili z igrzysk olimpijskich w Pekinie, lecz wyjechali do Londynu. Ze stolicy Zjednoczonego Królestwa były premier oskarżył swych nieprzyjaciół o matactwa i prowadzenie walki politycznej za pośrednictwem sądów.
Przywódcy PAD zaczęli rozpowszechniać niemające podstaw pogłoski, że Samak i jego zwolennicy są republikanami i zamierzają zlikwidować monarchię. W ten sposób udało się podburzyć rojalistów. 26 sierpnia tłumy demonstrantów zajęły siedzibę rządu i zajmują ją do tej pory.
Trzy dni później oddziały specjalne policji daremnie usiłowały usunąć okupujących. Doszło do starć, antyrządowe protesty rozprzestrzeniły się poza stolicę. Strajki sparaliżowały komunikację kolejową oraz lotniska w Krabi i Phuket, obsługujące setki tysięcy turystów rocznie. W nocy z 1 na 2 września zwolennicy i przeciwnicy premiera, uzbrojeni

w kije i proce,

a niektórzy nawet w broń palną, stoczyli w Bangkoku zaciekłą bitwę. Jedna osoba zginęła, 45 zostało poważnie rannych. 2 września premier wprowadził stan wyjątkowy, lecz wojsko i policja nie zdecydowały się za zrobienie użytku ze swych nadzwyczajnych uprawnień. Szef rządu zaproponował ogólnonarodowe referendum jako sposób wyjścia z kryzysu. Opozycja zdecydowanie odrzuciła tę koncepcję, uznając ją za próbę zyskania na czasie (na zorganizowanie referendum potrzeba 30 dni).
Rozeszły się pogłoski o kolejnym zamachu stanu, lecz na razie wojsko pozostaje w koszarach. Generałowie są podzieleni, wielu wpływowych dowódców sprzyja elitom miejskim i PAD.
W końcu trybunał konstytucyjny pozbawił premiera, zamiłowanego kuchmistrza, urzędu. Ale Samak i jego zwolennicy nie poddali się. 11 września partia PPP ponownie zgłosiła kandydaturę Samaka na szefa rządu. Doprowadziło to opozycję do białej gorączki. Media w Bangkoku ostrzegają przed gwałtownymi protestami i przelewem krwi. 12 września opozycja zbojkotowała obrady parlamentu, toteż Samak nie mógł zostać wybrany.
Trudno przewidzieć, w jaki sposób konflikt się zakończy. Samak i jego zwolennicy dzięki poparciu mas wyborców z terenów wiejskich wygrają każde referendum czy wybory. Przywódca PAD, Sondhi Limthongkul, głosi, że ciemne masy nie dojrzały do demokracji. Proponuje, aby 70% parlamentarzystów zyskiwało mandaty z nominacji, a tylko 30% na mocy wolnych wyborów. Takie rozwiązanie przyniosłoby elitom miejskim pełnię władzy, oznaczałoby też koniec demokracji w Tajlandii, funkcjonującej mimo różnych turbulencji i aż 18 wojskowych zamachów stanu od 75 lat. Z pewnością ustanowienie w Bangkoku rządów oligarchicznych wywołałoby gwałtowne protesty wśród pozbawionej w ten sposób podstawowych praw politycznych ludności wiejskiej. Dlatego zachodni komentatorzy ostrzegają tajskich liderów, aby nie szli tą drogą. Niektórzy uważają, że w sytuacji kryzysowej powinien zabrać głos sędziwy król i nakłonić zwaśnione strony do kompromisu. Jeśli kryzys będzie się zaostrzał, następny wojskowy pucz stanie się nieunikniony.

 

Turyści boją się kryzysu
Polityczne zaburzenia zagrażają gospodarce. Tajlandia jest jednym z najważniejszych urlopowych punktów docelowych na świecie. Co roku kraj ten odwiedza 15 mln turystów. Obecnie jednak aż 20 państw ostrzegło obywateli przed składaniem wizyt w coraz bardziej niebezpiecznym regionie. Do Bangkoku przybywa obecnie o 40% mniej turystów niż zazwyczaj. „Obecna sytuacja bardziej szkodzi niż pucz wojskowy z września 2006 r., ponieważ tym razem niepokoje obejmują cały kraj”, oświadczył Kongkrit Hiranyakit z Rady Turystyki. Dziennik „The Nation” zwraca uwagę, że zbliża się najważniejszy sezon turystyczny, który trwa od listopada do lutego, a więc obejmuje także Boże Narodzenie i Nowy Rok. Istnieją obawy, że jeśli kryzys nie zostanie szybko zażegnany, 840 tys. turystów zrezygnuje z wczasów w Tajlandii. Oznaczać to będzie dla kraju utratę 655 mln euro.

Bunt muzułmanów
Jednym z głównych problemów Tajlandii jest islamska rebelia w południowych prowincjach Pattani, Jala i Narathiwat. Regiony te, zamieszkane głównie przez wyznających islam Malajów, zostały przyłączone do buddyjskiego królestwa Tajów w 1902 r. Bunt muzułmańskich separatystów wybuchł w styczniu 2004 r. Do tej pory w walkach zginęło około 3,5 tys. osób. Premier Thaksin postanowił zgnieść rebelię. Żołnierze i policjanci masakrowali seriami z broni maszynowej powstańców atakujących ich posterunki, często uzbrojonych tylko we włócznie i maczety. Kiedy jednak we wrześniu 2006 r. władzę w Bangkoku przejęli wojskowi, postanowili negocjować z rebeliantami. Zachęciło to separatystów do dalszych ataków. W objętych powstaniem regionach niemal codziennie giną ludzie. 9 września poinformowano, że rebelianci zabili naczelnika tambonu (okręgu administracyjnego) w prowincji Pattani. 45-letni Athaphon Konlom jechał samochodem, kiedy został zaatakowany przez czterech osobników na dwóch motocyklach, którzy otworzyli ogień z broni automatycznej. Naczelnik stracił panowanie nad kierownicą. Jego samochód uderzył w szkołę. Napastnicy wywlekli rannego z pojazdu i ucięli mu głowę.

 

Wydanie: 2008, 38/2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy