04/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

MON w kłopotach

Generałów i pułkowników mamy nadmiar, a podpułkowników najwięcej w NATO Dymisja ministra sprawiedliwości siłą rzeczy wymusza pytanie, który z szefów resortu jest następny w kolejce. Nawet wśród polityków Platformy często pada nazwisko ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Zarzucano mu już dawno brak decyzyjności, wewnętrzny niedowład organizacyjny itd. Mówiono, że to typowy Hamlet polityczny, któremu nie można zarzucać braku intelektu, ale prakseologia w znacznej mierze jest mu obca. Wątpiący zdawali sobie również sprawę z tego, że kolejny minister będzie musiał czyścić stajnię Augiasza, którą pozostawił po sobie w siłach zbrojnych jego poprzednik Aleksander Szczygło, dążący do tego, by armia stała się swego rodzaju bojówką PiS. W tym kierunku szła polityka kadrowa, gdzie preferowano nie kwalifikacje i profesjonalizm, ale wierność braciom Kaczyńskim. Stosunek min. Szczygły do żołnierzy wyjaśnił jego znany komentarz o grupce durniów, którzy strzelali do cywilów w Afganistanie. Od Klicha oczekiwano, że na początek – mówiąc językiem wojskowym – odeśle \”pod kapelusz\” nieudolnych PiS-owskich kaprali w generalskich mundurach, zaprowadzi porządek organizacyjny i przeprowadzi w logiczny sposób niezbędne reformy, łącznie z profesjonalizacją. Już pierwsze pilotażowe czynności związane z uzawodowieniem armii pokazały, że nie będzie to proces łatwy. Uzawodowienie 18. batalionu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Próżnia socjologiczna i fasadowa demokracja

W wyniku weryfikacji (1981-1982) pracę w Łodzi straciło ośmiu dziennikarzy, natomiast dziesięć lat później, w ramach „szlachetnej lustracji” już w wolnej Polsce, wyrzucono z redakcji w całym kraju setki żurnalistów, w tym kilkudziesięciu w Łodzi. Stało się tak tylko dlatego, że prezentowali odmienny polityczny kolor. Za tymi drugimi nikt się nie ujmował… Fakty te przypomina znany łódzki dziennikarz Marek Filanowicz w książce „Spowiedź reżimowego żurnalisty”, która właśnie trafiła na półki księgarskie. Autor nie tylko odmalowuje barwne losy żurnalistów i prasy, ale ukazuje także skomplikowane meandry polityki i kulisy stanu wojennego w środowisku dziennikarskim. Warto się na moment zatrzymać właśnie przy tym ostatnim problemie, jako że narosło wokół niego sporo mitów i kombatanckiej chwalby, wspieranej z zapałem godnym lepszej sprawy przez dyspozycyjnych urzędników z IPN. Kilka godzin po ogłoszeniu stanu wojennego w redakcji łódzkiego „Głosu Robotniczego” – przypomina autor książki – zaczęli się pojawiać dziennikarze. „Panowała atmosfera powagi, odpowiedzialności, konsternacji, ale i jakiejś ulgi, że oto nastąpiło przesilenie. Nawet skrajni partyjni radykałowie nie okazywali triumfalizmu. Skupiliśmy się wokół Lucka Włodkowskiego (redaktor naczelny „Głosu Robotniczego – przyp. red.), siadając przy bocznym stole, gdzie zwykle pracował. Nie było nikogo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Jak wiadomo, w dyplomacji mamy dwie sfery – gadulstwa i działań faktycznych. Czasami zresztą wzajemnie się one przenikają. Aczkolwiek jest to raczej rzadkie. Zwłaszcza jeśli chodzi o polską politykę zagraniczną. Bo tu gadulstwo jest po prostu nie do zniesienia, to prymitywna propaganda dla mało wykształconych, która mija się z rzeczywistością. Oto np. bębni się dzień i noc o polityce wschodniej, jaka tu Polska jest aktywna i co to nie może. Słowa są piękne. A rzeczywistość inna. Pisaliśmy już o \”sukcesie\” gruzińskim, kiedy latem Gruzja zaatakowała Osetię i padła po rosyjskiej odpowiedzi. W Polsce opowiada się do dziś, że to, iż Gruzja tylko padła na kolana, ale nie ścięto jej głowy, było wielkim sukcesem Lecha Kaczyńskiego, który zatrzymał Rosjan u bram Tbilisi. Dobrze więc wiedzieć, że jest to bardzo ekskluzywne przekonanie, obecne tylko w niektórych redakcjach nad Wisłą. Bo cały świat uważa, że jeśli ktoś w tej smutnej historii odniósł sukces, to prezydent Sarkozy. Teraz przyszedł czas na inne mistyfikacje. Otóż, gdy rosyjsko-ukraiński spór gazowy przeżywał apogeum, udał się do Kijowa min. Radek Sikorski. Przedstawiano go jako rozjemcę, człowieka, który wysłucha i pomoże. Bo wiadomo – Polska na Ukrainie to ho, ho. Więc szanowny minister pojechał i wiuuuu… gwizdało powietrze z przekłutego balonika. Ani prezydent, ani premier Ukrainy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czy Obamie się uda?

Świat przyjął z nadzieją inaugurację 44. prezydenta USA To wydarzenie przejdzie do historii. 2 mln ludzi, zebranych w ogromnym parku National Mall w Waszyngtonie, wysłuchało inauguracyjnej oracji 44. prezydenta USA. Barack Obama przemawiał z patosem, który tak uwielbiają Amerykanie. Nie ukrywał jednak, że przejmuje władzę w ciężkich czasach. „Wiemy dziś, że znajdujemy się w środku kryzysu. Prowadzimy wojny przeciwko rozległej organizacji przemocy i nienawiści. Nasza gospodarka jest poważnie osłabiona, co jest konsekwencją chciwości i braku odpowiedzialności niektórych z nas”, powiedział pierwszy czarnoskóry gospodarz Białego Domu. Podkreślił jednak, że Ameryka sprosta czekającym ją wyzwaniom. Komentatorzy na całym świecie analizują przemówienie Obamy i zastanawiają się, jaka będzie prezydentura, zapowiadająca się w tak niezwykły sposób. Zdaniem niemieckiego dziennika „Die Welt”, „ten zarazem prosty i niesłychany fakt”, że czarnoskóry polityk został wreszcie prezydentem USA, może przyczynić się do wewnętrznego pokoju w Ameryce. Tygodnik „Der Spiegel” w elektronicznym wydaniu zwrócił uwagę, że samowyzwolenie się Ameryki, które rozpoczęło się wraz z wojną domową 150 lat temu i w stulecie później znalazło kontynuację w ruchu na rzecz praw obywatelskich, wraz z objęciem urzędu przez Obamę znalazło pełen emocji akt końcowy. Kraj wyszedł wzmocniony

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Prawo czarnej serii

Polityczny jarmark w sprawie Olewnika Wieszając się w celi płockiego więzienia, 40-letni Robert Pazik pewnie nie przypuszczał, że tym samobójczym aktem stworzy taką pożywkę mediom i politykom. Rozumem prostego zbrodniarza nie pojął, że wywoła burzę, doprowadzając do dymisji połowy kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości i powołania sejmowej komisji śledczej. Komisji, która ludzką tragedię przeobrazi w polityczny jarmark. Trzecie samobójstwo wśród sprawców porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika to wyjątkowe wydarzenie. Tak jak wyjątkowo okrutne i bezsensowne wydaje się pozbawienie w bestialski sposób życia 27-letniego wówczas przedsiębiorcy z Drobina pod Płockiem („Jedno porwanie, lawina błędów” – „Przegląd” z 20 kwietnia 2008 r.). Dziś media nie zwracają na to uwagi, ale tej zbrodni dokonali nie wyrafinowani przestępcy, lecz w większości oprychy „spod budki z piwem”, na tle których herszt grupy Wojciech Franiewski z Warszawy to prawdziwy mózgowiec. Prawa ręka szefa Mógł mu dorównać jedynie Sławomir Kościuk, też warszawiak, co prawda bagażowy LOT na Okęciu, ale z rodziny prawników. Obaj porywacze już nie żyją; pierwszy powiesił się w celi olsztyńskiego aresztu jeszcze przed procesem, gdy wrócił z przesłuchania na policji, gdzie zapoznał się z zeznaniami Kościuka. Bo to Kościuk, prawa ręka szefa, pierwszy pękł podczas śledztwa 27 października 2006 r., w piątą rocznicę porwania Olewnika.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Historia mitów i łupów

Polityka historyczna z założenia nie jest historią, ale tylko polityką. Przy tym polityką zero-jedynkową, czarno-białą, radykalną i bezkompromisową Polityka historyczna to narzędzie do wywoływania i eskalowania konfliktów – zarówno wewnętrznych, jak i międzynarodowych. Jej promotorzy wytyczają linię podziału, ustawiając się po „dobrej” stronie i umieszczając swych przeciwników po stronie „złej”. Klasycznym przykładem wykorzystania polityki historycznej były słowa Jarosława Kaczyńskiego wypowiedziane w 2006 r. na terenie Stoczni Gdańskiej: „My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”. Polityka historyczna z założenia nie jest historią, ale tylko polityką. Przy tym polityką zero-jedynkową, czarno-białą, radykalną i bezkompromisową. Jej zaprzeczeniem był rok 1989 z jego Okrągłym Stołem i wyborami 4 czerwca. Dlatego wszystkie siły polityczne uznające znaczenie porozumień i kompromisów 1989 r. nie mogą mieć w swoim słowniku pojęcia polityki historycznej. I przeciwnie – akceptacja pozytywnego dorobku 1989 r. oznaczałaby dla wyznawców polityki historycznej kapitulację ideową. Polityka historyczna to zjawisko stare. W początkowym okresie PRL jej przywódcy przeciwstawiali „obóz demokracji” (przedstawiany jako ucieleśnienie najbardziej postępowych tradycji) „siłom reakcji” – spadkobiercom sanacji. Jednak samo pojęcie polityki historycznej – spopularyzowane przez konserwatywnego myśliciela niemieckiego, członka NSDAP

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Puste sejfy komisariatów?

Z głosów internautów wynika, że poza pensjami nie ma w policji pieniędzy na dodatki mundurowe, zwroty za bilety, wczasy, mieszkania, trzynastki… W połowie grudnia 2008r. MSWiA zmniejszyło policyjny budżet na ubiegły rok o 535 mln zł. Powodem tej decyzji były niższe od szacowanych grudniowe wpływy do budżetu państwa z podatku VAT. W szeregach policyjnych nie zagotowało się od razu, ale gdy z tzw. terenu zaczęły dochodzić głosy, że zagrożone są styczniowe wypłaty, że oszczędności mają objąć paliwo do radiowozów, a nawet trzeba będzie wykręcać co drugą żarówkę i zakazać korzystania z elektrycznych czajników, zrobiło się niewesoło. – Takiej sytuacji jeszcze nigdy nie było, by obcięto nasze fundusze o pół miliarda złotych – mówi „Przeglądowi” szef Związku Zawodowego Policjantów w Wielkopolsce, Andrzej Szary. – Ta „dziura” przechodzi przecież na rok 2009 i trzeba będzie ją czymś zatkać. Na szczęście niewiarygodna okazała się informacja, iż zagrożone są nawet nasze styczniowe wypłaty. W Wielkopolsce wszystkie uposażenia zostały wypłacone, ale nie ma gwarancji, że tak samo będzie w lutym, marcu… w czerwcu. Zdanie policyjnego związkowca jest dosyć wyważone. Natomiast na internetowych forach policjanci mówią otwartym tekstem. Przebojem na www.ifp.com.pl jest temat: Wszelka kasa wstrzymana!!!!!!!!!!! – aż z 11 wykrzyknikami. Nie mamy szczęścia do prawa Z głosów internautów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy w Polsce mamy dziurę budżetową?

Pro Aleksandra Natalli-Świat, posłanka PiS, zastępca przewodniczącego Komisji Finansów Publicznych Moim zdaniem dziura budżetowa jest, bo zobowiązania nie zostały pokryte. Jeśli dochody budżetu nie wystarczyły na opłacenie wszystkich zobowiązań, bo były niższe, niż zakładano, to jakoś ten stan trzeba nazwać. Jak wielkie są te zobowiązania budżetu, jaka jest skala problemu, mamy się dowiedzieć dopiero po 28 stycznia, kiedy rząd zbierze wszystkie dane, nie tylko z MON, policji, ale także np. z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad itd. kontra Krystyna Skowrońska, posłanka PO, zastępca przewodniczącego Komisji Finansów Publicznych Nie ma dla mnie dziury i nie posługujemy się takim terminem. Został on ukuty na potrzeby medialne w celu epatowania opinii publicznej. Nie mamy jeszcze pełnej informacji na temat zobowiązań z określonym terminem realizacji, w związku z tym możemy tylko użyć określenia \”stan na rachunku\”. Mamy mniejszy wzrost PKB, niż zakładano, więc w stosunku do tego trzeba wydatkować środki. Istnieje zapisany w ustawie deficyt budżetowy, ale tej miary nie przekroczyliśmy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Gorączka na Chłodnej

Od spotkania przy piwie do dyskusji o finansowaniu miejskiej kultury Nieco ponad cztery lata istnienia. Setki imprez, spotkań, dyskusji. Dziesiątki ludzi w zadymionym wnętrzu, przy niskich stolikach. Jedno miejsce: Chłodna 25 na warszawskiej Woli. Klub, kawiarnia, knajpa? Czy takie miejsce ma szansę stać się czymś więcej niż tylko jeszcze jedną studencką imprezownią? Okazuje się, że tak. – Na początku to miejsce nazwaliśmy \”centrum spotkań\”, ale takie określenie brzmi mało zachęcająco. Później jakoś samo się nazwało klubokawiarnią, a wreszcie zostało po prostu \”Chłodną 25\”, żeby każdy mógł je nazwać, jak chce – wyjaśnia Grzegorz Lewandowski, jeden z właścicieli, animator kultury, organizator imprez i dyskusji. Chłodnej rzeczywiście nie da się określić jednym słowem. Łączy działania artystyczne i społeczne. Odbywały się tu spotkania niezależnych twórców, koncerty muzyki żydowskiej i jazzowej. Wystawy, pokazy offowych filmów i dokumentów. Spotkania z artystami, np. fotografem Tomaszem Tomaszewskim, malarzami, architektami, działaczami społecznymi… Wieczory wyborcze, na które przychodzili nawet ci mieszkańcy okolicy, którzy na co dzień odżegnują się od wszelkiej polityki. Spektakle Teatru Montownia, który aktualnie nie ma własnej siedziby. Na najciekawsze spotkania przychodzą tłumy. W czasie pierwszej debaty z cyklu \”Przestrzeń miasta, przestrzeń działania\”

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Co można zrobić, by ludzie zarządzający OFE przestali marnotrawić pieniądze przyszłych emerytów?

Prof. Tadeusz Szumicz, polityka społeczna, ubezpieczenia, SGH Jakie marnotrawienie? Stopa zwrotu z kapitałów w Otwartych Funduszach Emerytalnych jest w całym okresie 10-letniego działania OFE bardzo wysoka. Teraz w sytuacji spadków na giełdzie zanotowano pewne straty, ale fundusze są nadal bezpieczne. Jedynie osoby będące właśnie teraz tuż przed emeryturą mogą jakoś to odczuć. Ostatnio wiceminister pracy i polityki społecznej stwierdził, że na kontach OFE jest dobry wynik mimo straty, która niewątpliwie miała miejsce. Jednak na działalność funduszy emerytalnych trzeba spoglądać długookresowo. Dziennikarze robią w tej sprawie tyle złego, wprowadzają niepokój, że chyba należałoby ich ubezwłasnowolnić. Zamiast pogoni za sensacją w systemie emerytalnym przydałaby się rzetelna edukacja, choć to dla mediów jest dużo mniej atrakcyjne. Jan Guz, przewodniczący OPZZ Należy tak zmienić prawo, aby zmniejszyły się koszty obsługi OFE, tzn. obowiązujące obecnie siedmioprocentowe odpisy na potrzeby zarządzania pieniędzmi. Należałoby wprowadzić gwarancję państwa nad zgromadzonymi na funduszach środkami, a także zobowiązać OFE do rentowności działań. Jednym z elementów takiego systemu powinien być fundusz ubezpieczeń społecznych. Należy też umożliwić swobodny przepływ pomiędzy funduszami prywatnymi i społecznymi czy państwowymi, a jednocześnie zmniejszyć uzależnienie funduszy od inwestycji giełdowych.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.