34/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Chopin 2010

Jakie atrakcje przygotowuje się na 200-lecie urodzin wielkiego Polaka? Każde dziecko zna datę 2012 i wie, jakie wydarzenie czeka Polskę w tym roku. Tymczasem wydarzeniem wcale nie mniejszej rangi, choć może w mniejszej skali, będą obchody 200. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina, która przypada na 2010 r. „Tę rocznicę pragniemy świętować przez cały Jubileuszowy Rok Chopinowski 2010 – czytamy w wydanym przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina folderze. – Fryderyk Chopin i jego podziwiane przez świat dzieło są najcenniejszą wartością polskiej kultury i naszym wielkim narodowym zobowiązaniem”. Minęła połowa roku i warto przyjrzeć się postępom prac, które powinny już za kilka miesięcy pokazać, na co stać ojczyznę jednego z największych geniuszy muzycznych wszech czasów. Tej rocznicy nie musimy i nie chcemy dzielić z żadnym innym krajem, bo Chopin, choć nazwisko miał obce, zostawił w kulturze światowej trwały polski ślad. Z drugiej jednak strony przedsięwzięcie, które ma zwrócić uwagę całego kulturalnego świata na Polskę, przypada na czas dosyć trudny ekonomicznie, politycznie, nawet klimatycznie. Kryzys, nieustające cięcia oszczędnościowe w budżecie, wreszcie różne anomalie pogodowe w okresie nabrzmiałych prac budowlanych na szczęście nie pokrzyżowały harmonogramów. Pomyślny na razie finisz w przygotowaniach wynika też

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Łowienie singla

Produkty i usługi dla singli mogą stać się żyłą złota dla przedsiębiorców W Europie żyje ich prawie 160 mln. W Irlandii, Danii i Szwecji stanowią połowę ludności. W Szwecji rozważa się powołanie ministra, zajmującego się ich sprawami, natomiast we Francji działa stowarzyszenie UNAGRAPS broniące ich praw w sferze ekonomicznej, prawnej czy podatkowej. Single. Od kilku lat rosną w siłę również w Polsce: dziś jest ich już ponad 5 mln, a kolejne 2 mln przybędzie w najbliższych 20 latach. Najpierw zauważyły ich media i przemysł rozrywkowy. W Polsce, wzorem krajów zachodnich, już kilka lat temu wzięli ich na warsztat dziennikarze, twórcy seriali i lekkiej literatury. Coraz częściej stają się też przedmiotem zainteresowania socjologów i psychologów. Jednak dopiero niedawno ich istnienie na dobre zauważył rynek. Ostatnie lata przyniosły prawdziwy wysyp propozycji i nawet kryzys nie wpłynął znacząco na zmniejszenie zainteresowania ofertami. Powodów tego, że prowadzi się samodzielne życie, jest zapewne tyle, ilu singli. Tylko część z nich twierdzi, że ten stan jest ich celem na stałe. Większość singli nie mówi związkom stanowczego i dozgonnego „nie”. To raczej: „nie teraz”, a przede wszystkim „nie na siłę”. Czas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Afganistan – mission impossible

Za widowiskowym sporem ważnego generała z ministrem obrony narodowej, choć toczy się on nad trumną oficera poległego w Afganistanie, kryje się walka o pieniądze. O wielkość budżetu na armię. No i oczywiście o to, kto będzie miał decydujący głos przy wydawaniu tych, możliwie największych środków. Wojskowi nigdy i nigdzie nie byli szczęśliwi, gdy trafiali pod cywilną kontrolę i ministrów w garniturach. Po co jednak ten system dojrzałe demokracje ustanowiły? Chociażby po to, by choć trochę więcej wiedzieć, co naprawdę się kryje za murami koszar i w budynkach sztabów. Bo jak świat światem ze strony wojskowych płynął zawsze taki sam komunikat. Różne języki i różne mundury, ale treść jednakowa. Nasza armia jest zbyt słaba i źle uzbrojona, by stawić czoła przeciwnikowi. Potrzebujemy więcej żołnierzy. I więcej jak najnowocześniejszej broni. Tyle że państwa, które wkraczały na ścieżkę zbrojeń, sukcesów wojennych jakoś nie odnotowywały. Przykłady klęski USA w Wietnamie, a ostatnio w Iraku czy Związku Radzieckiego w Afganistanie są podręcznikowymi dowodami na to, że problemów politycznych z zasady nie daje się rozwiązać przy udziale wojska. Nawet wtedy, gdy naprzeciw siebie stanęli supernowocześnie uzbrojeni zawodowcy z USA i partyzanci z bronią sprzed kilkudziesięciu lat. Jak w Afganistanie. Nie ma takich pieniędzy, których by machina wojskowo-zbrojeniowa nie wydała. Apetyty tego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Komu zaszkodzi Katar

Wpływ ramadanu na przemysł stoczniowy w Polsce, czyli… W tym roku 21 sierpnia rozpoczyna się błogosławiony dla muzułmanów miesiąc – ramadan. Według tradycji jest to okres pokuty i odpuszczenia grzechów. Wierni w tym czasie czytają Koran, poszczą od przedświtu do zachodu słońca, modlą się i starają robić dobre uczynki – np. rozdając ubogim jałmużnę. W ramadanie każdy dobry uczynek jest pomnażany od 10 do 700 razy w dniu sądu ostatecznego. Zgodnie z tradycją krajów arabskich w tym czasie raczej nie podejmuje się ważnych decyzji biznesowych. Okoliczność ta może mieć wpływ na los polskiego przemysłu stoczniowego. Może okazać się, że rekomendowana przez min. Grada katarska rządowa agencja inwestycyjna Qatar Investment Authority nie przejmie zobowiązań funduszu Stichting Particulier Fonds Greenrights i nie zapłaci do końca sierpnia 381 mln zł za stocznie w Gdyni i Szczecinie. Gradowi to nie zaszkodzi, bo mimo publicznie powtarzanych obietnic i zapowiedzi premiera, że jeśli pieniądze nie wpłyną, to pożegna się ze stanowiskiem, nie brakuje jego obrońców. Podkreślają oni, że dymisja niczego nie zmieni, a na ukończeniu są rozmowy o sprzedaży koncernu energetycznego Enea, która ma dać do budżetu ok. 5 mld zł, że szykuje się sprzedaż warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych, że Grad bliski jest zawarcia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Jaką emeryturę powinni mieć mundurowi

Czytelnikiem „Przeglądu” jestem od jego pierwszego numeru, wliczając w to i dawny „Przegląd Tygodniowy”, ale jeszcze żaden artykuł drukowany w „P” nie wywołał we mnie tyle szewskiej pasji, co wydrukowany w nr. 33 (23 sierpnia 2009) tekst Eugeniusza Januły i Izabeli Jakubek pt. „Mundurowi na spocznij”. Mam wrażenie, że autorzy nie zdają sobie dokładnie sprawy z tego, o czym piszą, niezbyt bowiem dokładnie znają konstytucyjne i prawne uwarunkowania emerytur mundurowych. Emerytura nie jest żadnym przywilejem, lecz prawem, nie tylko służb mundurowych, ale wszystkich ludzi, którzy, aby ją otrzymać, spełnili podstawowe wymogi prawne dotyczące wieku i czasu pracy. Wysokość emerytury zależy od wysokości wynagrodzenia, jakie odchodzący na emeryturę otrzymywał w dniu odejścia, i stanowi to 75% tego wynagrodzenia. Czy pracownicy „niemundurowi” otrzymują procent niższy? Nie, ich emerytury również wynoszą 75% wysokości wynagrodzenia. Wprawdzie w resortach MSWiA oraz MON wysokość ta zależy też od liczby przepracowanych lat, licząc od 15. roku służby, ale pamiętać też należy, że po tych 15 latach emerytura wynosi jedynie 40% uzyskiwanego wynagrodzenia i mało kto decyduje się na takie luksusy. Autorzy zawarli w artykule tezy, które przywodzą mi na myśl czasy tzw. komuny i wszechpotężne wołanie, z kręgów „Solidarności”, o równych żołądkach. Taki egalitaryzm dobry

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Ludzie potrzebują inności

Rozmowa z prof. Rochem Sulimą Na prowincji dogorywa coś, co można nazwać etosem chłopskim, etosem szlacheckim – Uff… panie profesorze, latem spotkać pana w Warszawie to cud. – Rozmawia pan z człowiekiem, który deklaruje, że jest prowincjuszem z urodzenia i z zamiłowania. Latem, a może nawet już przez większość roku, mieszkam na wsi, położonej – w prostej linii – kilkanaście kilometrów od Sycyny Jana Kochanowskiego. Blisko stąd i do Gardzienic Jacka Malczewskiego, i malinowych chruśniaków Leśmiana w Iłży. Zawsze też podkreślam, że na moim końcu wsi mieszka trzech profesorów zwyczajnych. Jeden z nich opublikował w tym roku „Kronikę” naszej wsi. To są moje rodzinne strony. Przyjeżdżam z tej wsi do Warszawy po to, żeby kupić znakomity „chleb chłopski”. Kupuję go w Almie, wypieka go piekarnia Grzybki na Grochowie, już od kilkudziesięciu lat. – A u pana na wsi już takiego nie pieką? – Była dobra piekarnia w Wielgiem, ale już nie rozwożą z niej chleba po wsiach. Jak pan widzi, to się wszystko przemieszało, stało się płynne. Zniknął obowiązek wobec pola – Podział centrum-prowincja w wielkim stopniu zanegowała technologia. Można mieszkać na wsi i mając dostęp do internetu, być w centrum wydarzeń. A można mieszkać w mieście, w blokowisku, i być zacofanym i prymitywnym. – Ja nawet kiedyś napisałem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Niestrawna Fasolowa

Myśleli, że po 30 latach doczekają się pięknej ulicy, a mają dwugarbny wał ziemi przed domami i sprawę w sądzie Mieszkający od 30 lat w domkach jednorodzinnych przy Fasolowej zawsze czuli się torunianami VI kategorii. Piaszczysta, płaska ulica po deszczu zamieniała się w błoto, a latem wiatr wzniecał tumany kurzu. Wodę założyli im dopiero kilka lat temu, kanalizację zaś w 2008 r. Na inwestowanie w Fasolową zawsze brakowało pieniędzy. I mieszkańcy się do tego przyzwyczaili. Nawet nie protestowali. Wiadomo – VI kategoria. Decyzja o budowie ulicy zaskoczyła ich. Jerzy Nadolecki: – Dowiedzieliśmy się przypadkowo, gdy w kwietniu zadzwoniłem do Miejskiego Zarządu Dróg, żeby przysłali polewaczkę, bo tak się kurzyło na drodze, że strach było okna otwierać. Powiedzieli, że polewaczki nie przyślą, bo w maju będą robić całą ulicę. I rzeczywiście, 8 maja weszli drogowcy z ciężkim sprzętem. Prace rozpoczęły się od końca ulicy, więc pierwsi zorientowali się, że coś jest nie tak, Borowscy spod nr. 57. – Gdy przed naszym domem wyrosła góra, na której jeszcze wyżej budowlańcy zaczęli sznurkami zaznaczać linie krawężników, zaczęliśmy się niepokoić – wspomina Alicja Borowska. – Nawet robotnicy ze Skanskiej, którzy zakładali te krawężniki, kręcili głowami i mówili, że coś to wszystko za wysoko.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Wespazjan i zapach pieniędzy

Archeolodzy odkryli willę sławnego z oszczędności cesarza Przywrócił stabilność państwa po krwawych wojnach domowych. Rozpoczął budowę ogromnego amfiteatru – Koloseum, który stał się symbolem imperium. Tytus Flawiusz Wespazjan był jednym z najzdolniejszych władców cesarstwa rzymskiego. A jednak przeszedł do historii jako pazerny skąpiec i sknera, który wprowadził podatek od moczu. Nawet dziś toalety publiczne w niektórych krajach nazywane są imieniem oszczędnego imperatora, założyciela dynastii Flawiuszów. (vespasiennes we Francji, vespasiani we Włoszech, vespasiene w Rumunii). Wespazjan przyszedł na świat w listopadzie 9 r. n.e. we wsi Falacrinae, położonej wśród malowniczych wzgórz kraju Sabinów (około 130 km na północny wschód od Rzymu). W sierpniu archeolodzy włoscy i brytyjscy ogłosili, że odnaleźli wspaniałą willę, w której prawdopodobnie przed 2 tys. lat urodził się przyszły cesarz. Odkrycia dokonał 25-osobowy zespół badaczy po czterech latach prac wykopaliskowych prowadzonych w pobliżu miasteczka Cittareale w prowincji Rieti. Właśnie tu znajdowała się niegdyś wioska Falacrinae (pozostały po niej grobowce oraz amfory i inne artefakty, które obecnie można obejrzeć w muzeum w Cittareale). Dr Helen Patterson z British School w Rzymie, instytucji archeologicznej zaangażowanej w badania, opowiada: „Znaleźliśmy monumentalną willę ze wspaniałymi mozaikowymi podłogami, wykonanymi z kolorowych marmurów sprowadzonych z kamieniołomów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Pisaliśmy tydzień temu o naradzie ambasadorów. Była, minęła, przejdzie do historii jako ta z panem Kurtyką. Taką atrakcję i pomoc naukową zafundował polskim dyplomatom min. Sikorski. Dodajmy do tego, że z kolei prezydent Lech Kaczyński dał ambasadorom pokaz bon tonu. Otóż jak wszyscy wiemy, prezydent jednym dyplomatom podpisał nominacje i listy uwierzytelniające, drugim nie, wielki tu jest rozrzut. Na naradzie więc zażyczył sobie, że spotka się tylko z tymi, którzy mają wszystkie jego podpisy, a z tymi, którzy nie dostali – to nie. Szefostwo MSZ uprzejmie zatem tych „nieczystych” wypraszało. Taka spotkała ich kara – nie wysłuchali prezydenckich mądrości. Może za rok? Na razie w MSZ spekulują, czy prezydent dalej będzie podpisywał po uważaniu i czy min. Sikorski powróci do dawnych zasad mianowania ambasadorów, tych z czasów Aleksandra Kwaśniewskiego – że najpierw wszystkie trzy ośrodki (mały i duży pałac plus MSZ) uzgadniały kandydata, a dopiero później pytano o agrément i kierowano do Komisji Spraw Zagranicznych… Bo lista kolejnych kandydatów jest ciekawa. Do MSZ wraca Andrzej Byrt. Ma być szefem naszego przedstawicielstwa na Tajwanie. Teoretycznie jest to placówka informacyjna i handlowa, bo Polska nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z tą wyspą. W praktyce biuro działa jak ambasada. A

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.