16/2010

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Ekologia

Co począć ze śmieciami? – Rozmowa z prof. Adamem Grochowalskim

Dym z jednego papierosa zawiera więcej szkodliwych substancji niż spaliny z nowoczesnego zakładu utylizacji odpadów dużego miasta – Czy mamy w Polsce spalarnie odpadów z prawdziwego zdarzenia? – To zależy, o jakie spalarnie odpadów zapytamy. Czy niebezpiecznych, czy szpitalnych, czy weterynaryjnych, czy komunalnych. – Mówimy o spalarni odpadów komunalnych, która byłaby częścią składową nowoczesnego systemu gospodarki odpadami, takiego systemu, którego nam w Polsce brakuje, a jaki mają kraje na wyższym stopniu rozwoju cywilizacyjnego i technologicznego. – Takie spalarnie są, choć skala nie jest zbyt wielka, a i poziom tych obiektów nie upoważnia do mówienia o nowoczesności. Od ok. 10 lat współuczestniczę w badaniach emisji zanieczyszczeń ze spalarni odpadów komunalnych ZUSOK w Warszawie, która mimo że spełnia w tym zakresie tzw. standardy emisyjne, już dziś nie może być uznana za specjalnie nowoczesną i wymaga modernizacji. Jeśli chodzi o stworzenie spójnego krajowego systemu zagospodarowania odpadów, to przydałoby się ok. 10 lub kilkunastu nowoczesnych, dużych spalarni odpadów komunalnych, które nie tylko rozwiązywałyby ciążący na nas problem cennych energetycznie odpadów spoczywających na składowiskach, na co Unia Europejska już się nie godzi, jak też byłyby mało uciążliwe dla środowiska naturalnego i dla skupisk ludzkich. Takie duże zakłady powinny powstać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Zaraz zacznie się polityczna jatka – Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Polacy wrócą po dwóch tygodniach do oglądania kłótni między politykami i znowu będą się koncentrować na kolorze krawata albo na tym, czy ktoś przyniósł świński ryj – Rozmawialiśmy pięć lat temu, po śmierci Jana Pawła II, w momencie gigantycznej żałoby narodowej. Mówił pan wówczas, że ta żałoba będzie trwała krótko, że za chwilę wzniosły nastrój opadnie i Polacy wrócą do dawnych przyzwyczajeń. Czy tak będzie i teraz? – Rozmawiamy w piątym dniu od katastrofy. I ten polski szatan, takiej wściekłości politycznej, tych nie do przełamania, absurdalnych, bo małostkowych podziałów, już daje o sobie znać. Wyraźnie to odczuwam. – Żałoba trwa, a już się kłócą. – Miliony Polaków tkwią w nastroju bogoojczyźnianym, bo to w tym wymiarze jest odbierane. Jako cios w naród. Że naród, który tyle razy w historii cierpiał niesprawiedliwie, znów otrzymał uderzenie. A jeśli chodzi o kondycję wewnętrzną polskiego społeczeństwa, to jak była ona marna pięć lat temu i na chwilę trochę pojaśniała, tak jest i obecnie. I też tylko krótko obserwujemy taki meteoryt dobrych uczuć. – Setki tysięcy ludzi uczestniczy w uroczystościach, przyjeżdża pod Pałac Prezydencki, stoi w kilometrowych kolejkach, żeby oddać hołd. Co powoduje, że oni tam idą? – Coś, co kiedyś nazwałem głodem wspólnoty. Człowiek,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wiedziały, w co grają

Magdalena Środa o Izabeli Jarudze-Nowackiej i Jolancie Szymanek-Deresz Byłam wściekła, gdy okazało się, że z Jolą Szymanek-Deresz mam konkurować w wyborach do europarlamentu. Lewica się podzieliła, co spowodowało, że kobiety, które mają podobne poglądy, muszą ze sobą „walczyć”. Iza Jaruga-Nowacka zaprosiła nas obydwie na lancz. Gadałyśmy we trójkę, narzekając na „męską”, pełną osobistych ambicji politykę. Powiedziałam Joli, że będę ją wspierać i że w ogóle możemy razem zrobić coś fajnego dla kobiet. Pal diabli wybory! Są ważniejsze sprawy, zwłaszcza w Łodzi. Jednak Jola powiedziała stanowczo: „Ty tego nie rozumiesz, nie jesteś politykiem. Polityk sprawdza się w wyborach. Liczą się głosy i twoje umiejętności ich zbierania. Ja muszę wygrać. Wszystko na to postawiłam. I wygram”. Głosy się rozproszyły. Żadna z nas nie dostała się do parlamentu. Ale okres europarlamentarnych debat wspominam mile. W Łodzi aktywność wyborczą poważnie traktowało kilka osób: Marek Sarjusz-Wolski, Marek Jurek, Jola Szymanek-Deresz i ja. Kandydatka PO, z racji posiadanego majątku, wypełniła miasto swoimi plakatami i nie zabierała w ogóle głosu w debatach, kandydatka prawicy narodowej polegała na elektoracie kościelnym, więc unikała uniwersytetów, gdzie debaty się odbywały. PiS część spotkań (prawybory) bojkotowało. Nie pamiętam już, dlaczego. Spotykałyśmy się więc z Jolą co i rusz na debatach, w telewizji,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Litewski ból Orlenu

Politycy wymusili kupno rafinerii w Możejkach. Teraz muszą zdecydować, co z nią zrobić, by dalej do niej nie dokładać Czy Orlen sprzeda Możejki Rosjanom? Czy też poszuka inwestorów z Kataru? Pytania te nurtują polskich i litewskich dziennikarzy oraz polityków. Inwestycja, która miała umocnić więzi między krajami i zabezpieczyć obie strony przed ekspansją Kremla, stała się kością niezgody i przyczyną kłopotów ekonomicznych naszego narodowego dostawcy afer oraz paliw płynnych. A miało być tak dobrze… W połowie grudnia 2006 r. na pierwszych stronach polskich gazet pojawiły się tytuły: „Możejki wzięte!”, „Nie dajmy się Moskwie”, „Orlen w paszczy niedźwiedzia”. Pisano o największej w dziejach III RP zagranicznej akwizycji – nabyciu za 2,34 mld dol. przez PKN Orlen strategicznego pakietu 84,36% akcji litewskiej spółki AB Mažeikiu Nafta (MN). Huraoptymistyczne komentarze tzw. analityków nie były w stanie przesłonić brutalnej prawdy. Płocki koncern potężnie przepłacił za „największą na Litwie kupę złomu” – jak pisałem na łamach „Przeglądu” w styczniu 2007 r. – i nie miał szans na zwrot zainwestowanych środków. Na nic się zdały ówczesne zapewnienia przedstawicieli władz spółki, że dzięki przejęciu Możejek Orlen stał się koncernem naftowym numer jeden w Europie Środkowej, którego zdolność przerobu ropy osiągnęła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nigdy nie zawiodłeś

Krzysztof Janik o Jerzym Szmajdzińskim Widzieliśmy się ostatni raz 9 kwietnia – w PRZEDDZIEŃ – na pogrzebie Krzysztofa Teodora Toeplitza. Było nas niewielu. Kto dziś w polityce rozumie jeszcze siłę i znaczenie intelektu? Było grono starych przyjaciół KTT, a z polityki głównie kilku starych towarzyszy walki. Ale byłeś Ty i Iza Jaruga-Nowacka. Byliście! Pytaliśmy, trochę żartem, co przyjmujesz na urodziny. Już 58. Odpowiadałeś, że nie jesteś taki stary, aby cieszyć się z każdego roku życia, że dopiero po osiemdziesiątce człowiek obchodzi urodziny co roku. Umawialiśmy się zatem na imieniny – będą przecież za chwilę… I żartowaliśmy z Twojego wieku. Powtarzając stare powiedzenie, że człowiek dojrzały staje się stary, jak częściej chodzi na pogrzeby niż na wesela. Kiwając głową, mówiłeś, że dlatego nie lubisz pogrzebów. Jerzyku! A teraz Twoje imieniny. Co Ci przynieść? — Poznaliśmy się 2 lutego 1981 r., obydwaj wtedy zostawaliśmy sekretarzami Zarządu Głównego ZSMP. Mieliśmy przeprowadzić „socjalistyczną odnowę” w ruchu młodzieżowym. Ty – doświadczony działacz społeczny, studencki i ZSMP-owski przyjąłeś to naturalnie, choć pewnie zdawałeś sobie sprawę z trudności tego zadania. Z naszej czwórki, która wtedy przyszła, byłeś politycznie najbardziej dojrzały. Tak zostało. I nie było wątpliwości, że po Jurku Jaskierni Ty zostaniesz przywódcą.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Prawda zapisana w genach

Badania DNA pozwalają zidentyfikować każdego człowieka na świecie, z wyjątkiem bliźniąt jednojajowych W 1987 r. w Wielkiej Brytanii zgwałcono i zamordowano 14-letnią dziewczynę. Pod krzyżowym ogniem pytań śledczych do zbrodni przyznał się pewien bezrobotny lump. Gdy jednak porównano materiał genetyczny zebrany z ciała dziewczyny z bazą danych będącą w posiadaniu Scotland Yardu i z próbkami pobranymi od osób, które kiedykolwiek znalazły się w orbicie zainteresowania policji, okazało się, że mordercą i gwałcicielem jest 27-letni piekarz Colin Pitchfork, a ten, który się przyznał, jest niewinny. Przy okazji porównywania DNA wyszło na jaw, że piekarz zamordował też i zgwałcił drugą dziewczynę, 15-letnią. Dwa lata później w USA uniewinniono Gary’ego Dotsona, odsiadującego 50 lat za gwałt i porwanie. Badanie DNA wykazało, że to nie on był sprawcą. Obie sprawy zapoczątkowały masowe stosowanie badań DNA w celu wykrywania sprawców przestępstw, identyfikacji ofiar katastrof, stwierdzania ojcostwa, ustalania tożsamości lub pokrewieństwa zmarłych osób. Niekiedy chodzi o osoby zmarłe bardzo dawno temu. Badania DNA potwierdziły, że pochodzące sprzed 4,6 tys. lat szczątki mężczyzny, kobiety i dwóch chłopców, znalezione w 2005 r. na stanowisku archeologicznym w Saksonii-Anhalt, należą do jednej rodziny. Badania szczątków Indian północnoamerykańskich sprzed 5-12

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czytając o Kapuścińskim

Książkę Domosławskiego należy czytać przez pryzmat pogłębionej wiedzy psychosocjologicznej. I może na podstawie zebranej wiedzy o środowisku macierzystym od nowa napisać monografię Mistrza Kierowałem się prawdą: zanim osądzisz – zrozum. R. Kapuściński w rozmowie z A. Kantowiczem Tytuł i motto odpowiadają dokładnie temu, co chciałabym napisać, „kierując się prawdą”. Nie znałam osobiście Ryszarda Kapuścińskiego. Przeczytałam tylko dwie jego książki: „Cesarza” i „Podróże z Herodotem”. Nie byłam „fanką” Mistrza i nie mam wobec niego żadnych długów wdzięczności. Za to przeczytałam opus magnum Artura Domosławskiego pt. „Kapuściński non-fiction”, wszystko, co na ten temat ukazało się w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce” oraz „Przeglądzie”. I bardzo ciekawy zestaw przedruków w „Forum”. Obejrzałam też w TVP Info dokumentalny film o Kapuścińskim autorstwa Marka Millera i Filipa Bajona. Ukazany tam uśmiechnięty Kapuściński zrobił na mnie bardzo ujmujące wrażenie. „Uwiódł mnie…”. Ma rację Wojciech Tochman, który zagajając w „GW” podsumowanie dyskusji o książce Domosławskiego (600 stron, imponująca bibliografia), zauważył, że każdy z uczestników tej wymiany myśli czytał jakby inną książkę. Odnosi się to zresztą do każdej lektury, bo wszystko odbieramy przez pryzmat własnego „ja” – w najszerszym sensie tego słowa. Dlatego i ja – z racji podeszłego wieku, złożonego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.