22/2010

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Reportaż

Przyjaźń forever

Teza z lat 50., że student powinien żyć nauką, pracą i snem, na Jelonkach sprawdza się właśnie teraz Warszawskiemu osiedlu Przyjaźń właśnie stuknęło 55 lat! Na początku lat 50. na 32 ha na zachodnim krańcu Warszawy, między ulicami Górczewską, Powstańców Śląskich, Olbrachta a torami kolejowymi zamieszkali budowniczowie Pałacu Kultury i Nauki. Potem na ich miejsce wprowadzili się studenci. Przez domki, a właściwie baraki, do budowy których wykorzystano materiały z rozbiórki obozu jenieckiego Stalag I-B Hohenstein koło Olsztynka, przewinęły się dziesiątki tysięcy młodych ludzi. Obok w tzw. domkach fińskich, zbudowanych dla inżynierów, zamieszkała kadra naukowa. Kampus przetrwał niejedno zawirowanie historii, niejeden kataklizm. I nic nie wskazuje na to, żeby ten skansen wśród akademików przestał istnieć. Miasteczko budowniczych Na Osiedlu Mieszkaniowym Przyjaźń śpiewają ptaki. Do ruchliwej Górczewskiej kilka kroków, na zakupy w supernowoczesnym Centrum Wola Park można przejść na piechotę. Między akademikami kręcą się matki z dziećmi, czasem z okolicznych bloków ktoś wpadnie, żeby wyprowadzić psa. Rzadko kto sprząta po swoim czworonogu. Cóż, taki lajf, jak mówi Chińczyk od lat mieszkający na osiedlu. Kiedy nikt nie widzi, nowobogaccy właściciele domków na Bemowie zajeżdżają tu, żeby wyrzucić śmieci.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Niebezpieczna gra Kima

Na Półwyspie Koreańskim narasta napięcie, ale do wojny zapewne nie dojdzie Sytuacja w Korei znów niepokoi światowych przywódców i inwestorów giełdowych. Seul zerwał kontakty handlowe z Phenianem, wysłał na morze okręty wojenne i wznowił kampanię propagandową. Prezydent Korei Południowej Lee Myung-bak zapowiedział wzmocnienie i modernizację sił zbrojnych. Komunistyczny reżim z północy grozi wojną, „która stanie się totalną wojną narodu, ludu i państwa”, jak oświadczyły z charakterystyczną retoryką władze Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Według północnokoreańskich dysydentów działających w Seulu „Drogi Przywódca” Korei Północnej Kim Dzong Il postawił swą potężną armię w stan gotowości bojowej. W Seulu 10 tys. ludzi wzięło udział w demonstracji przeciwko „agresorom z północy”. Manifestanci skandowali: „Zabić naszych wrogów” i nieśli wizerunki Kim Dzong Ila spoglądającego zza krat więziennej celi. Przypomnieć należy, że oba państwa koreańskie, komunistyczne, rządzone według ideologii dżucze, czyli samowystarczalności, oraz kapitalistyczno-demokratyczne, formalnie wciąż pozostają w stanie wojny. Krwawy konflikt, który spustoszył półwysep i spowodował 2 mln ofiar, został zakończony w 1953 r. tylko rozejmem, a nie traktatem pokojowym. Tragedia rozegrała się 26 marca br. na Morzu Żółtym w pobliżu spornej morskiej granicy między państwami koreańskimi. Wody te patrolowała korweta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Nie żenimy się pod wpływem współczucia

Udzielając naszej ojczyźnie ślubu z jej prezydentem, pójdźmy za głosem serca lub za głosem rozumu, nie róbmy tego pod wpływem żalu Nie znam nikogo, kto ożeniłby się pod wpływem współczucia. Ludzie pobierają się z miłości lub przynajmniej z rozsądku. Trudno również sobie wyobrazić, by wchodząc w związek, choćby limitowany czasowo, bo tylko pięcioletni, za to niezwykle poważny, kierowali się współczuciem. Udzielając ślubu naszej ojczyźnie z jej prezydentem, pójdźmy więc za głosem serca lub za głosem rozumu, nie róbmy tego pod wpływem żalu. Katastrofa w Smoleńsku na pewno była ciosem dla całego społeczeństwa. Nie sposób jednak pogodzić się z tym, że politycy mogą być rozliczani z tego, kto i jak długo płakał oraz kto był i jest gorliwszym żałobnikiem. Wystarczy wspomnieć nieoklaskiwane wystąpienie marszałka Komorowskiego na krakowskim Rynku. Mówił rozsądnie, taktownie, lecz nie rozpalał emocji i nie rozpaczał publicznie, więc ponoć „nie zdał egzaminu”. Z powodu śmierci prezydenta i wielu innych znakomitych, aktywnych publicznie Polaków czujemy żal, smutek i ból. Przepełnia nas czysto ludzkie współczucie dla ofiar i ich rodzin oraz narodowa solidarność właściwa dla żałoby narodowej. Zjawisko takie jest znane i opisane, często pewne jego aspekty funkcjonują pod nazwą jednoczenia się wokół

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Amnestia dla dwójarzy

Resort edukacji przedstawia poprawkę pozwalającą promować licealistów z dwoma niedostatecznymi Środowiska oświatowe obiegła wiadomość, że resort edukacji szykuje przepis umożliwiający młodzieży licealnej przechodzenie z klasy do klasy nawet z dwoma ocenami niedostatecznymi, co motywuje względami tzw. sprawiedliwości społecznej – skoro tak mają uczniowie podstawówek i gimnazjów, to dlaczego licealiści mieliby mieć gorzej? Przez media przetoczyła się fala krytyki i dlatego dziś w ministerstwie próbuje się nieco relatywizować ten projekt. W istocie chodzi tylko o poprawkę w obowiązującym „rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z dnia 30 kwietnia 2007 r. w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania sprawdzianów i egzaminów w szkołach publicznych”. Resort zaproponował, aby wprowadzić następujący zapis: „Uwzględniając możliwości edukacyjne ucznia szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, rada pedagogiczna może jeden raz w ciągu danego etapu edukacyjnego promować do klasy programowo wyższej ucznia, który nie zdał egzaminu poprawkowego z jednych obowiązkowych zajęć edukacyjnych, pod warunkiem że te obowiązkowe zajęcia edukacyjne są, zgodnie ze szkolnym planem nauczania, realizowane w klasie programowo wyższej”. Poprawkę uzasadnia się stwierdzeniem: zmiana ta pozwoli na równe traktowanie w tym zakresie ucznia każdego typu szkoły. Rozporządzenie jest skierowane do uzgodnień

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Puste patrioty

Amerykanie liczą, że wycofywane w 2014 r. rakiety kupi… Polska Minister obrony narodowej, Bogdan Klich, z euforią powitał w Morągu 142 amerykańskich żołnierzy i przede wszystkim szkieletową baterię amerykańskich pocisków przeciwlotniczo-antyrakietowych klasy Patriot Pac-2. Na kilometr było widać, że ta uroczystość jest bardzo sztuczna i napuszona nie tylko dlatego, że obok ministra na wielkiej trybunie stał amerykański ambasador, który nie ma wpływów w waszyngtońskim establishmencie. Trzy lata temu niektórzy polscy politycy zaczęli odsądzać prof. Zbigniewa Brzezińskiego od czci i wiary, kiedy ten oświadczył, że Polska jest tylko trzeciorzędnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Prawda zawsze boli. Niestety znany politolog miał rację, a przecież było to w okresie, kiedy administracja George’a Busha juniora przykładała wielką wagę do polityki europejskiej. Obecnie, kiedy Barack Obama daje priorytet w zakresie polityki zagranicznej takim regionom jak Afryka czy Azja, rola Polski tym bardziej zmalała. Niestety po podpisaniu praskiego porozumienia rozbrojeniowego między USA i Rosją ciężar gatunkowy Polski w oczach polityków znad Potomaku zmalał zupełnie. Polska stała się w sposób naturalny już nie trzecio-, ale czwarto-, a może nawet pięciorzędnym sojusznikiem USA. Pragmatyczni Czesi potrafili przynajmniej tak zorganizować bieg wydarzeń, że to w ich stolicy podpisano doniosły

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

W objęciach Chanel

Świat mody to biznes pełen nieszczęśliwych, sfrustrowanych i samotnych ludzi, którzy często miłość próbują zastąpić panującą wokół nich iluzją „pięknego” świata Arkadius – Jednym z twoich guru był Alexander McQueen – swego czasu często przebywałeś w jego pracowni. Chciałabym nie zadać tego pytania, ale muszę – jak odebrałeś jego samobójczą śmierć? – Do dnia dzisiejszego nie mogę do siebie dojść. Bo nie ma chyba nic smutniejszego w życiu niż odkrycie pustki, w której nic już nie ma sensu. Umieranie w samotności, w dodatku z własnych rąk, jest całkowitą ostatecznością i demonstracją, że bez miłości nie można jednak żyć. Przykład McQueena pokazuje, że wszystkie miliony, sukcesy czy ludzie nas uwielbiający nigdy nie zastąpią miłości. A bez niej człowiek nie jest ani szczęśliwy, ani dobry. – Świat mody obserwowany z boku sprawia wrażenie raczej różowego, lukrowanego – bajka, wydawałoby się… – Taki jest tylko na wierzchu – kolorowy i piękny. Prawda jest jednak zupełnie inna. Jest to biznes pełen nieszczęśliwych, sfrustrowanych i samotnych ludzi, którzy często miłość próbują zastąpić panującą wokół nich iluzją „pięknego” świata. Otaczają się drogimi rzeczami, żeby wypełnić pustkę. Myślę, że niestety, ale każdy show-biznes jest taki sam – czy jest to fashion,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polisy na fali

Już od lutego wiele towarzystw wstrzymywało się od podpisywania polis majątkowych na wypadek powodzi Mądry Polak po szkodzie. Towarzystwa ubezpieczeniowe – przed. Już w lutym, kiedy to po ciężkiej zimie po raz pierwszy zaczęło się mówić o groźbie powodzi, zarządy wielu towarzystw ubezpieczeniowych zaleciły swoim biurom wstrzymanie się od podpisywania polis majątkowych na wypadek powodzi. Inne wyłączyły ten żywioł z ogólnych warunków ubezpieczenia albo zawarły w umowie klauzulę o 30–dniowym okresie zwłoki świadczenia ochrony ubezpieczeniowej. W tej chwili ubezpieczyć się nie można już prawie nigdzie. – Chcemy uniknąć brania odpowiedzialności za sytuacje, w których klient wykupuje polisę tylko dlatego, że „za chwilę” spodziewa się wystąpienia szkody. Klient może dziś wykupić polisę z 30-dniowym okresem karencji działania ubezpieczenia. Stałych klientów, którzy kontynuują ubezpieczenie, te zasady nie dotyczą – informuje Joanna Kitowska, rzecznik Ergo Hestii. Nieubezpieczeni sami zapłacą za straty. Rząd wstępnie wycenia szkody na 10 mld zł. Kliencie, domyśl się sam 38-letniego mieszkańca nowego warszawskiego osiedla, położonego niespełna 2 km od Wisły, nikt nie informował, że może ono zostać włączone w obręb terenów zalewowych, narażonych na podtopienia i zalania. Nie zrobił tego ani deweloper, ani bank udzielający kredytu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Świt sztucznego życia?

Gwałtowne postępy biologii syntetycznej doprowadzą do rewolucji w przemyśle i medycynie Kontrowersyjny czarodziej inżynierii genetycznej znowu wywołał sensację. Dr Craig Venter wraz z zespołem z J. Craig Venter Institute (JCVI) stworzył pierwszą syntetyczną bakterię – żywą, zdolną do podziałów komórkę, kontrolowaną przez sztuczny genom. Bakteria zaprojektowana w komputerze powstała w laboratorium. Nazwano ją Synthia (od słowa synthetic). Watykan zareagował bez zwłoki. Oficjalny dziennik Stolicy Apostolskiej „L’Osservatore Romano” stwierdził, że Venter nie stworzył sztucznego życia, zmienił tylko jeden z jego motorów. Amerykański naukowiec również podkreśla, że nie zamierza bawić się w Pana Boga. Nie tworzy absolutnie nowego życia z pierwotnej zupy, w której przed miliardami lat narodziło się na Ziemi (możliwe jednak, że przybyło z kosmosu). „Wykorzystuję tylko to, co daje mi natura, materiał życia, cegiełki DNA, które układam na nowo”, opowiada Venter. Synthia rzeczywiście nie jest sztucznym życiem, stworzonym z martwej materii. Ale sukces na polu inżynierii genetycznej jest znaczący, może nawet przełomowy. Badacz, pracujący w Rockville w amerykańskim stanie Maryland, ma już na koncie poważne osiągnięcia w poznawaniu księgi życia, jaką są informacje zapisane w DNA. Przed 15 laty jako pierwszy rozszyfrował materiał genetyczny bakterii. Dziesięć lat później – ludzki genom. Wcześniej odłączył

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Na Wschód od Zachodu

Czytelnikowi z Zachodu i Polakowi katolikowi przypomnienie o istnieniu Europy słowiańskiej i prawosławnej bardzo się przyda Na Wschód od Zachodu – taki tytuł nosi albumowa księga o prawosławiu Anny Radziukiewicz. To bardzo osobiste dzieło wiceszefowej „Przeglądu Prawosławnego” niesie wzruszenie i wiedzę, przedstawia ideową i artystyczną propozycję „zanurzenia się w historię”, jak określa rzecz autorka, w dzieje sztuki, myśli i wiary narodów Europy Wschodniej, która w zwarciu z politycznym katolicyzmem objawia wciąż nową siłę swojej ortodoksyjnej wspólnoty. Księga pięknie wydana, rzetelnie dopracowana redakcyjnie i graficznie, jest edycją dwujęzyczną (polską i angielską), otwierając się w ten sposób na czytelnika z Zachodu, któremu przypomnienie o istnieniu Europy słowiańskiej i prawosławnej bardzo się przyda. To doprawdy wielce pouczająca podróż: „od Synaju po Nowogród Wielki, przez Grecję, Bułgarię, Rumunię, Ukrainę, Białoruś na Wschód nie geograficzny, lecz duchowy”. „Jego pełnię możemy docenić, zwracając się co jakiś czas ku Zachodowi”, nadzwyczaj trafnie zauważa autorka. Podobnie ważnych uwag jest znacznie więcej już na samym początku, w rozdziale wprowadzającym, nazwanym „O fundamencie”, zakładającym – i słusznie – nazbyt skromną, katolicką wiedzę Polaków o europejskim prawosławnym Wschodzie. Zresztą i swoim, prawosławnym, przypomnienie i ożywienie myśli świadomościowej – nieraz powierzchownej,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Boudika – postrach Rzymian

Pohańbiona celtycka królowa wzięła srogi odwet na zdobywcach z Italii Onieśmielała wrogów wysokim wzrostem. Imponowała spływającymi do kolan ogniście rudymi włosami. Przybrana w kolorową tunikę, jasny płaszcz i masywny złoty naszyjnik, walczyła włócznią z rydwanu. Boudika, królowa brytyjskich Icenów, stała się symbolem potęgi celtyckich kobiet. Pohańbiona przez Rzymian, wznieciła w 60 r. n.e. wielkie powstanie, które o mało nie wyzwoliło Brytanii spod rzymskiego jarzma. Archeolodzy do dziś odnajdują ślady tego krwawego buntu, podczas którego rozwścieczeni Celtowie wycięli, spalili żywcem, ukrzyżowali lub wbili na pal kilkadziesiąt tysięcy Rzymian. Prof. Michael Fulford od 13 lat prowadzi wykopaliska na terenie starożytnego miasta Calleva (obecnie Silchester). Ostatnio natrafił na ślady obecności wojskowej Rzymian, jak również na świadectwa rozległych zniszczeń, pochodzące mniej więcej z 60 r. n.e. „Cała miejscowość została dosłownie zmieciona z powierzchni ziemi. Otaczające ją fosy zasypano, a domy strawił pożar. Calleva została odbudowana dopiero 10 lat później”, opowiada naukowiec. Wszystko wskazuje na to, że Callevę obrócili w perzynę wojownicy Boudiki. Wprawdzie nie ma na ten temat wzmianki w źródłach pisanych, wiadomo jednak, że powstańcy zdobyli i puścili z dymem Londinium (obecny Londyn) oraz Verulamium (St Albans),

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.