31/2010

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Jan Widacki

Przyszłość „czwartej władzy”

Monteskiusz uważał, że władze ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza po to powinny być rozdzielone, aby wzajemnie się kontrolowały. Dziennikarze chętnie nazywają się czwartą władzą, uważając, że z tego tytułu mają prawo kontrolować trzy pozostałe. Gdy te próbują nieśmiało przypomnieć, że i czwarta władza wzajemnie podlega kontroli, podnoszą krzyk, że tłumiona jest wolność słowa. Gdy swego czasu jakiś dziennikarz amator nie wykonał wyroku sądu i swych pomówień nie sprostował, pomówionego i zniesławionego przez siebie w jakiejś lokalnej gazetce nie przeprosił i w konsekwencji poszedł, niejako na własne życzenie, siedzieć, na znak protestu i solidarności z nim zamknęło się w klatce kilku poważnych (?) dziennikarzy! Owszem, wolność słowa jest dla demokracji sprawą zupełnie podstawową, ale wolność słowa jak każda wolność podlegać musi ograniczeniom. Granicą wolności jednostki jest wolność innych jednostek. Wolność słowa nie jest przyzwoleniem na kłamstwo, obrażanie ludzi wyzwiskami czy insynuacje. Tych granic wolności słowa teoretycznie powinien pilnować sąd. Teoretycznie, bo sprawy o naruszenie dóbr osobistych wloką się miesiącami, a nieraz latami, co skutecznie zniechęca do ich wszczynania. Poza tym artykuł gazetowy żyje dzień, dwa. Za trzy dni mało kto już pamięta, co tam i o kim napisano. Proces o naruszenie dóbr

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Tron pod krzyżem – rozmowa z dr Pawłem Boreckim

Dr Paweł Borecki, adiunkt w Katedrze Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, autor wielu publikacji naukowych, zwycięzca konkursu miesięcznika „Państwo i Prawo” na najlepsze prace doktorskie z zakresu prawa w 2005 r. Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu ma charakter grupy lobbingowej, próbuje wpływać na kształt prawa, proces decyzyjny i stanowisko rządzących polityków w wielu sprawach – Czy Komisja Wspólna przedstawicieli rządu i Episkopatu przyczynia się do klerykalizacji państwa? – Bez wątpienia, jest to bowiem płaszczyzna skutecznego wywierania nacisku przez Episkopat Polski na rząd. – Mało kto wie, że ta komisja pamięta Bieruta. – Komisja Wspólna przez kilkadziesiąt lat była ciałem faktycznym, choć działającym bez podstawy prawnej. Po raz pierwszy zebrała się pod nazwą Komisji Mieszanej w 1949 r. Był to m.in. efekt starań prymasa Stefana Wyszyńskiego, który poszukiwał formy dialogu hierarchów z przedstawicielami władz w sytuacji, gdy rząd – jeszcze w 1945 r. – wypowiedział konkordat z 1925 r. W 1956 r. Komisja Mieszana przyjęła nazwę Komisji Wspólnej przedstawicieli rządu i Episkopatu. Została ona potwierdzona w ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego z 17 maja 1989 r. – Czym komisja zajmowała się w PRL? – W latach 1949-1950 komisja zbierała się dość często, przygotowując projekt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Magia winylu

Renesans płyty gramofonowej zmienia rynki muzyczne świata W samych Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich czterech lat sprzedaż kompaktów spadła o ponad połowę. Za to popyt na płyty winylowe wzrósł w tym czasie o 355%, choć w przypadku CD w grę wchodzą setki milionów sztuk, a winyli jedynie kilka milionów. Płyta winylowa jest technologicznym zabytkiem. Liczy już 133 lata i jest starsza od płyty kompaktowej o ponad wiek. Jednak zamiast zająć zaszczytne miejsce jako eksponat w muzeum techniki, winylowy krążek powraca. Renesans płyty gramofonowej to rewolucyjne zjawisko kulturowe zmieniające rynki muzyczne całego świata. Gwałtowny rozwój internetu w pierwszej dekadzie XXI w. niemal zabił rynek fonograficzny. Sprzedaż płyt kompaktowych drastycznie spada z roku na rok. Związki producentów śmiesznie nisko wyznaczają progi przyznawania złotych i platynowych wyróżnień za sprzedaż płyt. W tej chwili wystarczy zaledwie 15 tys. kupionych egzemplarzy nagrań polskiego artysty, by osiągnęły status złota. W latach 90., najlepszych dla polskiej fonografii, trzeba było 100 tys. kopii, żeby dostać to wyróżnienie. Wobec upadku nośnika CD wielu artystów, szczególnie tych niszowych, decyduje się więc na wydawanie muzyki tylko na płytach winylowych. Fani i kolekcjonerzy Winylowy przełom dokonał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Co zrobić z Bundeswehrą?

Niemieccy poborowi nudzą się w wojsku jak mopsy i symulują służbę dla ojczyzny W polityce niemieckiej toczy się gorący spór na temat przyszłości Bundeswehry. Wielu ekspertów podkreśla, że armia poborowych to archaiczny przeżytek. Obowiązek powszechnej służby wojskowej powinien więc zostać zniesiony lub, jak to się mówi nad Renem i Szprewą, zawieszony. „Zawieszony”, ponieważ obowiązek ten zapisany jest w ustawie zasadniczej, której nikt nie ma zamiaru zmieniać. Federalny minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg z bawarskiej CSU opracowuje od kwietnia plany reformy sił zbrojnych. Powołał w tym celu specjalną komisję. Zu Guttenberg do niedawna jeszcze twierdził, że młodzi mężczyźni powinni być powoływani do wojska. Teraz jednak głosi, że za 10 lat Wehrpflicht (obowiązek służby wojskowej) będzie istniał już tylko formalnie. Plany szefa resortu obrony wywołały stanowczy sprzeciw wielu konserwatywnych dygnitarzy. „Nasza Bundeswehra to armia synów i córek. Jej zakotwiczenie w społeczeństwie jest najwyższym dobrem”, oświadczyła premier Turyngii Christine Lieberknecht z CDU. Podobnego zdania jest rzecznik CDU ds. polityki obronnej Ernst-Reinhard Beck. Podkreśla, że Republika Federalna powinna zachować model obywatela w mundurze. „Jeśli zasadnicza służba wojskowa zostanie zawieszona, oznacza to praktycznie jej koniec”, ostrzega.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

YouTube: pięć lat, które zmieniły świat

Można tam znaleźć wszystko, co tylko da się nagrać kamerą. Dla wielu to jedyny sposób spędzania czasu w sieci Internauci mówią o nim: oryginalny, śmiały, wiarygodny, niekonwencjonalny, twórczy, zabawny. YouTube – nowy sposób komunikacji, tuba obywatelska, wentyl bezpieczeństwa, swoisty Hyde Park czy po prostu łowca absurdów i źródło niewyszukanej rozrywki? Supermarket z mydłem i powidłem czy poważny element życia społecznego? Bez tej strony nigdy nie poznalibyśmy Krzysztofa Kononowicza (kandydata na prezydenta Białegostoku) ani Cygana z Torunia (sfrustrowanego bezrobotnego). Do młodzieżowego języka nie trafiłyby takie określenia jak „jestem hardkorem”, „gierary hirr” ani „ale urwał”. Kariery w Polsce nie zrobiłaby piosenka o Jožinie z Bažin. Nie dowiedzielibyśmy się, jak siarczystą polszczyzną dysponuje uśmiechający się do nas z telewizora Kamil Durczok. Tysięcy ludzi pozbawiono by tuby, przez którą komunikują się ze światem. Pracodawcy zaoszczędziliby koszt zmarnowanych roboczogodzin. Niejedno towarzyskie spotkanie byłoby nudniejsze, a świat smutniejszy. Same statystyki przyprawiają o zawrót głowy. Ponad 2 mld wyświetleń dziennie. Co minutę na serwisie zamieszczane są 24 godziny materiału wideo. Jak podaje „The Guardian”, dziennie do serwisu trafia milion nowych materiałów, tygodniowo przekłada się na to więcej niż 150 tys. filmów pełnometrażowych. W samych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Bykownia: ukraińska wersja Katynia

Korespondencja z Kijowa Grzebanie w tych grobach nie jest na rękę niektórym ukraińskim politykom. Bo może się okazać, że zbrodnie na własnych i obcych obywatelach popełniali nie jacyś „Moskale”, ale „szczerzy Ukraińcy” Stalinowska zbrodnia katyńska z 1940 r. coraz powszechniej znana jest w świecie, choćby z filmu Andrzeja Wajdy „Katyń”, dzięki któremu dowiedziały się o niej po raz pierwszy miliony obywateli Federacji Rosyjskiej i państw odbierających rosyjską telewizję. Ale polskich oficerów, żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, policjantów i urzędników mordowano również – co długo było najściślej ukrywaną „tajemnicą państwową” – w lesie koło Bykowni, tuż pod Kijowem. Warto wiedzieć i pamiętać, że ofiary polskie – zarówno z 1940 r., jak i wcześniejsze, z okresu represji i czystek etnicznych – stanowiły kroplę w morzu zbrodni popełnionych przez zbirów z NKWD na milionach własnych obywateli w wielu miejscach ZSRR. Jednym z takich miejsc jest właśnie wspomniana Bykownia. Na ostatniej stacji czerwonej linii kijowskiego metra na Lewym Brzegu (Dniepru), Lisowa (Leśna), wsiadam do marszrutki, jednego z mikrobusów pełniących funkcję zbiorowych taksówek na trasie z Kijowa do miasteczka Browary, by po kilku minutach i przejechaniu ok. 5 km tą bardzo ruchliwą trasą szybkiego ruchu wysiąść koło Narodowego Rezerwatu „Bykowianśki Mohyły”. Jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Podziały klasowe i bariery kulturowe – czyli papka dla mas i kino dla nielicznych

Opinia francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu, iż podziały klasowe i nierówności społeczne w społeczeństwie kapitalistycznym przejawiają się nie tylko w wymiarze ekonomicznym, ale także w sferze kultury, potwierdza się również w Polsce. Tak jak twierdził Bourdieu, kapitał ekonomiczny wpływa też na kapitał kulturowy i społeczny. Osoby stojące wyżej w strukturze społecznej nie tylko mają więcej pieniędzy, lecz także wysyłają dzieci do lepszych szkół, wakacje spędzają w bardziej wyszukany sposób, korzystają też z oferty kulturalnej, której odbiór wymaga lepszego przygotowania. Z drugiej strony większy kapitał kulturowy (czyli m.in. lepsze wykształcenie i znajomość innych kultur) daje większe szanse na zdobycie wyższej pozycji ekonomicznej. W ten sposób dyskryminacja ekonomiczna coraz częściej jest jednocześnie dyskryminacją kulturową, która nie pozwala dotrzeć do myśli, treści i przekazu wychodzących ponad poziom przeciętnej papki zalewającej nas każdego dnia z mediów, reklam i oficjalnych komunikatów. Ta refleksja po raz kolejny pojawiła mi się w głowie w minionym tygodniu, kiedy poza oglądaniem filmów na festiwalu Era Nowe Horyzonty (ENH) mogłem poobserwować festiwalową publiczność. Nie widziałem tam dzieci robotników ani mieszkańców gorszych dzielnic Wrocławia. Za to było sporo sfeminizowanych kobiet z kręgów uczelnianych, trochę zblazowanej młodzieży inteligenckiej i wielkomiejskich indywidualistów. Pooglądają sobie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Koncert uwalnia demony

Fisz – Bartosz Waglewski Chwytając gitarę, czuję się ciągle dzieciakiem spełniającym swoje marzenia – Przypadek rodziny Waglewskich obala stwierdzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Razem z bratem Piotrem Waglewskim tworzyliście już wiele muzycznych projektów: Fisz-Emade, zespół Tworzywo Sztuczne, skład z waszym ojcem, Wojciechem Waglewskim, a teraz powołaliście do życia grupę Kim Nowak. Rodzinny biznes? – Dużo było takich współpracujących ze sobą rodzin. A jeśli chodzi o braci, to mnóstwo, Nomeansno, bracia z zespołu Pantera, Jacksons Five, Joka z Abradabem w Kalibrze 44; Miles Davis próbował z synem, ale coś im nie wychodziło, Frank Zappa muzykował z synami, podobnie Tom Waits… Historia muzyki zna dużo takich udanych rodzinnych mariaży. – Razem gracie już dziesięć lat. – Tak. Wcześniej mieliśmy zespoły heavymetalowe, punkowe, później poszliśmy w stronę hip-hopu i elektroniki. Teraz wróciliśmy do rocka. Koło się zamknęło. – Jak się dogadujecie prywatnie? – Z bratem dobrze mi się współpracuje, muzycznie świetnie się dogadujemy i uzupełniamy. Ale mentalnie jesteśmy zupełnie inni, jesteśmy innymi typami osobowości, mamy inne temperamenty, ja jestem ten bardziej mrukliwy, a on bardzo towarzyski. Czasami musimy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Gazowy pojedynek

Podczas gdy Rosja chce jak najszybciej rozpocząć prace nad gazociągiem South Stream, Unia trwa w letargu, sądząc, że sprawy przyszłości energetycznej Europy rozwiążą się same Sytuacja wokół dwóch konkurencyjnych projektów gazowych: South Stream (jego trasa miałaby przebiegać z Rosji dnem Morza Czarnego do Bułgarii, przez Serbię, Węgry i Słowenię do Włoch i Francji) i Nabucco (przez Turcję, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Austrię, do Czech i na zachód Europy) powoli się krystalizuje. Wszystko wskazuje na to, że budowa obu ruszy już niedługo. Nie oznacza to jednak, że wszelkie sporne kwestie zostały już załatwione. Rosjanie wciąż przekonują Bułgarów do uznania South Stream za projekt dużo atrakcyjniejszy od Nabucco. Dużo bardziej desperackie wydają się jednak ostatnie starania Gazpromu, który zaproponował udział w „Południowym Potoku” jednemu z głównych konsorcjów wchodzących w skład Nabucco – RWE (jedna z pięciu największych kompanii gazowych w Europie). Niektórzy określili te starania jako „niemoralną propozycję”, co biorąc pod uwagę wkład, jaki wnosi RWE do Nabucco, niesie spore ryzyko dla realizacji tego projektu. To jednak niejedyny problem rosyjskiej konkurencji. Wyrażający się z niezwykłym optymizmem włodarze Nabucco (głównie w kontekście skompletowania umów ze wszystkimi krajami tranzytowymi uczestniczącymi w projekcie) zdają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Reflektorem w dokumenty

Częstym zmianom rządów towarzyszyła wymiana przedstawicieli w Komisji Wspólnej. Nowi mieli niewielką wiedzę o jej pracy, a po drugiej stronie spotykali twardych, lepiej przygotowanych hierarchów kościelnych z długim stażem w komisji Wydobywamy te dokumenty na światło dzienne, kierując się przekonaniem, że prawo do informacji należy do niezbywalnych praw człowieka – mówi Czesław Janik, który wspólnie z dr. Pawłem Boreckim dokonał wyboru i opracowania naukowego publikacji „Komisja Wspólna Przedstawicieli Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Konferencji Episkopatu Polski w archiwaliach 1989-2010” (książka ukaże się drukiem w Wydawnictwie Sejmowym). W 2009 r. współpraca pracownika naukowego Uniwersytetu Warszawskiego i przewodniczącego Stowarzyszenia na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo „Neutrum” zaowocowała wydaniem książki „Dziesięć lat polskiego konkordatu”. Nowa publikacja stanowi najpełniejsze z dotychczasowych źródło wiedzy o pracach Komisji Wspólnej. Po każdym posiedzeniu Komisji Wspólnej wydawany jest oficjalny, lakoniczny komunikat słabo oddający treść, przebieg i atmosferę spotkania. Autorzy chcieli umieścić w książce – poza komunikatami prasowymi – także wszystkie protokoły i stenogramy z posiedzeń Komisji Wspólnej. Nie udało im się jednak dotrzeć do większości stenogramów i części protokołów. Strona kościelna zignorowała prośbę o udostępnienie dokumentów. – Kościół nie przekazał nam ani jednego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.