08/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Zatrzaśnięte bramy raju

Nie mogłam uciszyć moich dwóch córeczek, szmuglerzy kazali mi je uspokoić, ale nie potrafiłam. W końcu wyrwali mi je z rąk i cisnęli do wody, widziałam, jak toną Władze Arabii Saudyjskiej siłą deportują do pogrążonej w wojnie ojczyzny tysiące Somalijczyków, którzy ryzykowali życie, by dotrzeć na Półwysep Arabski. Dla wielu z nich jest to wyrok śmierci. W takim kraju trudno żyć. Wokół wybuchy, strzelaniny, w brzuchu ciągle pusto, usta wysychają z pragnienia. W obskurnych klitkach i szałasach z pogiętej blachy duszą się wielodzietne rodziny. Na pójście do szkoły, opiekę w szpitalu czy znalezienie pracy praktycznie nie ma szans. Somalia to miejsce, w którym czas się zbuntował i zawrócił – wpychając mieszkańców z powrotem w średniowiecze. Z XXI w. zostawił im jedynie broń. I wiedzę, jak jej używać. Nic dziwnego, że Somalijczycy z takiego państwa uciekają. Granica jest jak poszarpana skóra, przez którą sączy się krew narodu – tysiące ludzi, młodych i starych. Zresztą starość to w Somalii pojęcie względne, bo mało kto dożywa tam pięćdziesiątki. Ten kraj szybko wykańcza swoje dzieci. Na całym świecie przebywa ok. 600 tys. somalijskich uchodźców. Stłoczeni w obozach są zdani na łaskę agencji pomocowych. Dzień po dniu ich życie zamienia się w wegetację. Trwają tak już od lat,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Gori są łatwym łupem

Azjatyckie gangi w Wielkiej Brytanii gwałciły i zmuszały do prostytucji młode dziewczęta Najpierw są przyjaźni i czarujący, zabierają na przejażdżkę, fundują lody i drinki. Potem faszerują dziewczęta narkotykami i robią z nich prostytutki. Emma w wieku 13 lat wpadła w ręce gangu w Leeds. „Mój przyjaciel był przystojny i obsypywał mnie prezentami. Myślałam, że przeżyję wielką miłość i będę świetnie się bawić, byłam jeszcze dziewicą. Ale on zmusił mnie do seksu ze swoimi znajomymi. Byłam więziona w różnych mieszkaniach, nie wiem, w jakich miastach. Przyprowadzano do mnie wielu mężczyzn. Nigdy nie padały przy mnie żadne imiona, ich twarzy zaś nie pamiętam”, opowiada dziewczyna. Wstrząsające przestępstwa budzą gniew opinii publicznej nad Tamizą. Sprawa jest tym bardziej skomplikowana, że większość sprawców to mężczyźni azjatyckiego pochodzenia, przeważnie pakistańscy muzułmanie. Mohammed Shafiq, przewodniczący islamskiej organizacji młodzieżowej Ramadhan Foundation, potępił bandytów. Jego zdaniem, gangsterzy myśleli, że białe dziewczęta nie mają moralności i są mniej wartościowe niż muzułmanki. Według konserwatywnych publicystów, policja przez lata milczała w tej sprawie i nie podejmowała energicznych działań, aby uniknąć oskarżeń o rasizm i nie drażnić mniejszości etnicznych. Były minister spraw wewnętrznych, obecnie parlamentarzysta Jack Straw wywołał burzę stwierdzeniem, że Pakistańczycy uważają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Polski design sprzed pół wieku

Na wystawie w warszawskim Muzeum Narodowym można się przekonać, jak nowoczesne było wzornictwo lat 50. i 60. Po latach estetycznego głodu i spętania, jakie narzucili ideolodzy socrealizmu, nastała wiosna z towarzyszącą jej odwilżą. Artyści, architekci, projektanci poczuli jako pierwsi powiew wolności i z entuzjazmem ruszyli do pracy. „Chcemy być nowocześni”, napisał w czasopiśmie „Projekt” prof. Jerzy Hryniewiecki, znakomity architekt, grafik, urbanista, projektant wnętrz i wystaw, współtwórca polskiej szkoły plakatu. Ten cytat z programowego tekstu posłużył za nazwę obecnej wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie, która przedstawia jeden z najciekawszych okresów w polskim wzornictwie, architekturze wnętrz i sztuce użytkowej. Nowoczesność w kuchni i sypialni Czym miała być nowoczesność w pojęciu polskich projektantów lat 50. i 60.? Niemalże synonimem wolności, koloru, śmiałości w kształtowaniu form i treści. Miała być także swobodą czerpania inspiracji już nie tylko ze Wschodu, czyli z ZSRR, lecz także z Zachodu, do tej pory wyklinanego za formalizm i inne awangardowe zboczenia. Ale miała też służyć ludziom, ich potrzebom bytowym i estetycznym. Aleksander Wojciechowski w opublikowanym w 1956 r. tekście „Zagadnienia nowoczesnej architektury wnętrz” napisał: „Kształt współczesności to racjonalna i piękna forma oparta na przemyślanej konstrukcji”. A piękne było wszystko, co nowe i swobodne. Kiedy się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie Świat

Kościół a nauka

Czy Watykan potrzebuje „naukowej legitymacji” dla uzasadnienia cudu? Ogłoszenie przez Watykan 1 maja 2011 r. jako daty uznania papieża Jana Pawła II za błogosławionego zwróciło uwagę także na kwestie naukowej postawy wobec pewnych zjawisk warunkujących przebieg procesu beatyfikacyjnego. Decydującym i ostatecznym czynnikiem było tu oświadczenie Stolicy Apostolskiej i jej dekret o uznaniu wybranego do beatyfikacji cudu – niewytłumaczalnego z medycznego punktu widzenia przypadku nagłego wyzdrowienia francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre, cierpiącej na zaawansowaną chorobę Parkinsona. Uzdrowienia, dodajmy, za wstawiennictwem Jana Pawła II, do którego modliła się kobieta. Nie w tym rzecz, aby podważać zjawisko wiary, np. wiary konkretnej zakonnicy, a także wszystkich innych, dla których działalność Jana Pawła II była oznaką świętości. Należy dobrze zdefiniować i osadzić w danej sytuacji miejsce i pozycję nauki. Czy to ona ma legitymizować zaistnienie cudu, i to właśnie tego wybranego do procesu beatyfikacji cudu uzdrowienia jednej, konkretnej osoby? Czy hierarchom Kościoła nie powinno wystarczyć ich własne przekonanie o cnotach wynoszonego na ołtarze papieża? Czy muszą podpierać się autorytetem nauki, z natury rzeczy sceptycznej w formułowaniu tez, zwłaszcza w kwestiach obecnie jeszcze niewytłumaczalnych? Czy powinni wykorzystywać ludzi, których niejako zawodową powinnością jest racjonalizm? Zagadka medyczna Przypomnijmy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy raport komisji Millera zakończy sprawę smoleńską?

Wojciech Wilk, poseł PO Moim zdaniem, raport nie zakończy sprawy smoleńskiej. Obok komisji ministerialnej pracuje bowiem także prokuratura, która prowadzi zupełnie odrębne postępowanie na podstawie przepisów karnych. Dopiero zakończenie prac prokuratury i pełne wyjaśnienie przyczyn tragedii może nas zbliżyć do końca tej sprawy. Sądzę natomiast, że raport komisji Millera na pewno odkryje bardzo dużą część prawdy, pokaże te wszystkie mechanizmy, które były przez nią badane. Trudno w tej chwili przewidzieć, kiedy zakończy się postępowanie prokuratorskie. Wiemy, że dwóch polskich prokuratorów przebywało w Moskwie, gdzie brali udział w przesłuchaniach kluczowych świadków z wieży kontrolnej smoleńskiego lotniska. Śledztwo jeszcze się toczy i prokuratury nie trzeba poganiać, bo swoje czynności powinna wykonywać w spokoju. Jednak z uwagi na ogromne oczekiwania społeczne pełnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy wszyscy zdają sobie sprawę, że prace jej powinny przebiegać bez zbędnej zwłoki, dynamicznie. Nie należy wywierać presji na prokuraturę ani żądać wyjaśnienia wszystkich spraw nadzwyczajnie szybko, ale oczekiwania opinii publicznej trzeba poważnie wziąć pod uwagę. Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS Raport na pewno nie zakończy sprawy, bo będzie zawierał tylko część informacji. Zresztą nie jesteśmy w stanie sprawdzić, jakimi dokumentami dysponuje rząd, który akurat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Bez pośpiechu z reformami

To dzięki „zacofaniu” w neoliberalnych reformach Japonia dość łagodnie przeszła ostatni kryzys finansowy W naszych czasach słowo reformy nabrało mocy zaklęcia i zdaje się żyć własnym życiem. Kto jest przeciw reformom albo próbuje je odwrócić, np. zdemontować system otwartych funduszy emerytalnych w Polsce, na tego pada odium. Reformy bowiem zaczęto kojarzyć ze zmianą pożądaną (zmiana formy, czyli reforma, nie może być na gorsze), wręcz konieczną (aby zwiększyć efektywność) i w określonym kierunku (reformy są rynkowe lub naśladują „sprawdzone wzory zachodnie”). Zawołanie „reformy” i budzące się w związku z nim skojarzenia funkcjonują raczej na zasadzie obiegowej mądrości, bez zbytnich wysiłków, aby rzecz ustalić. Nie ma innego wyjścia? W ostatnich kilkunastu latach do obiegu, zwłaszcza w języku ekonomistów, ale także w dyskursie publicystycznym, weszła zbitka „reformy strukturalne”. W nomenklaturze OECD reformy strukturalne są ściśle związane z bankowością. Ich celem jest zwłaszcza rozwiązanie problemu „złych długów”, czyli pożyczek, których zwrot stał się problematyczny. Poprawa struktury portfela kredytowego banków pod tym względem wymaga z kolei restrukturyzacji korporacyjnych klientów banków. Restrukturyzacja w tym kontekście oznacza zazwyczaj redukcję personelu, wdrażanie rozwiązań proefektywnościowych, stawianie przez banki w stan upadłości podmiotów niefinansowych itp. W podobnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wypędzona historia

Uchwała Bundestagu w sprawie wysiedlonych Niemców to dobra okazja, by pokazać fałszowanie przeszłości przez polski parlament Niemiecki Bundestag wyraził – nie po raz pierwszy – uznanie dla przesiedleńców (tzw. wypędzonych) i zwrócił się do rządu federalnego o ustanowienie dnia pamięci o ofiarach przesiedleń. W ciągu ponad 20 lat Sejm Rzeczypospolitej Polskiej nigdy nie wyraził uznania dla powojennych osiągnięć na ziemiach zachodnich, nie wspomniał o ustanowieniu święta osadników. Uchwała Bundestagu, pamiętająca także „o wypędzeniu ponad miliona Polaków z dawnych polskich terenów wschodnich (…) wskutek wymuszonego przez Związek Radziecki przesunięcia Polski na zachód”, pozwala lepiej dostrzec nie tylko kłamliwą, lecz także szkodzącą polskim interesom historię naszego kraju, pisaną przez władze państwowe po 1989 r. Jej kręgosłupem pozostają: postawienie znaku równości między hitlerowskimi Niemcami i Związkiem Radzieckim, ogłoszenie, że Polska w II wojnie światowej znalazła się wśród pokonanych, uznanie powojennego państwa za niepolskie, antykomunizm. Z setek uchwał Sejmu RP poświęconych historii wyłania się spójna konstrukcja logiczna: Polska międzywojenna była wzorem państwa niepodległego, demokratycznego i nowoczesnego. Utraconą ponownie w 1939 r. niepodległość odzyskała dopiero w 1989 r. Tak opisał to Sejm w przyjętej w 1997 r. uchwale poświęconej 69. rocznicy odzyskania niepodległości: „Ta uroczysta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Ustawa pełna absurdów – rozmowa z Prof. Darią Nałęcz

Jeśli pieniądze są zależne od liczby studentów, to każda uczelnia będzie chciała mieć ich jak najwięcej. Jeżeli złych wyrzucę, dostanę mniej – kto jest takim samobójcą? Po długich pracach i konsultacjach nowa ustawa o szkolnictwie wyższym wreszcie wchodzi w życie. Co z niej wynika? – Mniej, niż można było oczekiwać. Nie proponuje ona żadnego systemu, mechanizmu, który by wymuszał zmianę pozytywną, żadnej realnej reformy struktury szkolnictwa wyższego. Korekty są jednostkowe i często dość przypadkowe. Pojawia się zatem pytanie: po co w ogóle wprowadzono tę ustawę, i nasuwa odpowiedź: żeby zniszczyć szkoły niepubliczne. Przed wprowadzeniem nowelizacji ministerstwo otrzymało dwie strategie rozwoju szkolnictwa wyższego. Pierwsza, przygotowana przez Ernst&Young, powstała na zamówienie ministerstwa. Drugą sporządziła Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Wydawałoby się, że ustawa będzie odpowiadała kierunkowi wskazanemu przez jedną z tych opcji, tymczasem MNiSW nawet się do nich nie ustosunkowało. Gdyby chociaż poszło w kierunku propozycji rektorskich, mniej rewolucyjnych, byłby to krok na drodze do prawdziwej reformy. A w prawdziwej reformie potrzeba… – …choćby wskazań, jak ma być zorganizowany system szkół wyższych, ich wzajemne relacje, funkcje: które uczelnie mają rozwijać naukę i przygotowywać badaczy, a które kształcić fachowców w różnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Deszcz w Cisnej

Bieszczady w zimie to kraina senna, pogrążona w letargu i tylko od czasu na krotko się przebudza Spośród wielu bzdur, / które niosą stada chmur, / ja lubię deszcz, / deszcz w Cisnej – śpiewała przed laty Krystyna Prońko. Hotelarze w Cisnej tej opinii nie podzielają, zwłaszcza gdy deszcz pada zamiast śniegu. A tej zimy często tak bywa. – Pusto, głucho, niemal zero gości – narzekają hotelarze. – W poprzednich sezonach też nie było różowo, ale nigdy aż tak nędznie. Byle jaka zima, brak wypoczynkowych atrakcji i wieczornych rozrywek to główne powody, dla których turyści szerokim łukiem omijają Bieszczady. Jest tak źle, że niektórzy przedsiębiorcy w ogóle przestali działać. Renata Szczepańska, wójt Cisnej: – Nie ma dnia, żeby ktoś nie zawieszał albo nie wyrejestrowywał działalności gospodarczej. W tej grupie są dwa duże ośrodki wypoczynkowe: Kolejarz w Smereku i Bogdanka w Kalnicy, które płaciły podatki i zatrudniały niemało pracowników. Nieprzyjazna granica Cisna nie narzeka na brak gości tylko latem. Przez pozostałą część roku nie dzieje się tu niemal nic. Odbija się to na dochodach samorządu i mieszkańców. Może byłoby nieco lepiej, gdyby w gminie powstała planowana od dawna stacja narciarska i kolej linowa w masywie Jasła. Inwestycja została jednak oprotestowana przez przyrodników i raczej nie ma szans na realizację, przynajmniej w najbliższych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

IQ z marchewki

Zdrowa dieta dzieci podnosi poziom ich inteligencji na całe życie Smażony kotlet z frytkami czy ryba, ryż i surówka? Czekoladka czy banan? Okazuje się, że ten wybór ma znaczenie nie tylko dla figury, lecz także… dla inteligencji. A mówiąc ściślej – inteligencji naszych dzieci. „Journal of Epidemiology and Community Health”, międzynarodowy miesięcznik medyczny, podał w lutym wyniki badań Uniwersytetu w Bristolu i fundacji działających na rzecz ochrony zdrowia. Wynika z nich, że dzieci, które w wieku trzech lat karmiono frytkami i batonikami, mają później niższy iloraz inteligencji niż rówieśnicy odżywiani zdrowymi pokarmami. Avon Longitudinal Study of Parents and Children to szeroko zakrojone, przekrojowe badania prowadzone od początku lat 90. Niemal 14 tys. matek, które rejestrowały się jeszcze w czasie ciąży, zobowiązało się udzielać kompleksowych informacji o zdrowiu i stylu życia swoich rodzin. Na podstawie tych danych naukowcy mogą przez wiele lat śledzić cykl rozwojowy tysięcy dzieci. W badaniach dotyczących inteligencji wzięło udział ok. 4 tys. rodzin. Sprawdzano dietę maluchów, kiedy miały trzy, cztery i siedem lat, a następnie dokładnie badano dzieci ośmioipółletnie. Rodzice wypełniali kwestionariusze, w których szczegółowo informowali, jakie posiłki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.