26/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Rock na poważnie

Najwybitniejsze zespoły rockowe mają na koncie współpracę z orkiestrą symfoniczną Muzyka poważna pod względem popularności przegrywa z rozrywkową. Według stereotypu klasyka ma zupełnie innych odbiorców niż np. rock. Tymczasem to błędne podejście, co od ponad pół wieku pokazują współcześni artyści. Poprzez rock symfoniczny i inne formy łączenia muzyki rozrywkowej z poważną udowadniają, że wybitna muzyka nie ma ograniczeń. Klasyka i rozrywka Rock doczekał się wielu gatunków, a jednym z najciekawszych jest rock progresywny, który narodził się pod koniec lat 60. z potrzeby podniesienia tej muzyki na wyższy poziom artystyczny. Utwory progresywne charakteryzowały się złożoną formą, długością oraz wirtuozerią wykonania. Typowe były tu: rozbudowane instrumentarium z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych oraz tradycyjnych akustycznych, wyraźny wpływ muzyki poważnej, ambitne teksty i przewaga muzyki instrumentalnej nad wokalem. Bezpośrednio z rocka progresywnego wywodzi się symfoniczny – (pod)gatunek mający na celu podkreślenie tych najbardziej nacechowanych muzyką klasyczną form rocka progresywnego. Charakterystyczne dla niego jest wykorzystanie elementów zaczerpniętych z klasyki, takich jak popisy pianistyczne i inne wirtuozerskie partie instrumentalne, jak również dłuższe od rockowych standardów kompozycje i harmonie wokalne. Wielokrotnie powstawał przy udziale orkiestr symfonicznych, uczestniczących także przy nagrywaniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wybory pod dyktando armii

Niezależnie od tego, kto zostanie ogłoszony prezydentem Egiptu, prawdziwa batalia rozegra się o konstytucję Egipcjanie lubią żartować. Nie oszczędzali też byłego dyktatora. Jeszcze długo przed arabską wiosną krążył nad Nilem dowcip o tym, jak to Bill Clinton zazdrościł Hosniemu Mubarakowi znakomitych, przeszło 90-procentowych wyników plebiscytowo-wyborczych. Mubarak – jako dobry przyjaciel Clintona – postanowił podesłać mu własnych doradców, gdy ten ubiegał się o reelekcję. – I jak, wygrałem? – pyta Clinton jednego ze swoich sztabowców. – Obawiam się, że nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych został nie pan, ale Mubarak – usłyszał w odpowiedzi. Tym razem elekcja miała więc historyczny charakter. Nie dość, że żaden z kandydatów nie nazywał się Mubarak, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia (następcą Hosniego miał zostać jego syn – Gamal), to jeszcze można uznać, że zarówno pierwsza, jak i druga tura były przeprowadzone względnie uczciwie. Frekwencja otarła się ledwie o 50%, na co wpłynął zarówno niemiłosierny upał, jak i brak sympatii części Egipcjan do zwycięzców pierwszego etapu. Szczególnie ci o liberalnych poglądach twierdzili, że nie chcą ani islamisty, ani dawnego zausznika Mubaraka. Postanowili więc zbojkotować wybory, choć nie wszyscy. Członkowie Ruchu 6 kwietnia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Akropolis adieu?

Nowy rząd Grecji może liczyć tylko na cud lub łaskę Niemiec Po drugich wyborach w ciągu sześciu tygodni Grecy szybko powołali rząd. Tworzą go partie proeuropejskie, czyli takie, które chcą zostać w eurolandzie, oszczędzać i reformować. Większość komentatorów jest jednak zdania, że kryzys został zażegnany na krótko. Włoski dziennik „La Stampa” napisał: „Dobra wiadomość jest taka, że w dniu wyborów euro nie pogrążyło się w wodach portowych Pireusu. Zła wiadomość – nic nie może powstrzymać europejskiej waluty od totalnej zapaści”. Według niemieckiego dziennika „Süddeutsche Zeitung”, „Smutna prawda jest taka, że Grecy, którzy wczoraj w rozpaczliwym akcie dumy zbuntowali się przeciw programom oszczędnościowym narzuconym im przez Europę, dziś obudzili się jako nędzarze”. Zdaniem wielu publicystów, Grecja stała się protektoratem „trojki” – UE, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jej los zaś rozstrzygnie się nie w Atenach, lecz w Berlinie. Kryzys szaleje Pierwsze wybory odbyły się 6 maja, lecz skłóconym partiom nie udało się utworzyć rządu. W następnych, przeprowadzonych 17 czerwca, skromne zwycięstwo odniosła konserwatywna Nea Dimokratia (ND), na czele której stoi 61-letni Antonis Samaras. Zdobyła 29,7% głosów (6 maja –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Z pustego i Hollande nie naleje

Francuska lewica ma teraz pełnię władzy i wiele problemów do rozwiązania „Historyczny przełom”, „Bezprzykładny triumf”, „Hiperwiększość dla lewicy”, piszą francuskie gazety. Socjaliści odnieśli w wyborach parlamentarnych ogromne zwycięstwo. W drugiej rundzie wyborów do Zgromadzenia Narodowego, która odbyła się 17 czerwca, Parti Socialiste zdobyła aż 314 mandatów w 577-osobowej izbie niższej parlamentu, czyli absolutną większość. Wybrany 6 maja socjalistyczny prezydent François Hollande może teraz rządzić z pełnym poparciem parlamentu i premierem ze swojej partii. Centroprawicowe ugrupowanie UMP byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego poniosło klęskę, tracąc sto miejsc w Pa- lais Bourbon, siedzibie francuskiej legislatywy. Konserwatystom grożą rozpad i chaos. Po raz pierwszy od 1986 r. w Zgromadzeniu Narodowym znalazł się ksenofobiczny Front Narodowy, aczkolwiek, także na skutek ordynacji wyborczej, zdobył tylko dwa fotele w parlamencie. Jeden z mandatów uzyskała 22-letnia Marion Maréchal Le Pen, wnuczka założyciela Frontu, Jeana-Marie Le Pena, która będzie najmłodszym deputowanym w legislatywie od 1791 r. Wśród ekspertów panuje opinia, że do sukcesu Frontu przyczyniła się także kampania wyborcza prezydenta Sarkozy’ego, który usiłował ratować się przed klęską, podejmując antyimigracyjne hasła skrajnej prawicy. W Zgromadzeniu Narodowym zasiądzie 155 kobiet, najwięcej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Król puszczy do odstrzału

W Bieszczadach trzeba zlikwidować 25 chronionych żubrów. Stado z Nadleśnictwa Stuposiany cierpi na gruźlicę Żubr (Bison bonasus) – największy europejski dziko żyjący ssak. W Polsce pod ochroną. Masa samców może dochodzić nawet do 900 kg, samice osiągają wagę do 650 kg. Dorosły osobnik może zjeść dziennie nawet 30 kg pożywienia. Żubry odżywiają się przede wszystkim roślinami zielnymi i trawami. Przez większą część roku przebywają w stadach liczących od kilku do kilkudziesięciu sztuk. Obecnie na świecie żyje zaledwie ok. 3 tys. żubrów, z czego w Polsce na wolności niemal tysiąc. Najwięcej w Puszczy Białowieskiej, następne pod względem wielkości są populacje w Bieszczadach, Puszczy Knyszyńskiej, Boreckiej i Niepołomickiej, a także w lasach pilskich (tzw. stado zachodniopomorskie). W niewoli żyje ok. 160 żubrów. Krzysztof Potaczała W ciągu ostatnich dwóch lat w Bieszczadach padło na gruźlicę 11 żubrów, niemal wszystkie w Nadleśnictwie Stuposiany. Graniczy ono z Bieszczadzkim Parkiem Narodowym, w którym spośród kilkunastu żubrów zdechł dotąd jeden, oraz z Ukrainą. – Prawdopodobieństwo, że chore osobniki przejdą na sąsiednie tereny, jest bardzo wysokie, tym bardziej że choroba trawi głównie krowy, a osamotnione byki wędrują w poszukiwaniu samic – tłumaczy Jan Mazur, nadleśniczy ze Stuposian.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Karate polsko-japońskie

Nie codziennie w warszawskiej rezydencji ambasadora Japonii Makoto Yamanaki można oglądać pokaz karate. A tak właśnie było 14 czerwca, podczas uroczystości odznaczenia Włodzimierza Kwiecińskiego, prezesa Polskiego Związku Karate Tradycyjnego, Orderem Wschodzącego Słońca, Złote Promienie z Rozetą. Order, ustanowiony w 1875 r. przez cesarza Mutsuhito, jest najstarszym odznaczeniem przyznawanym przez rząd Japonii osobom cywilnym za zasługi dla rozwoju i zacieśniania stosunków międzynarodowych oraz promocji kultury tego kraju. W uroczystości wzięli udział m.in. ministra sportu i turystyki Joanna Mucha oraz prezydent Międzynarodowej Federacji Karate Tradycyjnego (ITKF) Richard Jorgensen. Przyjęło się mówić, że Włodzimierz Kwieciński jest ojcem polskiego karate. I nie ma w tym krzty przesady. Sport ten zaczął uprawiać w wieku 13 lat. W 1980 r. założył Polski Związek Karate, a 10 lat później Polski Związek Karate Tradycyjnego. Dzięki jego wysiłkowi i pasji polska kadra, której jest trenerem, od 1992 r. zdobyła 340 medali mistrzostw świata i Europy. Po tytuły mistrzowskie i złote medale polscy karatecy sięgali aż 111 razy. Obecnie Włodzimierz Kwieciński pełni funkcję wiceprezydenta Międzynarodowej Federacji Karate Tradycyjnego ITKF i Europejskiej Federacji Karate Tradycyjnego ETKF. Z jego inicjatywy w Starej Wsi koło Radomska powstało Centrum Japońskich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ratunku, jestem dziewicą!

Polska kultura masowa nastawiona jest na udzielanie „pomocy” dziewczętom, które mają wstydliwy problem – nie zaczęły jeszcze życia seksualnego – To było najważniejsze doznanie w moim życiu. Naprawdę piękna chwila – wspomina swój „pierwszy raz” Ewa Wachowicz. Była Miss Polonia wie, że przekraczanie tej granicy dość często bywa niezbyt przyjemne, nawet bolesne. Uważa jednak, że w jakimś stopniu zależy to od wieku. – Dziś dziewczyny tracą dziewictwo coraz wcześniej, mogą nie być na to gotowe, stąd takie odczucia – dodaje Ewa Wachowicz. Jej imienniczka, Ewa Farna, już w wieku 13 lat została wypytana przez prasę (czeską), jak wyglądał jej pierwszy raz z chłopakiem. Zaatakowana w ten sposób gwiazda… rozpłakała się. A ów pierwszy raz miał w istocie miejsce ponad cztery lata później. Wcześniej od sławnej piosenkarki zaczęła Małgorzata Teodorska, znana ze śmiałych rozbieranych zdjęć i rólek w serialu „Plebania”. I z pozytywnym, trzeba powiedzieć, skutkiem, bo córkę urodziła w 17. roku życia. Uważa, że tamta pierwsza szkolna miłość była czymś głupim, ale o córce mówi: „To moje serce”. Niefajne, ale niezapomniane Zdaniem psycholog Doroty Tuńskiej, utrata dziewictwa, niezależnie od tego, czy traktowana jest mniej czy bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Studenci albo upadek

Niż demograficzny zmusił uczelnie do ostrej walki o słuchaczy W tym roku do matury przystąpiło 380 tys. abiturientów. Około połowy z nich będzie kontynuować naukę, co daje ponad 150 tys. studentów. To o wiele mniej niż przed paroma laty, kiedy maturzystów było pół miliona. – Już od dawna uczelnie w Polsce prześcigają się w konkursach i promocjach, aby przyciągnąć studentów. Nie ulega wątpliwości, że za kilka lat na rynku zostaną tylko najlepsi – mówi prof. Adam Koseski, rektor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku, i od razu zaznacza, że jego placówka z pewnością może się do takich zaliczać. Nawet gdy dobre uczelnie nie martwią się o swoją przyszłość, w warunkach niżu nie mają wyjścia, muszą jeszcze bardziej konkurować ze sobą. Publiczne robią to, bo za studentem idzie pieniądz i olbrzymia część budżetów uczelnianych to właśnie kwoty, które państwo wykłada na edukację młodych obywateli. Niepubliczne będą walczyć z podobnego powodu, skurczy się bowiem grupa potencjalnych klientów. Gwałtownych działań na razie nikt nie musi podejmować, bo nikomu jeszcze się nie pali grunt pod nogami. Niemniej jednak co roztropniejsi zaczynają przygotowania do sytuacji, w której polskie szkoły wyższe nie znalazły się nigdy: niedoboru studenta. Będą się starały złowić go kilkoma metodami.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sanatoria na sprzedaż

Rząd prywatyzuje ostatnie uzdrowiska. Czy trudniej będzie się do nich dostać? Ministerstwo Skarbu zamierza sprzedać kolejne uzdrowiska: Ciechocinek, Lądek-Zdrój, Busko-Zdrój, Rymanów, Świnoujście i Kołobrzeg. W gestii państwa pozostanie tylko Krynica-Żegiestów. Skarb państwa liczy na wpływy w wysokości ok. 125,5 mln zł. Tymczasem wiele uzdrowisk, które już znalazły się na wolnym rynku, nadal szuka nabywców. Planów, co z tym robić dalej, nie ma, a koszty prywatyzacji rosną, bo potencjalni inwestorzy czekają, aż będą je mogli kupić za niższą cenę. Wiadomo, kryzys. Argument, że to nie prywatyzacja, tylko wyprzedaż, ma wielu zwolenników. Busko nie dla Buska O zamiarach ministerstwa rada miasta Buska-Zdroju słyszała od dawna. Obawy, że dochodowe uzdrowisko (w 2011 r. ponad 4 mln zł  zysku) przejdzie w prywatne ręce, zgłaszała wielokrotnie. Głównie szło o dostęp do cennych źródeł. Zawrzało w styczniu 2011 r., kiedy na wspólnym posiedzeniu sejmowych Komisji Zdrowia i Samorządu Terytorialnego posłowie PO przeforsowali swoje poprawki do ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym. Do tej pory przepisy nakładały na ministerstwo obowiązek określenia, których uzdrowisk nie wolno prywatyzować bez konsultacji z ministrem zdrowia i bez zgody Sejmu. Od teraz minister skarbu miał mieć wolną rękę w podejmowaniu decyzji o sprzedaży. Stanowisku Platformy sprzeciwiały się nie tylko kluby opozycji, zastrzeżenia przedstawiło też

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Telefon z ambasady

Po interwencji ambasadora Izraela odwołano szkolną debatę o Palestynie Obecny ambasador Izraela w Warszawie, pan Zvi Rav-Ner, urodził się w 1950 r. w Świdnicy, w Polsce spędził dzieciństwo, powinien więc pamiętać z opowieści rodziców, jak Polacy bali się telefonów z radzieckiej ambasady. Tymczasem on sam zupełnie zapomniał, że objął placówkę dyplomatyczną w suwerennym kraju i w ubiegłym tygodniu zachował się jak radziecki ambasador. Zadzwonił do dyrektorki liceum w Tarnowie z pretensjami, że organizuje ona dyskusję o sytuacji w Palestynie. Pani dyrektor była tak zaszokowana telefonem z ambasady, że debatę odwołała. Pod jednym niebem Inicjatywa debaty wyszła od uczniów I Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie, i to od tych najmłodszych, z klas pierwszych. Do nauczycieli zgłosili się Adam Tylko z klasy matematyczno-geograficznej oraz Oliwia Kapturkiewicz z polonistycznej. Powiedzieli, że brakuje im wiedzy o tym, co się dzieje w niektórych krajach objętych konfliktami narodowościowymi, społecznymi i politycznymi. Chcą mieć spotkania z ludźmi, którzy mogą coś na ten temat powiedzieć. Prasa pisze co innego, w internecie czytają co innego, w szkole nauczyciele też nie wyjaś- niają wszystkiego. Sami pomogą zorganizować debaty na temat tych krajów, wymyślili nawet tytuł takich cyklicznych spotkań – „Pod jednym niebem”. Pomysł zyskał poparcie zarówno nauczycieli, jak i dyrekcji szkoły. Ustalono, że pierwsze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.