36/2015

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Historia

Wytępić Polaków

Na długo przed wojną Niemcy mieli plany eksterminacji i wysiedleń Polaków Polacy w planach Hitlera zajmowali niewiele miejsca, z racji tego, że führer chciał zredukować ich liczbę o 85% (20 mln). Pozostali przy życiu mieli być traktowani jak niewolnicy. Realizację tych zamierzeń Trzecia Rzesza rozpoczęła już 1 września 1939 r. Agresja podszyta rasizmem Agresja niemiecka na Polskę różniła się od wcześniejszych wojen w Europie. Do tej pory państwa walczyły z chęci wzbogacenia się, korekty granic czy zdobycia nowych zasobów naturalnych. Tym razem u podstaw inwazji na Polskę leżały przede wszystkim przesłanki rasowe. Wprawdzie Hitler dużo mówił o „konieczności rewizji” traktatu wersalskiego – przez co rozumiał okrojenie Polski do rozmiarów Księstwa Warszawskiego – jednak była to wyłącznie zasłona dymna. Już w lipcu 1933 r. przyjęto w Niemczech ustawę o ochronie przed dziedzicznie chorym potomstwem. Jak zauważył prof. Karol Jonca, „w praktyce przed 1939 r. ustawa stała się także ważkim narzędziem dyskryminacji osób uznanych za niebezpieczne ze względów narodowych i politycznych”. Powszechnie stosowano ją wobec Polaków mieszkających w Niemczech, a wszelkie interwencje w sprawie zmiany tego prawa kończyły się niepowodzeniem. Prawdziwego charakteru ustawy nie ukrywał minister spraw wewnętrznych Rzeszy, który otwarcie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Polityka przeciw pamięci

Nawet mediom nie chce się już pytać uczniów i studentów o ważne dla Polaków daty. Wystarczy spojrzeć na programy i podręczniki szkolne, by nie mieć złudzeń. Takie tematy jak powstanie warszawskie, „żołnierze wyklęci” czy Katyń są w mediach praktycznie codziennie. A takie jak nadchodząca rocznica 1 września 1939 r. odfajkowuje się rutynowymi apelami, wieńcami i szablonowymi mowami polityków. Obraz najpotworniejszego doświadczenia w całej historii Polski przekazywany jest półgębkiem i wstydliwie. Jakby to, co zrobili Niemcy na naszych ziemiach w latach 1939-1945, mogło być kiedykolwiek przekreślone i zapomniane. A że pamięć zbiorowa nie jest czymś stałym i niezmiennym, nie dziwmy się, że skoro nic nie robimy, to stan świadomości historycznej młodych Polaków jest tak głęboko zawstydzający. Oni zresztą są za to najmniej odpowiedzialni. Bo przecież ich wiedza historyczna jest wypadkową histerycznych działań polityków i kuriozalnych poczynań Instytutu Pamięci Narodowej, który większość ogromnych środków lokuje poza obszarem wojny z Niemcami. Jeśli jeszcze do tego dołączy się politykę państwa, która bezrozumnie eliminuje tak potrzebne placówki naukowe jak Ossolineum czy Instytut Zachodni w Poznaniu, będziemy mieli obraz bardziej przypominający awangardową zbieraninę niespójnych elementów niż świadome i celowe działanie. Na miarę naszych skromnych redakcyjnych możliwości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Spór o coś więcej niż krzesło

Spięcie między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem o krzesło w Brukseli było dotychczas symbolem sporu o to, kto prowadzi politykę zagraniczną – prezydent czy rząd. W świetle konstytucji, której strażnikiem notabene ma być prezydent, nie ma wątpliwości. Za politykę zagraniczną odpowiada rząd. Kompetencje prezydenta w tym zakresie są ściśle określone. To on np. mianuje ambasadorów i on przyjmuje listy uwierzytelniające od ambasadorów obcych, ratyfikuje umowy międzynarodowe i niewiele więcej. Ale generalnie za politykę zagraniczną odpowiada rząd, rząd też ją prowadzi. Ma do tego ministra „właściwego w sprawach zagranicznych” i podległy mu urząd: Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Prezydent w polityce zagranicznej ma współdziałać z rządem. Przed uchwaleniem konstytucji w 1997 r., uprawnienia prezydenta z mocy tzw. małej konstytucji były tu większe. Stanowisko ministra spraw zagranicznych (podobnie jak ministra obrony narodowej i ministra spraw wewnętrznych) obsadzane było w uzgodnieniu z prezydentem i zdarzało się, że premier był z innej opcji politycznej, a minister spraw zagranicznych z innej – tej samej co prezydent. Dość przypomnieć, że w rządzie SLD-PSL ministrem spraw zagranicznych przy premierze Oleksym był Władysław Bartoszewski, a ministrem spraw wewnętrznych – Andrzej Milczanowski. Brzmi to dziś, delikatnie mówiąc, dziwacznie, żeby nie powiedzieć schizofrenicznie, ale tak było. Mamy jednak inną konstytucję i to właśnie na jej straży stoi dziś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Ludzkie odpady

W obecnym globalnym kapitalizmie ważnym wskaźnikiem pozycji danej osoby jest jej zdolność do przemieszczania się. Im ktoś bardziej mobilny, tym silniejsza jego pozycja rynkowa. Zasada ta działa w obie strony – wysokość twojego konta decyduje o tym, jak szybko i gdzie możesz podróżować. Choć granice są pozornie otwarte i zgodnie z przepisami można podróżować swobodnie, wbrew wierzeniom fanów wolnego rynku nie wszyscy mogą ignorować granice państwowe. Kapitał i pieniądze mogą się przemieszczać w kilka sekund o tysiące kilometrów. Ci, którzy mają odpowiednią gotówkę, mogą podróżować jako turyści, ale pozostali wbrew swojej woli pozostają ludzkimi odpadami, których nikt nie chce przyjąć. Dla jednych znosi się wizy wjazdowe, dla drugich zaostrza przepisy imigracyjne. Jedni zdobywają w globalnym kapitalizmie przywilej podróżowania, dla drugich, z tych „gorszych” miejsc pochodzenia, wprowadza się ograniczenia. Jedni mogą wyjeżdżać i wracać jako turyści, kiedy chcą, drudzy przemieszczają się nie z własnej woli, ale pod wpływem przymusu – politycznego, ekonomicznego, militarnego. Jedni latają samolotami, drudzy pływają na pontonach czy skleconych tratwach. Wiele ryzykują, ale często jest to ich jedyna szansa na przeżycie. Richard Rorty, amerykański filozof, dostrzegając nierówności, jakie dzielą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Spis treści

Spis treści nr 36/2015

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.