01/2017

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Jerzy Domański

Niezłomny prezydent

W kraju szaleją puczyści, gorszy sort knuje, jak w Warszawie zrobić Majdan, opozycja siedzi po ciemku w niedogrzanym Sejmie, a gdzie jest prezydent Duda? Czy to jeszcze kogoś interesuje? Pan prezydent zmęczony udawaniem głowy państwa i parodią negocjacji z liderami partii opozycyjnych pojechał na narty. Z całą rodziną. A co miał robić w Warszawie, gdy chwilowo PiS nic mu nie przygotowało do podpisania? Andrzej Duda jest największym rozczarowaniem minionego roku. Warto przypomnieć, co mówił po ogłoszeniu wyniku wyborów prezydenckich: „Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków. Zrobię wszystko, by podziałów nie było. Jestem człowiekiem niezłomnym i jestem człowiekiem wiary”. Szybko okazało się, że prezydent jest oszczędnie przywiązany do tych słów. Nie tylko nie zrobił niczego, by budować wspólnotę Polaków w sprawach najważniejszych dla państwa, ale w kwestiach tak fundamentalnych dla ustroju jak Trybunał Konstytucyjny stał się balastem. Zamiast być strażnikiem konstytucji, jest tym, którego podpisy zrobiły z Trybunału partyjną atrapę. A próby podtrzymania dialogu społecznego w jego wydaniu za każdym razem były tylko nic nieznaczącym pustosłowiem. Bilans roku Dudy jest żałosny. I bardzo marny dla kraju. Bo smutny jest widok kompletnie niesamodzielnego, posłusznego wykonawcy poleceń, który realizuje je na dodatek z wiecznym uśmiechem na twarzy. Ta radosna mina

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Nie tylko rok 2016

  Jaki był ten rok? Dla mnie osobiście jego początek był koszmarem. A druga połowa roku byłaby dobra, gdyby nie gradowa chmura, która zawisła nad Polską, nad Europą, nad światem. W Polsce do głosu doszła hodowana przez nas od wieków autodestrukcja. I nagle aktualne jest to, co pisał Jan Pasek w pamiętnikach z roku pańskiego 1664… „Uprzykrzyła się nam wojna z nieprzyjacielem, zachciało się nam spróbować samym z sobą…”. Postawiono już wiele diagnoz, dlaczego doszło do prawicowego „przewrotu” w Polsce, w Stanach, czemu tak paskudzi się w Europie. Demokracja liberalna mimowolnie sprowadziła na nas dramatyczne kłopoty. Tak długo uczyliśmy wszystkich egalitaryzmu, aż wszedł w nam krew i zderzył się z nierównym podziałem dóbr, stąd bunt. Nawet bez myślenia spiskowego widać, że istnieje dyktat wielkich korporacji, jak marny sort polityków. A zbyt gwałtowne scalanie się Europy i globalizacja obudziły w narodach odruchy plemienne. Radykalny islam jest przerażony tym, że podbija ich zachodnia cywilizacja. To jak nowa inwazja krzyżowców, teraz bardziej skuteczna. Bezradność rodzi terroryzm. I jak mam teraz swoim dzieciom, które mnie pytają, wyjaśnić, dlaczego ktoś wjeżdża w tłum ludzi samochodem, tak by zabić jak najwięcej przypadkowych osób, w tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Lepiej być nie może

Zdziesiątkowane bakcylami rodziny włóczą się blade po supermarketach. Jedni wyglądają jak białe kiełbaski, drudzy jak zwiędłe suszki. „Niechże pan się o mnie oprze, pan tak więdnie, panie koprze”. Bo czy słońce da się suplementować? W każdym razie na tej półkuli naprawdę po nas widać zimę. Cera tzw. ziemista, jelito nadwątlone przez antybiotyk, włos skołtuniony na wietrze sterczy niczym wesołe grabie. Jednak prawdziwy optymista zawsze wymyśli jakiś atut, zawsze w błocku znajdzie pieniążek, w złym filmie jeden piękny kadr. I tak prawdziwy optymista postanawia wykorzystać okresy pomroczności na autoterapię arteterapią. Wybierze w tym celu narzędzie podstawowe, niezawodne: książkę. Wie, że książka zadziała, pokrzepi, rozwinie. Do tego wybór lektur jest praktycznie nieograniczony. Satysfakcja gwarantowana. Postanowiłam, że w tym roku na święta też będę taką optymistką. Udałam się do biblioteki i – w akcie cywilnej odwagi oraz obywatelskiego nieposłuszeństwa – poprosiłam o książkę najgrubszą, najpokaźniejszą i najstraszliwszą. Dostałam „Odkrycie nieba” Harry’ego Mulischa. Stron 776. Nie do końca pewna poziomu swojego optymizmu zadbałam jednak o plan awaryjny, suplement. W antykwariacie wyszperałam najdrobniejsze woluminiątko, jakie mieli. „Urodziny” Carlosa Fuentesa. Czytając cienką, będę tęsknić do grubej, pomyślałam. Biegnąc przez grubą,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Masakrowanie we właściwym kierunku historycznym

W kalendarzu ojca Ubu, przyswojonym Polakom przez Jana Gondowicza jakieś 10 lat temu, na 1 stycznia przypada WYMÓŻDŻENIE, przy czym w najmniejszym stopniu może tu chodzić o skutki alkoholizowania się poprzedniej nocy. Machina do Wymóżdżania to ulubiony gadżet Ubu, występuje nawet w spisie osób dramatu „Ubu Król”. Wbrew zapowiedziom spisu, Machina nie jest kimś, można nawet powiedzieć, że jest nikim. Jaką przyjmuje postać, zależy od wyobraźni reżysera, który weźmie do ręki nieśmiertelny tekst Alfreda Jarry’ego, genialnego francuskiego smarkacza. Kto wie, czy nie od Machiny zaczyna się myślenie o każdym nowym królu Ubu w teatrze, bo wciąż przyciąga uwagę jej know-how i jej siła zdolna wynieść do władzy paranoję. W Polsce, czyli wszędzie, też. Kalendarz, o czym zapomniałem na początku, jest na rok 1901! Do przedstawienia własnej sztuki w roku 1898 w paryskim teatrze lalek, Jarry sam wymodelował tytułowego bohatera. Pisze Jan Gondowicz, że postać była „zaskakująco podobna do Włodzimierza Sokorskiego”. Stało się tak, mimo że Sokorski urodzi się dopiero dziesięć później, i to w znacznej odległości od Paryża. Uczepię się tego nazwiska, bo Włodzimierz Sokorski, człowiek wielu talentów, przeszedł już do historii jako herold doktryny realizmu socjalistycznego (w skrócie:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Od gospodarki strachem do pożegnania z Afryką

To czytał świat w roku 2016 1 J.D. Vance Hillbilly Elegy Bezsprzecznie książka roku. Wydana co prawda jeszcze przed zwycięstwem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, doskonale ilustruje przyczyny jego nagłego triumfu politycznego. Autor, absolwent prawa na prestiżowym Uniwersytecie Yale, były żołnierz piechoty morskiej, weteran walk w Iraku, plastycznie opisuje rozkład tkanki społecznej wśród białych Amerykanów z niższych warstw, ilustrując to przykładami z własnego życia. Rodzina nękana wszelkimi możliwymi patologiami, opowieści o kryzysie społeczności związanych czy sąsiadujących z przemysłowymi gigantami, dramat dzieci z niepełnych rodzin, upadek publicznej edukacji i problemy urbanistyczne doskonale pokazują, skąd w sercu Ameryki bunt, frustracja i nienawiść do establishmentu. Autor pisze na tyle uniwersalnie, że sami wiele możemy się z tego nauczyć, również w Polsce. 2 Anjan Sundaram Złe wieści Ostatni niezależni dziennikarze w Rwandzie (polskie wydanie Czarne, Wołowiec, tłum. Iga Noszczyk) Sundaram odsłania prawdę o Rwandzie schowaną gdzieś za programami pomocowymi oraz etykietą „ulubieńca Zachodu i instytucji międzynarodowych na całym kontynencie afrykańskim”. Jako aktywista, dziennikarz i wykładowca z pierwszego rzędu ogląda seans gwałcenia wolności słowa i niezależności prasy. Jego studenci nie przychodzą na zajęcia, znikają, żeby kilka dni później odnaleźć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Głód w Korei Północnej

Kradzione bułki smakują bardziej niż te kupione. Wiem to z doświadczenia Szliśmy w stronę centrum miasta, próbując sformułować plan dalszego życia. Wreszcie miałem okazję zapytać matkę, gdzie jest Bong Sook. – Wciąż w Chinach – odpowiedziała. – Mieszka z mężczyzną. Pokiwałem głową bez zrozumienia. Czy to znaczyło, że znalazła sobie męża? Później dotarło do mnie, że matka nie zabrała mojej siostry do Chin po to, żeby znalazły tam obie pracę. Zabrała ją po to, by ją w Chinach sprzedać. W chińskich miasteczkach i wsiach położonych przy granicy z Koreą Północną brakuje młodych kobiet, które wyjechały za pracą do Szanghaju i innych ośrodków przemysłowych, a wielu rolników i drobnych przedsiębiorców szuka żon. (…) Kobieta potrzebna jest po to, by gotować, sprzątać i uprawiać z mężem seks. To smutny los, ale nierzadki. (…) Wiele z tych, które przekraczają nielegalnie granicę prowadzone przez chińskich lub koreańskich przewodników, staje się seksualnymi niewolnicami. Przewodnicy mówią dziewczynom, że będą dobrze zarabiały, pracując w fabryce w głębi Chin, gdzie nie zabraknie im nigdy jedzenia i pieniędzy. Zamiast tego są sprzedawane do burdeli i zmuszane do prostytucji.(…) Nie wiedziałem – i nadal nie wiem – jaki los spotkał Bong Sook. (…) Zawsze myślałem, że pewnego dnia usiądziemy i matka opowie mi wszystko,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.