42/2019

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Roman Kurkiewicz

Nasz Zandberg, wasz Duda, nasza Dziemianowicz-Bąk, wasza Pawłowicz

Pracowałem onegdaj z pewnym, jak go wówczas postrzegałem, starszym redaktorem, który w rzeczywistości był młodszy niż ja dzisiaj. To był dziennik, czyli gazeta. Ów redaktor był dyżurnym komentatorem, a panował wówczas pogląd, że należy jednoznacznie oddzielać komentarz od informacji, że wydarzenie komentuje kto inny niż osoba, która opisała fakt/zjawisko. Redaktor był profesjonalistą, tak to się nazywało. Zdarzało się, że chciał opuścić redakcję, zanim wydarzenie, które zgodnie z wolą redakcji miał akurat dzisiaj skomentować (mogła to być np. jakaś decyzja Sejmu), dobiegło końca. Zawczasu zatem siadał do swojej tradycyjnej maszyny do pisania (wtedy do mnie dotarło, co oznacza zmiana pokoleń i wykluczenie cyfrowe – my wszyscy tzw. młodzi pisaliśmy już na komputerach, laptopów jeszcze niemal nie było). Tymczasem redaktor w swoim spokojnym rytmie i bez błędów w tekście kończył wystukiwać komentarz numer 1, po czym wkręcał kolejną kartkę papieru i wystukiwał komentarz numer 2 – całkiem inny w wymowie niż poprzedni. Zostawiał oba teksty tym, którzy musieli dotrwać do końca i bez żadnych emocji dodawał: „Weźcie sobie, który wam będzie pasował”. Reprezentował swoją osobą debatę oksfordzką, w której jednocześnie bronił postawionej tezy i ją atakował. Był doświadczonym redaktorem, posiadał wypracowany latami doświadczeń

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

„Legiony” – wielka kasa i dużo picu

Jak wydać 27 mln zł na film tak kiepski, że widzowie płaczą ze wstydu, że dali się nabrać? Sekretu nie ma tu żadnego. Wystarczy poznać nazwisko producenta filmu „Legiony”. A to, co Maciej Pawlicki opowiada o swoim „dziele”, przebija kabaret. Można współczuć reżyserowi Dariuszowi Gajewskiemu, który firmuje decyzje Pawlickiego. I nie byłoby o czym pisać, gdyby nie namolna promocja „Legionów” w tygodniku „Sieci”. Michał Karnowski tak słodzi Pawlickiemu: „jestem filmem zachwycony”, „miałem łzy w oczach”. Pytania, ile na tym filmie zarobił Pawlicki, oczywiście nie było. A szkoda, bo plotkarze mówią o wyjątkowo dużej kasie. Ale czy można wierzyć wrednym antypisowskim zawistnikom? Smakosze PiS dostali od „Sieci” rozkaz: „Na »Legiony« marsz”.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nobel i loteryjka

Tokarczuk zawsze była autorką chętnie czytaną. Do tego stopnia, że zaczęto na jej literaturę patrzeć nieufnie W latach 90. pod szyldem literatury małych ojczyzn krytycy sytuowali bardzo różniące się od siebie zjawiska: powieści Magdaleny Tulli, Pawła Huellego, Andrzeja Stasiuka, Stefana Chwina czy Olgi Tokarczuk. Najczęściej wystarczało, żeby pisarz wykorzystywał w swoim pisaniu jakąś lokalność, topografię małego polskiego miasta albo wsi, eksplorował lokalne języki lub narzecza, powracał do (także własnej) przeszłości, zajmował się historią regionu czy badał kameralną społeczność. Najpierw tę literaturę pobieżnie zidentyfikowano, nazwano i dowartościowano. Później – jak to zwykle bywa – spostponowano jako mainstream. Ale byli też krytycy (Przemysław Czapliński, Kinga Dunin), którzy patrzyli uważniej, dostrzegali jej potencjał krytyczny, nowe mity, które proponuje, wreszcie wyjście w teren, dalej od „centrali”, której wielkomiejskie kody zasłaniały rzeczywistość, zamiast ją odkrywać. Jedną z małoojczyźnianych autorek miała być Olga Tokarczuk, która jednak szybko wyrosła ponad lokalność, trawestując mity innych kultur. „Anna In w grobowcach świata” była powieścią opartą na elementach mitologii mezopotamskiej (mit o Isztar) i stanowiła część międzynarodowego projektu, w ramach którego wybrane pisarki z całego świata „przepisywały” mity na nowo. A „Bieguni” –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

…wie każdy śmiertelnik, co to znaczy Czytelnik

Wydawnictwo zafundowało każdemu listonoszowi na prowincji rower. Dzięki temu mogli dowozić publikacje oficyny Lato 1944 r. to jedna z cezur w dziejach Polski. Oznaczało przede wszystkim kres okupacji, ale także z jednej strony konieczność, a z drugiej możliwość odbudowy normalnego życia. Czasami była to odbudowa, a czasami budowa od podstaw nowych instytucji, bo przecież Manifest PKWN zmienił zasadniczo ustrój państwa. Na te pierwsze powojenne lata zazwyczaj patrzy się przez pryzmat wielkiej polityki i najważniejszych procesów społeczno-gospodarczych (reformy rolnej i nacjonalizacji przemysłu) oraz walki politycznej o kształt młodej państwowości. Walki politycznej, ale też zbrojnej. To przesłania powrót do normalności na innych polach, w tym odbudowę życia kulturalnego, a był to proces niezwykle interesujący, realizowany ponadto w imponującym tempie i na ogromną skalę. Choć w oficjalnych deklaracjach nowych władz sprawy kultury nie zajmowały wiele miejsca, w praktyce działo się bardzo dużo. Tydzień po ogłoszeniu Manifestu Teatr 1. Armii Wojska Polskiego dał pierwsze okolicznościowe przedstawienie w Lublinie, niewiele później powstała pierwsza wytwórnia filmowa. Już 1 sierpnia można było obejrzeć pierwsze normalne przedstawienie – „Śluby panieńskie” Fredry. Jak mówił jego reżyser, Władysław Krasnowiecki: „Fraki i mundury mężczyzn były przerobione z kostiumów,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Grzęźniemy na marginesie Europy

To nie jest tak, że Polskę w Brukseli się sekuje. Polska tam po prostu nie istnieje Prof. Marek Belka Co Polsce jest potrzebne w tej chwili? Jakie działania? – Powinniśmy zacząć przygotowywać się na spowolnienie koniunktury. Ono nadejdzie? – Właściwie już ma miejsce i do nas przyjdzie. Ale już był kryzys i daliśmy sobie radę. Tusk mówił, że jesteśmy zieloną wyspą. – Byliśmy zieloną wyspą raz i niekoniecznie musimy nią być po raz drugi. Jak w takim razie trzeba się przygotować do nadchodzącego spowolnienia? – Przede wszystkim trzeba skonsolidować państwo. W tej chwili jesteśmy na etapie nakręcanej kolejnymi wyborami rewolucji. Biegunka prawna powoduje, że działalność gospodarcza jest utrudniona. Wiele, czasami bardzo potrzebnych i słusznych, działań w polityce społecznej zmniejsza aktywność zawodową społeczeństwa. Trzeba zrobić wszystko, żeby przeciwdziałać temu zjawisku. Przecież ciągle jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej. – No tak… Kampania parlamentarna się skończyła, zaczyna się kampania prezydencka. Czeka nas szaleństwo. Bo oczywiście prezydent Duda będzie wyskakiwał z nowymi propozycjami, bez ładu i składu. Jestem przerażony. Dlatego że w gruncie rzeczy cokolwiek człowiek dzisiaj powie, za tydzień będzie to już nieaktualne. Co potrafi państwo? Może więc spowolnienia nie będzie? – Ono grozi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W najnowszym (42/2019) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek 14 października w kioskach 42 numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Grzęźniemy na marginesie Europy – Wszyscy naukowcy z Polski, którzy cokolwiek umieją, są cenieni na świecie. Bo nie brakuje nam rozumu ani talentu, tylko system jest nieruchawy. Ale on nie będzie inny – ubolewa prof. Marek Belka. – Bądźmy podłączeni do światowych bądź europejskich inicjatyw, z których będziemy korzystać. Poza tym wszyscy ci, którzy mówią o Dolinach Krzemowych w Polsce, abstrahują od tego, że taką Doliną Krzemową próbuje się stać Europa – dodaje. Ekspremiera martwi pozycja naszego kraju w Unii Europejskiej: Zostaliśmy zmarginalizowani kompletnie. Tak jak kiedyś, głównie od 2004 r., liczyliśmy się nawet bardziej, niż na to zasługiwaliśmy, tak teraz liczymy się znacznie mniej, niż na to zasługujemy. Nie jest tak, że Polskę się sekuje. Polska nie istnieje, po prostu. KULTURA Biegnę, myślę, rozumiem Kilka dni przed przyznaniem Nobla szwedzka gazeta „Sydsvenskan” napisała o autorce „Biegunów”: „Pisarka transgraniczna i ważny demokratyczny głos we współczesnej Polsce”. To prawda. Olga Tokarczuk tworzy ważne, znaczące książki, ale również odgrywa istotną rolę w życiu społecznym. Od lat jest zaangażowana w działania feministyczne, w obronę praw zwierząt, walczyła o wolne sądy i poprawę warunków pracy nauczycieli. Pisanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tam za rzeką jest granica, na granicy jest protest

Wopistów uznano za funkcjonariuszy totalitarnego państwa. Boli zmniejszenie emerytur, ale zraniona duma żołnierza – jeszcze bardziej Z mównicy sejmowej, a potem w wypowiedziach ministrów pod ich adresem padły zarzuty, których się nie spodziewali. Usłyszeli, że są bolszewikami, ubekami, ciemiężycielami narodu polskiego, zbrodniarzami… Oficerowie Wojsk Ochrony Pogranicza, a od 1991 r., po weryfikacji, funkcjonariusze Straży Granicznej, która wtedy powstała. Chwaleni i odznaczani m.in. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W grudniu 2016 r. także oni zostali upokorzeni ustawą o obniżeniu emerytury służbom mundurowym, niektórzy dostali świadczenie aż o 60% niższe. Uzasadnienie? Służba państwu totalitarnemu. Kto chronił polskie granice w WOP w okresie od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r., nie może mieć emerytury wyższej niż średnie świadczenie z ZUS, 2,1 tys. zł (brutto) emerytury, 1,6 tys. zł renty albo 1,8 tys. zł renty rodzinnej. Ustawa zaczęła obowiązywać w październiku 2017 r. Dolegliwości finansowe są bolesne, ale jeszcze bardziej bolą zranione duma i honor żołnierza WOP. Gdy w latach 70. wybierali studia na uczelniach wojskowych, cieszyli się z szansy, jaką dawała im w przyszłości służba w ochronie granic. Mundur wojskowy szanowany był powszechnie, a dyplom wojskowej uczelni otwierał drogę do awansu zawodowego i społecznego. Ustawa z grudnia 2016 r. przekreśla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Gra o wszystko

Potrzebny jest globalny budżet ekologiczny By dokonał się zasadniczy w tej fazie historii ludzkości zwrot wobec kwestii środowiska naturalnego i eksploatacji zasobów, musi zadziałać odpowiedni mechanizm ekonomiczny. Acz zmian mentalności i społecznego podejścia do sprawy absolutnie bagatelizować nie wolno, to przecież zaklęciami niewiele da się zmienić. Tu też nieustannie, z różnym falowaniem, przewijać będzie się wątek roli państwa i sektora publicznego z jednej strony oraz kapitału i sektora prywatnego z drugiej. Już słychać, jakoby prywatny biznes miał te problemy sam najlepiej rozwiązać. Sam to on potrafi środowisko zatruć i zrobić na tym dobre interesy, a trudności najlepiej przezwyciężać na drodze partnerstwa publiczno-prywatnego. Bez światłego wprzęgnięcia prywatnej przedsiębiorczości jednakowoż wiele osiągnąć się nie da. Czyste środowisko i racjonalna, a nie rabunkowa, gospodarka nieodnawialnymi zasobami muszą po prostu się opłacać. I tak też w coraz większej mierze będzie. Niektóre pozytywne zjawiska i procesy wymusza ostra konkurencja tocząca się w warunkach narastającej ekologicznej czujności społecznej. Bo to się i liczy, i opłaca. I w tym właśnie sedno sprawy. Jak zatem liczyć, by się opłacało? I komu to ma się opłacać? Wszystkim? Europa sama nie uratuje planety Neoliberalizm będzie znowu – podobnie jak w kwestiach rozwoju czy walki z biedą – obiecywał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Biegnę, myślę, rozumiem

Olga Tokarczuk: Nobla dedykuję Polakom. W momentach zagrożenia kultura odzyskuje istotną rolę Być ciągle w ruchu – to jej wewnętrzny imperatyw. „Tkwienie w konwencji, w ortodoksji, według mnie, usypia, nie rozwija”, mówiła w jednym z wywiadów. Nie istnieje nic stałego, wartość ma herezja, bo jest wyrazem przełamywania stereotypów, schematów myślowych. Ruch, działanie, zmiana – tego potrzebuje człowiek. Czy tożsamość jest możliwa bez otwartości? Urodziła się w Sulechowie (województwo lubuskie), pierwsze lata życia spędziła w Klenicy (wieś w powiecie zielonogórskim), liceum ukończyła w Kietrzu (województwo opolskie), psychologię studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Olga Tokarczuk – od czwartku, 10 października, nasza kolejna noblistka. Po studiach trafiła do Wrocławia, potem do Wałbrzycha, trochę czasu spędziła za granicą, wróciła – najsilniej związała się z Dolnym Śląskiem. W grudniu odbierze Literacką Nagrodę Nobla w Sztokholmie. Wędrówka w przestrzeni jest mniej ważna niż podróż w głąb psychiki, eksplorowanie myśli, dochodzenie do sfery przeczuwanej, nie tylko wyrozumowanej. Kiedy, studiując, mieszkała na warszawskim Muranowie, zaczęła chorować. Nie wiadomo dlaczego. Być może tak wpływało na nią życie na gruzach umarłej dzielnicy – getta. Złożoność ludzkiej psychiki, myśl Carla Junga zawsze były dla niej istotne. Olga Tokarczuk

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Żniwa pseudonauki

Jeśli jakaś przełomowa metoda została stworzona przez jednego człowieka, to już jest to podejrzane Dr Tomasz Witkowski – psycholog, sceptyk, popularyzator nauki. Współzałożyciel Klubu Sceptyków Polskich, zajmującego się m.in. demistyfikacją pseudonaukowych teorii. Autor m.in. serii „Zakazana psychologia”, której trzeci tom trafił do księgarń. Według badania opinii HealthWave sprzed miesiąca co czwarty Polak nie wierzy w medycynę konwencjonalną, a aż 10% uważa, że szczepionki są szkodliwe. Co więcej, lekarz jest uznawany za autorytet w sprawach zdrowotnych równie często, co Ewa Chodakowska. W swoich książkach analizuje pan podobne przekonania na temat zdrowia psychicznego. Co takiego się stało, że przestaliśmy ufać autorytetom? – Myślę, że zaważyło tu kilka kwestii. W 1969 r. opublikowana została książka „Psychologia samooceny”. Jej autor, Nathaniel Branden, starał się w niej udowodnić, że wysokość samooceny jest najważniejszym czynnikiem w kształtowaniu osobowości człowieka. Według niego sukces szkolny, powodzenie zawodowe i zachowanie miało zależeć głównie od samooceny. Książka spotkała się z ogromnym uznaniem, mimo że na postawione w niej tezy nie było dowodów empirycznych, potwierdzały je jedynie dane anegdotyczne. Przekonanie o dobroczynnym wpływie wysokiej samooceny dokonało prawdziwego przewrotu głównie w edukacji. Przełożyło się bowiem na oczekiwanie szacunku dla wszelkich indywidualnych przekonań –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.