29/2022

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Historia

Zbrodnia „lisa z Radomia”

Pacyfikacja Garbatki-Letniska różniła się od innych tym, że dużą część jej mieszkańców deportowano natychmiast do Auschwitz „Pamiętnej nocy z 11 na 12 lipca 1942 r. spaliśmy w domu. Chyba o pierwszej po północy moja siostra Lucia obudziła nas, bo słyszała strzały i dobiegający z daleka warkot silników samochodowych. W czasie okupacji Polacy, przynajmniej w Garbatce, nie mieli samochodów. Ojciec i ja narzuciliśmy na siebie jakieś ubrania i wybiegliśmy na dwór. Mżył drobny deszczyk. Rzeczywiście, od strony Policzny słychać było nadjeżdżające samochody. Ojciec przystawił drabinę na strych naszego mniejszego domu i kazał mi szybko zakopać się w sianie. A było go tam mnóstwo. Powiedział, że on pobiegnie na blok kolejowy, gdzie była skrytka. Nie zdążyłem jeszcze przekopać się w głąb strychu, gdy na pobliskie targowisko nadjechały niemieckie samochody (…). Przez szparę w strychu widziałem, jak Niemcy prowadzili uliczką naszych sąsiadów: pana Makarskiego, dźwigającego maszynę do pisania, i pana Jaśkiewicza, którzy współpracowali przy wydawaniu i kolportażu gazetki »Reduta«” – tak Marian Baran, syn aresztowanego wtedy Władysława Barana (nr obozowy 46846), wspominał początek pacyfikacji Garbatki-Letniska w powiecie kozienickim, dokonanej 12 lipca 1942 r. przez gestapo przy udziale żandarmerii niemieckiej i Wehrmachtu. Miejscowość ta należała podczas okupacji niemieckiej do dystryktu radomskiego Generalnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Cena życia

Fale załamują się, kotłują. Chłopcy wchodzą coraz głębiej. Próbują się utrzymać na wodzie, leżąc na materacu. Są o kilka kroków za daleko Sierpień 2004 r., Ustronie Morskie. Czerwona flaga. Upał, silny wiatr, ponadmetrowe fale. Zachód słońca. Na jego krwiście pomarańczowym tle trzy postaci, chłopcy w wieku od 10 do 12 lat. Z każdą minutą zabawy w morzu wchodzą głębiej, w sam środek przyboju, miejsca, gdzie woda porusza się wahadłowo – od brzegu i do brzegu. Jeśli fala przewróci któregoś z nich, nie będzie miał żadnych szans na ratunek. Ratownicy mają wolne – czerwona flaga na kąpielisku oznacza, że warunki w tym miejscu nie pozwalają na pływanie. Mimo to obserwują, co dzieje się 300 m na zachód od kąpieliska „Centralna”. Apoloniusz Kurylczyk sięga po lornetkę. Chłopcy mają materac do pływania. Wydają się świadomi zagrożenia. Wchodzą tylko na określoną głębokość. Nie zapuszczają się w pobliże ostróg – drewnianych pali wbitych w brzeg. Fale załamują się, kotłują. Tworzą wodną kipiel w części przyboju. Chłopcy wchodzą coraz głębiej. Próbują się utrzymać na wodzie, leżąc na materacu. Taka zabawa. Są o kilka kroków za daleko. Kierownik stanowiska wysyła jednego z ratowników na miejsce. Ma użyć gwizdka i na migi pokazać chłopcom,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Hamak, teflon, wojna, biznes

Zupełnie niespodziewanie otrzymałem ostatnio od grupy nieznanych mi w większości, ale w całości życzliwych osób niezwykły i ważny dla mnie prezent. To hamak. Hamak hamakowi nierówny, wiadomo. Ten był, jest, z tzw. wyższej półki – domyśliłem się, bo cena była wyraźnie wyższa niż w sportowo-turystycznych sieciówkach. Akurat mój hamak został uszyty w Legionowie, dawnym zagłębiu namiotowym PRL, nie dopytałem jeszcze o zbieżność czy koincydencję. I chociaż sygnowany jest pełną uroku nazwą „Leniwiec”, to przeznaczony jest raczej do aktywnych form wypoczynku, turystyki i eksploracji. Dzięki niemu doświadczyłem w ostatnich dniach euforycznego doznania wolności, porównywalnego z początkami samodzielnego przemieszczania się rowerem po świecie. Jest zatem hamak przedmiotem należącym do świata filozofii minimalizmu znanego pod starożytnym bon motem Cycerona Omnia mea mecum porto – wszystko, co moje, noszę ze sobą. Mogę stanąć, gdzie chcę, przerwać wędrówkę, mogę w kilkanaście sekund przygotować wygodne i bezpieczne schronienie. Potrzebuję dwóch drzew lub dwóch innych stabilnych punktów oparcia do zawieszenia konstrukcji. Drzewa wciąż mamy. Kiedy pierwszy raz rozwieszałem ten hamak (przecież nie pierwszy raz miałem z samym przedmiotem do czynienia), zwątpiłem, patrząc na linkę nośną (cięciwę) o przekroju 4-5 mm i bardzo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kto i dlaczego lata na naszym niebie?

Katastrofa bezzałogowej maszyny w Zagrzebiu i tajemniczy lot przez pół Europy Dochodziła właśnie północ z 10 na 11 marca br. Większość mieszkańców osiedla Jarun w Zagrzebiu, stolicy Chorwacji, szła już spać. Niektórzy śledzili jeszcze serwisy informacyjne i wieści z ukraińskiego frontu. Nagle nocną ciszę przerwał huk eksplozji. Początkowo podejrzewano wybuch gazu, który doprowadził do pożaru. Co bardziej wrażliwi mieszkańcy zaczęli łączyć huk eksplozji z wojną w Ukrainie. Rano ich oczom ukazała się spora dziura w ziemi. Okazało się, że to nie wybuch gazu, ale zderzenie bezzałogowego samolotu z ziemią i jego pożar zakłóciły nocny spokój mieszkańców Zagrzebia. Premier Chorwacji Andrej Plenković jeszcze tego samego dnia poinformował rodaków, że katastrofa dość sporej maszyny, jaką jest rosyjski bezzałogowy samolot rozpoznawczy TU-141, nie spowodowała na szczęście żadnych ofiar. Chorwatów zszokowały kolejne informacje, że ten bezzałogowy samolot wyleciał najprawdopodobniej z Ukrainy, wleciał w przestrzeń powietrzną sąsiednich Węgier z prędkością 700 km/godz. na wysokości 1300 m, by następnie przekroczyć granicę Chorwacji. Ustalono, że maszyna przeleciała co najmniej 560 km najwyraźniej niewykryta przez obronę przeciwlotniczą Chorwacji i Węgier, będących członkami NATO. Obrona powietrzna nie dostała w ramach NATO żadnego ostrzeżenia o lecącym bezzałogowcu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Po co otwierać mikrofon?

Czym różni się open mic od slamu? I dlaczego warto przyglądać się wspólnotowym praktykom, które powstawały na marginesie życia literackiego, żeby wkrótce stać się jego najbardziej witalnym i eksperymentalnym elementem? Kiedy w latach 90. zeszłego wieku na imprezach literackich pojawiły się slamy, traktowano je jak coś w rodzaju lokalnego folkloru, który, owszem, jest, ale raczej jako forma zarządzania niezadowoleniem tych, którzy odpadli od oficjalnych hierarchii albo dopiero do nich aspirują. Niewielu urzędników kulturalnych, ale także niewielu poetów, dostrzegło wtedy zalety slamu: jego żywiołowość, egalitaryzm, pewną pozaklasowość, oddolność i wreszcie potencjał subwersywny. Bo slam stoi w opozycji wobec instytucjonalnych uroszczeń, tych obszarów pola literackiego, gdzie liczy się sprawność towarzyska i umiejętność zjednania sobie wpływowych osób. W slamie płynie sobie czysty wiersz, zresztą czasem i niewiersz albo jakaś inna forma – niebinarna, przechylona w stronę hip-hopu czy krótkiego stand-upu. Jak zdefiniować slam? Hasło w Wikipedii nam w tym nie pomoże. Podaje nieprecyzyjną i na pewno już nieaktualną definicję: „Publiczna rywalizacja poetów performerów, najczęściej amatorów”. Trochę zabawnie brzmi ten „poeta performer”. Bo co, jeśli poeta, nazwijmy go klasycznym, zdejmie podczas czytania sweterek, coś zagada,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Międzynarodówka kłamców

Kolejny idol rządzącej w Polsce prawicy odchodzi w niesławie. Skorumpowany kłamca i skandalista Boris Johnson do ostatniej chwili wciągał Polskę do antyunijnych sojuszy. Nie bez powodu. Wiedział, że jest tu sporo polityków sprzyjających takim odśrodkowym ruchom. Powszechnie krytykowany w Wielkiej Brytanii, nad Wisłą uchodził za wybitnego stratega i męża stanu. Choć może to nie powinno dziwić, bo jak się przyjrzeć naszym politykom, to widać, że nietrudno ich omotać. Prezydent Duda i premier Morawiecki to politycy formatu, który bez trudu mieści się w kieszonce marynarki takiego cwaniaka jak Johnson. A Morawiecki kłamie przecież w każdej sprawie z rozmachem, który nawet Johnsonowi może zaimponować. Co polską prawicę tak u Anglika fascynowało? Bezczelność, z jaką wywijał się z kolejnych opresji? A może zasługi w rozwalaniu Unii Europejskiej i brexit, który Johnson uważa za swoje wielkie osiągnięcie? W przeciwieństwie do jego rodaków. Bo w sprawie brexitu popiera go teraz tylko 28% Brytyjczyków. Reszta widzi w tej decyzji głównie problemy. Ach, jak ta Unia ciągle w oczy kole wielu ludzi na prawicy. I to nie tylko tych z Solidarnej Polski. Układanie się polskiej prawicy z Johnsonem było jakimś substytutem miłości do Trumpa, gdy wstawanie z kolan skończyło się klęczeniem. Trump to postać na wskroś obrzydliwa. Ale i skrajnie niebezpieczna. Do tego stopnia, że po porażce wyborczej gotów był na czele

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Czeladnik, dostawca, maestro

Ennio Morricone: wzrost, wymiary, znaki szczególne Dziewięć dekad życia, prawie osiem komponowania, 500 filmów z jego muzyką, która rozeszła się na 80 mln płyt. I jeszcze pracownie, kabiny projekcyjne, studia i filharmonie odwiedzane w ramach niekończących się tournée. Na ten żywioł własnego życia Ennio Morricone patrzy przez demoniczne, rogowe okulary – zafascynowany i bezradny. I dopiero reżyser i przyjaciel, Giuseppe Tornatore (ten od „Cinema Paradiso”) w biografii filmowej „Ennio” nadaje tej rzece muzyki i wspomnień pożądany kierunek. Obaj składają muzyce filmowej najbardziej przejmujący hołd, jakiego tylko mogła oczekiwać. Ojciec, zawodowy trębacz, wręczył nastolatkowi własną trąbkę i wskazał kierunek: „Dzięki niej mogłem was wychować i utrzymać naszą rodzinę. Teraz kolej na ciebie”. Z tą trąbką zaczynał jako kilkunastoletni uliczny grajek na rzymskich ulicach. Zapamiętał, jak mężczyźni w „czarnych koszulach” z pobłażliwością i wzgardą rzucali mu do czapki garść orzeszków. A on zagryzał zęby, kłaniał się i grał dalej. Jak nie na ulicy, to w nocnych klubach – chowano go w tylnych rzędach, bo to jednak były lokale „dla panów”. Po wojnie tato pchnął go do konserwatorium, do klasy trąbki – tak jak inni rodzice zapisywali dzieci do szkoły rolniczej czy na prawo. Niekoniecznie po to, by realizowali swoje pasje,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Parmezan na celowniku oszustów

Włoscy serowarzy kontra podróbki Parmigiano Reggiano, twardy ser dojrzewający, jest ikoną włoskiej gastronomii. Niestety, zrodził również kwitnący rynek fałszywek. Organizacja, która walczy o ochronę autentycznego produktu, szacuje, że rynek podróbek jest wart 2 mld dol., czyli niewiele mniej od oryginału. Dwie duże bramy prowadzą do wejścia do FICO Eataly World, największego na świecie rozrywkowego parku gastronomicznego. Monitorowany, ogrodzony teren o powierzchni 100 tys. m kw., zasilany panelami słonecznymi, znajduje się w środku obszaru handlowego Bolonii. Światowe media często nazywają to miejsce Disneylandem gastronomii. Można tu uczestniczyć w warsztatach kulinarnych, zwiedzić interaktywne muzeum żywności i centrum edukacyjne. Ale znajdziemy tu też kino, place zabaw, a przede wszystkim poznamy proces produkcji włoskich specjałów i spróbujemy lokalnych dań. To właśnie z regionu Emilia-Romania pochodzą najsłynniejsze potrawy: tagliatelle bolognese, lasagne z ragoût, ravioli i tortellini nadziewane warzywami, mięsem lub kasztanami, cappelletti z jajkiem, szynka parmeńska, mortadela czy piadina romagnola. Niemal wszystkim tym potrawom towarzyszy jeden składnik – są posypane lokalnym parmezanem, który ma własne stoisko w FICO i jest dodawany do prawie każdej potrawy. „Czasami ludzie mówią mi: »Parmezan dodajesz do wszystkiego, do każdego dania!«

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Polska nędza w Braszowie

A może by ich wysłać do Rumunii. Kogo? Wiceministrów spraw zagranicznych. Pawła Jabłońskiego i Marcina Przydacza. Razem lub osobno. Mogliby trafić do konsulatu w Braszowie. Nawet na konsula. A niech tam. Pasują do tych potwornie brudnych flag przy wejściu. I do stojących obok kubłów na śmieci. Na drogę mogą wziąć farby, mopy i proszek do prania. No to kiedy wyjazd?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wzbiera kolejna fala koronawirusa

W Europie mamy setki tysięcy przypadków tygodniowo, w Polsce notuje się zaledwie kilkaset zachorowań. Cud W Szanghaju już trzy tygodnie temu zaczęło się masowe testowanie, nad chińskimi miastami zawisło widmo twardych lockdownów, a Europa znowu choruje na COVID. Liczba nowych zachorowań rośnie.  W Niemczech w ostatnich siedmiu dniach odnotowano 625 tys. nowych przypadków koronawirusa, we Francji – prawie 833 tys., we Włoszech prawie 600 tys. W zestawieniu tydzień do tygodnia liczby te oznaczają we Francji i Włoszech wzrost liczby zachorowań o ponad 50%. Jak podaje brytyjski Office for National Statistics (ONS), w Wielkiej Brytanii od początku czerwca liczba zakażeń zaczęła co tydzień rosnąć o 30% . „W całym Zjednoczonym Królestwie obserwujemy trwały wzrost liczby przypadków na poziomie około pół miliona, najprawdopodobniej spowodowany rozprzestrzenianiem się odmian BA.4 i BA.5”, mówiła w rozmowie z mediami Sarah Crofts, badaczka ONS. Rosną też statystyki zgonów. W Niemczech liczba śmierci z powodu koronawirusa wzrosła ostatnio aż o 135% – z 268 do 629 tygodniowo (dane z 1 lipca). We Francji odnotowano 265 zgonów tygodniowo, a we Włoszech 380. Pozorny spokój Tymczasem w Polsce  spokój. Pozorny. Stan na 8 lipca: 1046 zakażeń,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.