Wyszarpnąć parę groszy

Wyszarpnąć parę groszy

Coraz rzadziej dyrektorzy szpitali boją się głodówki i dzieci pielęgniarek, pytających, kiedy mama wróci do domu – Sukces? Jaki sukces? – denerwuje się zastępca dyr. szpitala w Łasku, Reginald Cytorzyński. – Podpisaliśmy porozumienie z pielęgniarkami, ale przecież to nie rozwiązuje problemów służby zdrowia. Nie wiemy, co dalej. Szpital w Łasku przyrzekł pielęgniarkom 250 zł brutto. Ale na razie są to obiecanki bez pokrycia. A poza tym teraz z pretensjami zgłaszają się i inni pracownicy. W Łasku dyrekcja uważa, że porozumienie to dopiero początek kłopotów. Podobnie mówią w Sieradzu i Poddębicach, gdzie też dogadano się z pielęgniarkami. W Łódzkiem jest dziś najspokojniej. Dlaczego? – Jak tylko zaczyna się strajk, wydzwania do nas władza. Naciskają, żeby strajk skończyć. Ale co dalej z finansami szpitala, to już nikogo nie interesuje – tłumaczy jeden z dyrektorów. – A jak chcę zwolnić pielęgniarkę, to płacze, że popełni samobójstwo. Paranoja. W Szczecinku dyrektor szpitala, Beata Prusińska, też ustąpiła, ale dopiero po pięciu dniach głodówki i wizytach dzieci, które pytały, kiedy mama wróci do domu. A mama siedziała na korytarzu, tuż koło przychodni. – Nie protestowała tylko anestezjologia i pomoc doraźna – tłumaczy Irena Topczewska, pielęgniarka. Obie strony walczyły o każdy grosz. W końcu kobiety dostały 250 zł brutto. Chciały 350 zł netto. I w tym szpitalu nikt nie jest zadowolony. Dyrektor, czyli wróg W Warszawie podpisaniem porozumienia zakończył się bunt w Instytucie Reumatologii (tu też kierownictwo zaznacza, że to kruchy spokój) i w Centrum Onkologii. W tej ostatniej, olbrzymiej placówce pomógł dopiero mediator z resortu finansów. – Resort zdrowia, do którego się zwróciliśmy, tylko podpuszczał pielęgniarki przeciwko dyrekcji – oburza się dr Barbara Czerska, rzecznik prasowy Centrum. – Na konferencji prasowej wiceminister Ryś informował, że to dyrektor nie dotrzymuje zobowiązań. Oto krótka lista placówek, gdzie w ogóle udało się podpisać porozumienie. Strajki pielęgniarek odrodziły się tej jesieni w zmienionej formie. Już nie przyjeżdżają do Warszawy, nie organizują czarnych marszy. Każda u siebie próbuje coś wyszarpnąć. Nigdy nie więcej niż 350 zł. Tak zadecydowały władze związku pielęgniarek. W jednym szpitalu pieniądze są trochę większe, w innym żałosne. Tak jest na Dolnym Śląsku. Tam zdecydowano, że chorzy jednak zostaną bez opieki pielęgniarek. – To nie może być tak, że co jakiś czas uda się wywalczyć parę groszy dla jednych, dla innych nic – komentuje Bożena Banachowicz, przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek. – Resort musi się włączyć, choć minister Opala twierdzi, że nic mu do naszych płac. Nieprawda. Niezbędne są zmiany w ustawie o zawodzie pielęgniarki. Tam winno być zapisane, ile i kiedy mają rosnąć nasze zarobki. Do czasu przyjęcia zmian należy wprowadzić przepisy przejściowe. Mamy dość partyzantki, chcemy prawa. Dlaczego znowu doszło do buntu? Po prostu większość dyrektorów oszukała pielęgniarki. W zeszłym roku, w lipcu, zawiesiły protest, gdyż resort zdrowia umorzył szpitalom długi. One, gdy złapały oddech, powinny dać pielęgniarkom podwyżki. Szczególnie, że od kas chorych dostały pożyczki na podwyżki i trzynastki. – Z tego zobowiązania wywiązało się 42% dyrektorów. Pozostali zabrali kobietom premie motywacyjne i trzynastki. Pożyczki wydali na inne cele. Zachowali się niemoralnie, ale nie złamali prawa. Pieniądze poszły do wspólnego kotła. Teraz zdarzają się nawet prośby dyrektorów do związków zawodowych o zgodę na obniżenie płacy – oburza się Bożena Banachowicz. W wyniku tych machinacji pożyczkami większości pielęgniarek powodzi się dziś gorzej niż przed zeszłorocznymi strajkami, a dyrektorzy też narzekają, że 70% zakontraktowanych z kasami funduszy i tak wydają na świadczenia. Pewnie dlatego zdarzają się i strajki permanentne. W Braniewie pielęgniarki protestują od lutego… ubiegłego roku. Jako jedyne w Polsce mają duże wymagania, nie 200 zł, a skok z 800 zł na średnią krajową – około 1800 zł brutto. – Ja im mogę przyrzec i dwie średnie krajowe – złości się dyrektor, Marek Pietrzyk. – Ale i tak nie mam z czego zapłacić. Samorząd, czyli wróg Czasem nie chodzi o podwyżki, ale o zapłatę ZUS-u. Składek nie płaci warszawski szpital na Grochowie i tylko ich uregulowania domagają się siostry. Jest strajk najdłuższy, jest też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 48/2000

Kategorie: Kraj