YouTube: pięć lat, które zmieniły świat

YouTube: pięć lat, które zmieniły świat

Można tam znaleźć wszystko, co tylko da się nagrać kamerą. Dla wielu to jedyny sposób spędzania czasu w sieci Internauci mówią o nim: oryginalny, śmiały, wiarygodny, niekonwencjonalny, twórczy, zabawny. YouTube – nowy sposób komunikacji, tuba obywatelska, wentyl bezpieczeństwa, swoisty Hyde Park czy po prostu łowca absurdów i źródło niewyszukanej rozrywki? Supermarket z mydłem i powidłem czy poważny element życia społecznego? Bez tej strony nigdy nie poznalibyśmy Krzysztofa Kononowicza (kandydata na prezydenta Białegostoku) ani Cygana z Torunia (sfrustrowanego bezrobotnego). Do młodzieżowego języka nie trafiłyby takie określenia jak „jestem hardkorem”, „gierary hirr” ani „ale urwał”. Kariery w Polsce nie zrobiłaby piosenka o Jožinie z Bažin. Nie dowiedzielibyśmy się, jak siarczystą polszczyzną dysponuje uśmiechający się do nas z telewizora Kamil Durczok. Tysięcy ludzi pozbawiono by tuby, przez którą komunikują się ze światem. Pracodawcy zaoszczędziliby koszt zmarnowanych roboczogodzin. Niejedno towarzyskie spotkanie byłoby nudniejsze, a świat smutniejszy. Same statystyki przyprawiają o zawrót głowy. Ponad 2 mld wyświetleń dziennie. Co minutę na serwisie zamieszczane są 24 godziny materiału wideo. Jak podaje „The Guardian”, dziennie do serwisu trafia milion nowych materiałów, tygodniowo przekłada się na to więcej niż 150 tys. filmów pełnometrażowych. W samych Stanach w ciągu 60 dni użytkownicy zamieszczają więcej materiałów filmowych, niż trzy główne stacje telewizyjne wytworzyły w ciągu 60 lat. Najlepszy dowód na to, że YouTube raz na zawsze zmienił sposób, w jaki korzystamy z internetu? Jeśli znajomi przesyłają wam link do czegoś śmiesznego lub wy wysyłacie ten link do nich, to do jakiego portalu najczęściej jest to link? A do czego przesyłaliśmy sobie linki przed 2005 r.? Odpowiedź jest prosta: do niczego. Nie przesyłaliśmy sobie linków w ogóle. Bo nie było miejsca, które można byłoby linkować. Przez te pięć lat słówko tube stało się nieodłączną częścią nazewnictwa serwisów pozwalających na zamieszczanie filmów w internecie. Mamy więc chrześcijańskie „tuby” godtube.com i catholic-tube.com. Poświęconą zwierzętom pettube.com. No i pornograficzne redtube.com i extremetube.pl. Jest nawet prltube.com z filmami z okresu demokracji ludowej. Za symboliczny początek portalu można uznać 23 kwietnia 2005 r., kiedy na serwis trafił pierwszy film. Przedstawia on jednego z założycieli, Jaweda Karima, niepozornego chłopaka w kurtce przeciwdeszczowej stojącego przed wybiegiem dla słoni w zoo. „No dobra, znajdujemy się przed wybiegiem dla słoni… Najfajniejsze jest w nich to, że mają bardzo, bardzo, bardzo długie trąby, co jest super. I to by było na tyle”. Gdyby miał świadomość, co ten film zapoczątkuje, może lepiej by się ubrał. Albo przynajmniej wybrał ciekawsze miejsce. Lunch w Denny’s Chad Hurley, Steve Chen i Jawed Karim. Nazwiska założycieli portalu, które dziś należy wymieniać jednym tchem obok Gatesa, Edisona czy Forda. Trzech studentów, których połączyło miejsce pracy – PayPal, firma, która uczyniła płatności za zakupy w internecie prostymi i bezpiecznymi. Kiedy została kupiona przez pierwsze internetowe targowisko eBay, doszli do wniosku, że dobrze byłoby założyć własną firmę. Profil działalności został określony pewnego wieczoru, kiedy nieskutecznie starali się umieścić w internecie film z imprezy. Młoda firma, która chciała wysyłać w świat filmy wideo, potrzebowała środków na opłacenie rachunków za internet. Tutaj przydały się stare znajomości z pracy. Zgłosili się do Roelofa Bothy, który był głównym księgowym w PayPalu, a potem został partnerem w funduszu Sequoia Capital. Po spotkaniu z byłymi współpracownikami przekonał szefostwo funduszu, aby zainwestowało w nowe przedsięwzięcie. W ten sposób do portalu trafiło 11,5 mln dol. Eksplozja popularności serwisu sprawiła, że stał się przedmiotem spekulacji o przejęciu. Wśród potencjalnych kupców wymieniano m.in. przeglądarkę Google, której własny serwis do zamieszczania filmów w internecie Google Video jakoś nie mógł zdobyć popularności. Rozmowy zaczęły się na początku października 2006 r. Wtedy Hurley i Chen spotkali się z przedstawicielami Google’a: współzałożycielem, Larrym Pagem, oraz prezesem, Erikiem Schmidtem, w typowej dla Krzemowej Doliny scenerii – jednej z amerykańskich sieciowych restauracji Denny’s w pobliżu siedziby serwisu w San Bruno. Nie wiadomo, co zamówili luminarze branży informatycznej. Wiadomo jednak, że na stół oprócz szybkiego jedzenia trafiła także oferta – 1,65 mld dol.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 31/2010

Kategorie: Media