Tajemnice diety optymalnej Teresa Szczepanek z Ustronia (w domu wczasowym Magnolia prowadzi wczasy optymalne) zje na obiad zupę kolagenową, czyli wywar z kości i nóżek ze skwarkami. Dziś doda smak ogórkowy. Na drugie danie będzie mięso wieprzowe smażone w głębokim tłuszczu, do tego porcja ziemniaków polanych masłem i malutki talerzyk mizerii z najtłustszą śmietaną. Po południu wigoru doda kawa z łyżką łoju. Pytanie o kolację wywołuje oburzenie, bo, zdaniem pani Teresy, optymalni nie są obżartuchami. Żywią się tłuszczem, ale z umiarem. Wczasy optymalne to przebój tego lata. Zainteresowaniu dietą stworzoną przez dr. Jana Kwaśniewskiego, już nawet nie zwalczaną, tylko ignorowaną przez oficjalną medycynę, przysłużył się kryzys służby zdrowia. Ci wszyscy, którzy nie mogą się dopchać do specjalisty, ci, którzy dostali siedem minut (tyle trwa przeciętna wizyta u lekarza) i dowiedzieli się, że choroba jest przewlekła, nieuleczalna i lepiej nie będzie, rozpaczliwie szukają nadziei. Są na tyle rozsądni, że boją się huby, vilcacory i rąk, które leczą. I nagle dowiadują się, że istnieją Akademia Zdrowia, Gabinet Żywienia Optymalnego lub po prostu Arkadia, bo tak nazywają się domy wczasowe optymalnych. Przyjmują ich tam osoby z dyplomami lekarskimi, które mówią, że cukrzyca jest uleczalna, a raka wystarczy po prostu zagłodzić, nie podając mu cukru w posiłkach. Nic nie może żyć, jeśli nie ma co jeść, wyjaśniają lekarze optymalni. W pokoiku obok siedzi dietetyk, który każe odstawić koszmarnie drogie leki i leczyć się tańszym salcesonem, a na wczasach są ludzie zapewniający, że gdyby nie skwarki, wąchaliby kwiatki od dołu. Lekarze optymalni mają czas, są troskliwi i nastawieni na sukces w leczeniu, a doradcy żywieniowi (tak oficjalnie nazywa się dietetyk) są tryskającymi energią fanami cynaderek. W ten sposób mnożą się optymalni. Wrogowie mówią, że jest ich kilkaset tysięcy, ale zwolennicy zapewniają, że będzie ich ze 2 mln. Tyle sprzedano książek dr. Jana Kwaśniewskiego. Żeby Polska była zdrowa, żeby Polska była nowa Ogólnopolskie Stowarzyszenie Bractw Optymalnych (bractw, bo chodzi o solidarność i samopomoc, a nie działalność gospodarczą) ma kilkadziesiąt oddziałów w całym kraju, najwięcej na Śląsku, gdzie zawsze był kult słoniny. Drugie tyle jest ośrodków żywienia i domów wczasowych. Jednak tego lata wszędzie brakuje miejsc, a na Piknik Optymalny w Ustroniu dodrukowywane są zaproszenia. W związku z tym w Ustroniu ciągle nie wiedzą, ile prosiaków trzeba będzie upiec dla tego tłumu wyzwolonego wreszcie z niskokalorycznych przepisów lansowanych w pismach kobiecych. Powraca smak dzieciństwa – śmietana, którą można kroić, i wianek z pasztetowej. Szefem stowarzyszenia (właśnie obchodzą dziesięciolecie) jest Adam Jany. W 1994 r. w Jaworznie chciał tylko zebrać miejscowych optymalnych, żeby wymieniać się przepisami, bo jemu zamiast placka wychodzi zawsze cegła. Przyszły tłumy domagające się ogólnopolskiej organizacji. Kwaśniewski ich pobłogosławił, no i tak się rozwijają. Jeżdżą też po świecie, gdzie (szczególnie w Niemczech) mają coraz więcej zwolenników. Joanna Jurczek z Warszawy, gdy już poradziła sobie z własną depresją i miażdżycą (szczególnie przydatne były sardynki w oleju), postanowiła założyć stołeczny oddział stowarzyszenia. Warszawa jest kapryśna, tu trwa walka diet, więc panią Joannę cieszy każda osoba, która przychodzi w czasie jej dyżuru. W ten sposób buduje kolejną wspólnotę. Nasza cza-cza optymalna, politycznie neutralna Ich guru to dr Jan Kwaśniewski. Niewysoki, szczupły (ma 67 lat, a tego ranka lekko wykonał 500 pompek), mówi cichym, spokojnym głosem. Przeważnie nie są to rzeczy miłe dla społeczeństwa, które ma mózg niedożywiony złą dietą, w związku z czym nie osiąga sukcesów, no i zżera je choroba. Aktualnie rządzący nie są zainteresowani uzdrowieniem Polaków. Józef Oleksy odpowiedział Kwaśniewskiemu zdawkowo, a prof. Religa nie wyraził zainteresowania. Tłusto żywił się Waldorff, choć chyba trochę oszukiwał, bo tracił energię na niepotrzebne działania, jak ratowanie Powązek. – Gdyby miał umysł jasny, to za zebrane pieniądze budowałby kurniki – wyjaśnia dr Kwaśniewski i przypomina, że sednem diety jest jajko, a konkretnie żółtko. Niewesołe były również kontakty z Kościołem. Kard. Gulbinowicz nie zgodził się na to, by choć jeden dom opieki społecznej żywić tłusto. Widać, księżom nie zależy na wzmocnieniu narodu. Nie udało się także przebić do papieża. Ale zawsze kiedy jest on w lepszej
Tagi:
Iwona Konarska









