Za co Wałęsa kocha Kwaśniewskiego

Za co Wałęsa kocha Kwaśniewskiego

Tajemnice diety optymalnej

Teresa Szczepanek z Ustronia (w domu wczasowym Magnolia prowadzi wczasy optymalne) zje na obiad zupę kolagenową, czyli wywar z kości i nóżek ze skwarkami. Dziś doda smak ogórkowy. Na drugie danie będzie mięso wieprzowe smażone w głębokim tłuszczu, do tego porcja ziemniaków polanych masłem i malutki talerzyk mizerii z najtłustszą śmietaną.
Po południu wigoru doda kawa z łyżką łoju. Pytanie o kolację wywołuje oburzenie, bo, zdaniem pani Teresy, optymalni nie są obżartuchami. Żywią się tłuszczem, ale z umiarem.
Wczasy optymalne to przebój tego lata. Zainteresowaniu dietą stworzoną przez dr. Jana Kwaśniewskiego, już nawet nie zwalczaną, tylko ignorowaną przez oficjalną medycynę, przysłużył się kryzys służby zdrowia. Ci wszyscy, którzy nie mogą się dopchać do specjalisty, ci, którzy dostali siedem minut (tyle trwa przeciętna wizyta u lekarza) i dowiedzieli się, że choroba jest przewlekła, nieuleczalna i lepiej nie będzie, rozpaczliwie szukają nadziei. Są na tyle rozsądni, że boją się huby, vilcacory i rąk, które leczą. I nagle dowiadują się, że istnieją Akademia Zdrowia, Gabinet Żywienia Optymalnego lub po prostu Arkadia, bo tak nazywają się domy wczasowe optymalnych. Przyjmują ich tam osoby z dyplomami lekarskimi, które mówią, że cukrzyca jest uleczalna, a raka wystarczy po prostu zagłodzić, nie podając mu cukru w posiłkach. Nic nie może żyć, jeśli nie ma co jeść, wyjaśniają lekarze optymalni. W pokoiku obok siedzi dietetyk, który każe odstawić koszmarnie drogie leki i leczyć się tańszym salcesonem, a na wczasach są ludzie zapewniający, że gdyby nie skwarki, wąchaliby kwiatki od dołu.
Lekarze optymalni mają czas, są troskliwi i nastawieni na sukces w leczeniu, a doradcy żywieniowi (tak oficjalnie nazywa się dietetyk) są tryskającymi energią fanami cynaderek.
W ten sposób mnożą się optymalni. Wrogowie mówią, że jest ich kilkaset tysięcy, ale zwolennicy zapewniają, że będzie ich ze 2 mln. Tyle sprzedano książek dr. Jana Kwaśniewskiego.

Żeby Polska była zdrowa, żeby Polska była nowa

Ogólnopolskie Stowarzyszenie Bractw Optymalnych (bractw, bo chodzi o solidarność i samopomoc, a nie działalność gospodarczą) ma kilkadziesiąt oddziałów w całym kraju, najwięcej na Śląsku, gdzie zawsze był kult słoniny. Drugie tyle jest ośrodków żywienia i domów wczasowych. Jednak tego lata wszędzie brakuje miejsc, a na Piknik Optymalny w Ustroniu dodrukowywane są zaproszenia. W związku z tym w Ustroniu ciągle nie wiedzą, ile prosiaków trzeba będzie upiec dla tego tłumu wyzwolonego wreszcie z niskokalorycznych przepisów lansowanych w pismach kobiecych. Powraca smak dzieciństwa – śmietana, którą można kroić, i wianek z pasztetowej.
Szefem stowarzyszenia (właśnie obchodzą dziesięciolecie) jest Adam Jany. W 1994 r. w Jaworznie chciał tylko zebrać miejscowych optymalnych, żeby wymieniać się przepisami, bo jemu zamiast placka wychodzi zawsze cegła. Przyszły tłumy domagające się ogólnopolskiej organizacji. Kwaśniewski ich pobłogosławił, no i tak się rozwijają. Jeżdżą też po świecie, gdzie (szczególnie w Niemczech) mają coraz więcej zwolenników.
Joanna Jurczek z Warszawy, gdy już poradziła sobie z własną depresją i miażdżycą (szczególnie przydatne były sardynki w oleju), postanowiła założyć stołeczny oddział stowarzyszenia. Warszawa jest kapryśna, tu trwa walka diet, więc panią Joannę cieszy każda osoba, która przychodzi w czasie jej dyżuru. W ten sposób buduje kolejną wspólnotę.

Nasza cza-cza optymalna, politycznie neutralna

Ich guru to dr Jan Kwaśniewski. Niewysoki, szczupły (ma 67 lat, a tego ranka lekko wykonał 500 pompek), mówi cichym, spokojnym głosem. Przeważnie nie są to rzeczy miłe dla społeczeństwa, które ma mózg niedożywiony złą dietą, w związku z czym nie osiąga sukcesów, no i zżera je choroba. Aktualnie rządzący nie są zainteresowani uzdrowieniem Polaków. Józef Oleksy odpowiedział Kwaśniewskiemu zdawkowo, a prof. Religa nie wyraził zainteresowania. Tłusto żywił się Waldorff, choć chyba trochę oszukiwał, bo tracił energię na niepotrzebne działania, jak ratowanie Powązek. – Gdyby miał umysł jasny, to za zebrane pieniądze budowałby kurniki – wyjaśnia dr Kwaśniewski i przypomina, że sednem diety jest jajko, a konkretnie żółtko. Niewesołe były również kontakty z Kościołem. Kard. Gulbinowicz nie zgodził się na to, by choć jeden dom opieki społecznej żywić tłusto. Widać, księżom nie zależy na wzmocnieniu narodu. Nie udało się także przebić do papieża. Ale zawsze kiedy jest on w lepszej formie, optymalni mają nadzieję, że tłuszcz przedostał się na watykańskie stoły.
Dziś fanem diety jest Lech Wałęsa, bardzo żałujący, że przed laty Piotr Nowina-Konopka nie dopuścił Kwaśniewskiego przed jego oblicze. – Zdrowy, chłopski rozum – tak Kwaśniewski tłumaczy fakt, że Wałęsa przejrzał na oczy.
– Dopłynąłem do tragicznego brzegu – prezydent patetycznie wyjaśnia sytuację, gdy zdecydował się na dietę optymalną. Dziś swoje życie dzieli na kawałki, gdy jest jej wierny (wtedy nie bierze insuliny i zapomina o cukrzycy), i na czas wyjazdów oraz przyjęć, gdy zwycięża łapczywość i zje za słodko. Wtedy musi wrócić do leków.
Profesorowie, u których leczył cukrzycę, pogodzili się z fanaberiami pacjenta. Sam Wałęsa ze zrozumieniem podchodzi do oporu świata medycznego. – Przecież gdy dieta optymalna wygra, nikt nie będzie potrzebował insuliny. Upadnie ogromny przemysł. I to jego przedstawiciele próbują ośmieszyć optymalnych – tłumaczy Lech Wałęsa.
Dziś dietę Kwaśniewskiego stosuje także żona byłego prezydenta, dzieci nie za bardzo, bo są w domu gośćmi i trudno im coś narzucić. – Propagatorem diety nie będę – zastrzega prezydent. – Wiem tylko, że mi pomogła. – Jakieś 300 zł miesięcznie na lekach oszczędza – ocenia dr Kwaśniewski i dodaje, że jego żywienie jest nadzwyczaj tanie. Jajka nie zdrożały w Unii.
Ostatnio do zwolenników dołączył artysta Andrzej Rosiewicz. Piosenkarz ułożył właśnie cza-czę wielbiącą doktora. Całkiem nową sprawą jest również zrozumienie pewnego hospicjum, choć w tym przypadku dr Kwaśniewski uważa zainteresowanie za trochę spóźnione.
Dr Kwaśniewski od lat mieszka w Ciechocinku. Swoją samotnię, dom z oryginalnym ogrodem, gdzie właśnie kwitną hortensje, opuszcza tylko, by nieść dobrą nowinę.
Mówi łagodnie i bez bólu, że politycy są bezrozumni, a ministrowie zdrowia to… (tu pada nieeleganckie słowo).
Olśnienie Kwaśniewskiego to przekonanie, że człowiek powinien odżywiać się tłuszczem i białkiem najbardziej zbliżonym do swojego. W tym miejscu należy odrzucić kanibalizm i szukać innego źródła. Jest nim świnia, która przetwarzana na 150 sposobów, schrupana po najtłustszą skórkę, okazała się fundamentem żywienia. – Dobre są także wątroba cielęca, serce i podgardle – wylicza dr Kwaśniewski. – Bo człowiek potrzebuje prawdziwej energii.
Lekarz z Ciechocinka odwrócił do góry nogami piramidę żywieniową. Wyjaśnił, że cholesterolem nie należy się przejmować, za to pamiętajmy, że witaminy rozpuszczają się tylko w tłuszczu. Poza tym drapieżniki nie chorują.
Swoją filozofię dr Kwaśniewski buduje na Biblii, w której mędrcy odżywiali się tłusto, a tłum dostawał resztki. Na krótkiej liście osób, które przeczuwały siłę żywienia optymalnego, są Hipokrates (kazał badać każdą nową metodę leczniczą), Stanisław Staszic, Stefan Żeromski, prof. Julian Aleksandrowicz i oczywiście ks. Włodzimierz Sedlak, którego imię nosi stowarzyszenie.
Pionierskie badania Kwaśniewski zaczął od siebie. – Byliśmy młodzi, ale schorowani – wspomina jego żona. Ona utuczona hormonami, on bezpowrotnie łysiejący. Po 44 latach małżeństwa i stosowania diety tylko peruka pana domu przypomina o kłopotach sprzed lat. – Traktowano nas jak niegroźny folklor – mówi Kwaśniewska – teraz oklaskują nas tłumy.

Chce się żyć, nie wolno tyć

Są dwie wersje początku badań nad dietą. Według dr. Kwaśniewskiego, po udanych eksperymentach w sanatorium wojskowym, gdy pewnemu choremu cofnęła się choroba Burgera, znajomy lekarz mający dojścia w wyższych sferach powiedział: – Chodźmy do Piotra.
Według prof. Henryka Rafalskiego, dziś emerytowanego pracownika naukowego łódzkiej akademii medycznej, tego, który pierwszy rozpoczął szeroką analizę, prawda jest o wiele bardziej romantyczna. Otóż dr Kwaśniewski propagował swoją metodę wśród ciechocińskich kuracjuszy. Wtedy jeszcze poza ogólnym wzmocnieniem była to głównie metoda odchudzania. Trafiła do niego sekretarka Piotra Jaroszewicza, która miała przeogromny wpływ na szefa. Zadowolona z kuracji zarekomendowała ją sekretarce Mariana Spychalskiego, a następnie udała się do swojego przełożonego, by, jak chciał Kwaśniewski, metodą uzdrowić naród.
Jaroszewicz odmawiać sekretarce nie miał zwyczaju, więc natychmiast zebrał grono profesorów i pomimo oporu co poniektórych kazał wydać 7 mln na badania nad cudowną dietą. Sam Jaroszewicz i Spychalski też odżywiali się optymalnie, co widać po rześkich zdjęciach z lat 70.
Ciosem w dietę był stan wojenny. Wśród wielu rzeczy w kraju, dla których gen. Jaruzelski nie wykazał zrozumienia, była także dieta optymalna. Pieniądze przesunięto na inne badania. Poza tym strasznym uderzeniem było mięso na kartki.
– W późniejszych latach dietę badał mgr Jacek Bujko z SGGW – wyjaśnia dr Kwaśniewski. – Niestety, o kontynuacji nic nie słychać, co zapewne jest związane z faktem, że źle się żywi i ma problemy z pamięcią. A pierwsze wyniki były obiecujące, bo szczurom mózg się powiększał o 8%.
Odszukuję Jacka Bujkę, dziś docenta SGGW. Kłopotów z pamięcią nie ma i z pewnym wzruszeniem przypomina sobie badania. Niestety, dotyczyły one wyłącznie szczurów, a na podstawie ich mózgów trudno układać plan życia dla człowieka.
Dziś nikt nie neguje konieczności badań nad dietą. Ale jak zwykle brakuje pieniędzy. Obserwowanie pacjentów musiałoby trwać kilka lat, poza tym kontrolowanie posiłków jest o wiele trudniejsze niż nadzór nad łykaniem tabletek.
Jednak tak naprawdę największym wrogiem dr. Kwaśniewskiego nie są politycy, ale ekonomiści, konkretnie przemysł farmaceutyczny. – Same prądy selektywne pobudzając organizm spowodowałyby zmniejszenie zużycia leków o 60% – wyjaśnia dr Kwaśniewski. – Resztę ludzi uzdrowiłaby dieta. Upadłyby firmy farmaceutyczne i sanatoria. Ci giganci do tego nie dopuszczą. Nawet kosztem zdrowia narodu polskiego.
Pewne zrozumienie dr Kwaśniewski znajduje dopiero w Rosji, gdzie niejaki dr Szewczenko leczy nowotwory porcją 40 g oleju słonecznikowego dziennie plus 40 g wódki. – Gdyby używał łoju, miałby lepsze rezultaty – wzdycha dr Kwaśniewski.

Zanim pozna cały lud optymalną dietę cud

Arkadia w Ciechocinku. Klimat FWP lat 60. Obiad to całkiem zwyczajne, nieociekające tłuszczem flaczki i porcja ziemniaków, do niej dzbanuszek rozpuszczonego masła. Zwieńczeniem jest gorzki kompot.
Posiłek spożywa się powoli, w skupieniu, jak wszystko, co leczy. Nie ma nowicjuszy, więc nic nie dziwi, ale zawsze będzie trudno wyjść na deptak, gdzie kuszą zakazane węglowodany. Bowiem Ciechocinek pozostał nieczuły na tłustą dietę. Rozpychają się torty i drożdżówki. Same węglowodanowe świństwa.
Kuracjusze Arkadii o swoich chorobach mówią w czasie przeszłym. – Drętwienie nóg. – Bóle kręgosłupa. – Żona stosuje od czterech lat, ja tak na pół gwizdka – wyliczają panowie.
Przy stoliku tuż przy drzwiach siedzą Anna i Wiesław Wojtalowie. Kilka lat temu medycyna postawiła na niej krzyżyk, twierdząc, że może oczekiwać tylko kroplówki i renty. Rozmowę o optymalnych podsłuchała w tramwaju. Jako wegetarianka długo nie mogła się przemóc, ale gdy powalił ją kolejny atak, uznała, że wszystko jej jedno, czy umrze z wycieńczenia, czy od tłuszczu. Po trzech dniach po raz pierwszy przeszedł ból żołądka. Teraz na diecie jest cała rodzina. Mąż pozbył się nadciśnienia, a córka dramatycznego trądziku. – Co by ze mną było, gdyby nie dieta optymalna? – pyta pani Anna. Jej historia to typowe uzdrowienie. Zawsze pozostaje też lęk przed tradycyjną medycyną.
Zmienia się też styl życia. Optymalni zamiast do supermarketu w niedzielę wyruszają na wieś. Mięso prosto z uboju, świeże jajka, wszystko to zwożą do domu, by wieczorem przygotować potrawy na cały tydzień. Baza zupy według pani Anny to pięć litrów tłustej galarety, mąż przepada za móżdżkiem wieprzowym.
Sensacją towarzyską już przestali być, bo dziś każdy jest na jakiejś diecie i nawet modne jest unikanie pewnych potraw. Poza tym na przyjęciach podaje się często smalec, żurek, obowiązkowo jajko z majonezem. Optymalny zawsze znajdzie coś dla siebie. A co może być ważne w przyszłości dla ich córki – kobiety optymalne podobno rodzą krócej i bezboleśnie.
W optymalnym domu wczasowym pracuje również Teresa Szczepanek. – To jest sedno mojego życia – zapewnia. W Ustroniu organizuje turnusy dla początkujących i zaawansowanych, a jej jedynym zmartwieniem jest żal siostry, która choć młodsza, zaczyna wyglądać gorzej od niej, starszej. No cóż, nie je tłusto. Innym zmartwieniem optymalnych bywa pogarda. Pani Anna z Poznania chciała uzdrowić rodzinę wątróbką z sosem. Przygotowała też prelekcję. Goście zjedli, ale potem ją poobrażali, że do jakieś sekty należy, bo w kółko gada o doktorze Kwaśniewskim.
Kto nie znał Teresy Szczepanek, ten nie wierzy, że przez siedem lat niszczyły ją migreny i choroba Parkinsona. Wielu panów dość obrazowo opowie, że żółtka są lepsze od viagry.
Dziś zmartwieniem jest brak diety opracowanej specjalnie dla dzieci. – Alergie, cukrzyca, wszystkie te paskudztwa przerażają rodziców, którzy chcieliby poznać uzdrawiające potrawy dla najmłodszych – tłumaczy Teresa Szczepanek. Prof. Henryk Rafalski uważa, że największym problemem Kwaśniewskiego jest właśnie stagnacja. Zaleca tę samą dietę, którą wymyślił kilkadziesiąt lat temu. Tymczasem powinien uwzględniać nowe odkrycia w medycynie, np. statyny i nowe wyzwania, choćby choroby dzieci.
Sami optymalni traktują Kwaśniewskiego z należnym szacunkiem, ale przyznają, że nie mają głowy do jego skomplikowanych wywodów. Dlatego najtrudniejsze jest dla nich zachowanie proporcji białka, tłuszczu i węglowodanów.
Nie trawią wegetarianów. W najlepszym razie nazywają ich pustymi istotami, wytykają im, że w optymalnym ośrodku w Jastrzębiej Górze wyleczono z cukrzycy 2,5 tys. osób, a wegetarianie tylko wpędzają ludzi do grobu. Często wchodzą na wegetariańskie czaty i wrzucają swoje tłuste przepisy, czasem sto sztuk opatrzonych jakąś rzeźniczą fotografią, która wzbudzi obrzydzenie. Teresa Szczepanek, ta sama, która pije kawę z łojem, mówi, że na żywieniu pastwiskowym mózg nie funkcjonuje. – Nie warto się zajmować tymi, którzy jedzą trawę – kończy prof. Rafalski.
Optymalni pogardzają kromką chleba, nazywaną racją oświęcimską. Instytut Żywności to, zdaniem dr. Kwaśniewskiego, organizacja przestępcza, gorsza od wojny. Jedynym czynnikiem łagodzącym ocenę jest fakt, że jego pracownicy nie odżywiają się optymalnie, a więc słabo myślą.

Doktor nasz opatrznościowy, doktor odnowy

Jak medycyna tłumaczy poprawę zdrowia i chudnięcie optymalnych? – Kiedy człowiek nie otrzymuje w pożywieniu węglowodanów, wykorzystuje glukozę z organizmu – tłumaczy dr Magdalena Białkowska z Instytutu Żywności i Żywienia. – To powoduje polepszenie samopoczucia, wręcz nastrój euforii. Zahamowany zostaje również apetyt i chudnie się nawet szybciej niż na diecie racjonalnej. Dieta uboga w węglowodany jest także moczopędna. Człowiek traci wodę, a myśli, że gubi kilogramy.
Dr Lucyna Ostrowska z Podlaskiego Ośrodka Leczenia Otyłości ostrzega, że u osób długo stosujących dietę w wątrobie kumuluje się witamina A, która uszkadza ten narząd. Wątrobę dobije też nadmiar żelaza.
Co czeka wielbiciela diety optymalnej? Lekarze wyliczają: kamica nerek, osteoporoza, to wszystko z braku wapnia. Poza tym możliwe jest zapalenie trzustki, organizm odczuje również brak witaminy C, miedzi i cynku. Rok po pozornej poprawie zdrowia zły cholesterol powinien znowu podskoczyć. Dr Ostrowska widziała już pacjentów, u których poziom cholesterolu został przekroczony kilkaset razy. Oznacza to starzenie w przyspieszonym tempie. Miażdżycę rozkręci brak kwasu foliowego.
Dr Ostrowska jest dziś najbardziej fachową recenzentką Kwaśniewskiego. Wytyka, że badania prof. Rafalskiego, te sprzed lat, ukończyło 15 osób, więc trudno mówić o sukcesie.
Prof. Ida Kinalska z białostockiej akademii medycznej uważa, że chorzy na cukrzycę mogą lepiej się poczuć, bo zjadają mniej węglowodanów. Poza tym niesie ich nadzieja. Jednak przyszłość to – w najdramatyczniejszych przypadkach – śpiączka. Dr Ostrowska dodaje, że każdy organizm inaczej reaguje na tłuste jedzenie. Jeden załamie się po roku, drugi po pięciu latach. – Pogorszenie stanu zdrowia nastąpi, tyle że nie wiadomo kiedy – tłumaczy. Jej zdaniem, Kwaśniewski posługuje się magią i demagogią, nie odpowiada na propozycje badań naukowych. Sami optymalni źle znoszą krytykę. Kiedy podważyła ich racje na „kongresie otyłościowym”, dzwonili z pogróżkami.
Jednak lekarze z przerażeniem dostrzegają dziś, że w całym procesie zdrowienia kompletnie lekceważy się odżywianie. Może Kwaśniewski słusznie przypomina, by pamiętać o odżywianiu?
W Instytucie Żywności i Żywienia nastroje są dużo mniej bojowe niż kilka lat temu. Na stronie internetowej placówki można odnaleźć sążniste i mało czytelne dla przeciętnego Polaka stanowisko profesorów w sprawie diety optymalnej, zakończone stwierdzeniem, że jest to „dieta niskokaloryczna o nieprawidłowym stosunku składników odżywczych. Jest skuteczna w terapii odchudzającej, podobnie jak inne diety niskokaloryczne. Polecana jako prawidłowy sposób żywienia dla ludzi zdrowych, a stosowana przez długie okresy może okazać się miażdżycorodna”.
Ani słowa o leczeniu cukrzycy i raka.
Małgorzata Białkowska z IŻiŻ tłumaczy, że dieta Kwaśniewskiego ukazała się w nakładzie większym niż „Harry Potter”, więc walka z nią jest bezsensowna. – Poza tym dieta to nie lek, trudno ją wycofać z użycia – mówi dr Białkowska. – Ostatnie lata to zalew najróżniejszych pomysłów na odżywianie. Trudno, żebyśmy walczyli ze wszystkimi.
Ze swej strony instytut propaguje zdrową żywność, a demokratyczne społeczeństwo wybiera, czy woli marchewkę, czy żółtka.

Muzykalny, niekaralny i do tego optymalny

– Nic z tego nie mam – zaznacza dr Kwaśniewski. Oczywiście, pisze książki i dostaje honoraria, ale nie ma nic ani z żywności optymalnej, ani z coraz liczniejszych ośrodków, które podpierają się jego autorytetem, nie dając mu złotówki w zamian. Pół biedy, gdy działalność ta toczy się w ramach Stowarzyszenia Bractw Optymalnych, które Kwaśniewski pobłogosławił, a we władzach zasiada jego syn, Tomasz. W tym celu syn skończył zootechnikę, a nie stomatologię, tak jak zamierzał. Żonę też sobie wybrał z rodziny optymalnej. Żeby nie było nieporozumień.
Gorzej, gdy ośrodek powstał na dziko. – Są Arkadie założone przez złych ludzi – wyjaśnia Barbara Kwaśniewska i dodaje, że nie stosuje się tam zasad diety, prądy selektywne są oszukane. Do tego zaleca się łykanie witamin (zgroza!) i dokonuje jakichś szamańskich badań składu włosa. – Ale to niedługo się skończy – zapowiada pani Kwaśniewska. – Nazwy Arkadia nigdy nie zastrzegliśmy, wkrótce jednak wyruszy komisja, która zabroni oszustom wykorzystywania autorytetu męża.

Dr Kwaśniewski z obrzydzeniem ogląda pismo „Optymalniak”. To też podróbka. Jedynie słuszną linię reprezentują dziennikarze z miesięcznika „Optymalni”. Ukrócić trzeba też działania tych, którzy na lewo drukują książki doktora. Ale najwięcej fałszywek jest wśród producentów żywności. W tej dziedzinie dr Kwaśniewski jest nadzwyczaj wymagający. Zakłady Mięsne w Krotoszynie długo zabiegały o jego znak firmowy. Pochwały zdobywa również chleb produkowany pod Poznaniem. Zamiast mąki i cukru jego podstawą są tłuszcz i białko. Powstaje z tego chleb biszkoptowy, prawie 7 zł za bochenek. Taniej się nie da, bo jest na maśle. Inny producent proponuje mazurek orzechowy i paluszki serowe.
Optymalni są z coraz większym entuzjazmem witani w restauracjach. Pewien klient, gdy zamówił dwa tłuste kotlety z małą surówką bez ziemniaków, usłyszał, jak kelnerka woła w głąb kuchni: „Dwa schabowe po kwaśniewsku zamawiam!”.
Jednak ciągle zdarzają się afery, np. takie jak z pewnym zakładem mięsnym, który przeszedł wszystkie badania, miał idealną „zawartość tłuszczu w tłuszczu”, ale w czasie zakupu kontrolowanego okazało się, że wędlina to dziwna masa z niedozwolonymi konserwantami. Odbieranie znaku firmowego szło opornie, bo masarz straszył, jak to bywa, gdy się traci duże pieniądze.
Jednak dietetycy z powątpiewaniem słuchają opowieści o restrykcyjnym przestrzeganiu diety. – Jedyna nadzieja w tym, że nawet najwięksi zwolennicy nie są w stanie jej przestrzegać – tłumaczy dr Białkowska. – Tylko dzięki odstępstwom jest mniej ofiar.

Śródtytuły pochodzą z piosenki Andrzeja Rosiewicza, napisanej na cześć diety optymalnej.


Zamiast kozetki
Prof. Jacek Leoński, socjolog z Uniwersytetu Szczecińskiego
Zwolennicy diety optymalnej tworzą kluby, spotykają się w swoich miejscowościach, bo stosowanie tej samej diety jest dla nich pretekstem do działania w społeczności lokalnej. Ludzie potrzebują aktywności, porozumienia, okazania więzi ze swoim miejscem zamieszkania. Wygrywają kluby optymalnych, bo politycy są bez szans. Ludzie nie chcą się skupiać wokół nich na żadnym szczeblu, także lokalnym.
Poza tym taki klub jest grupą wsparcia, zastępuje terapię psychologiczną. Ludzie, szczególnie starsi, czują się dziś opuszczeni, nie mają do kogo się zwrócić o pomoc. Dlatego chętnie zapisują się do takiego klubu, szczególnie, że są przekonani, iż robią dla siebie coś dobrego.


Miłość do tłuszczu, pogarda dla cukru
Filozofia diety sprowadza się do stwierdzenia, że człowiek należy do rodziny drapieżników. Powinien, tak jak one, czerpać energię z tłuszczu i białka oraz śladowych ilości węglowodanów. Tłuszcz, zdaniem dr. Kwaśniewskiego, jest także najlepszym lekarstwem na choroby przewlekłe np. cukrzycę. Jego spożywanie wzmacnia odporność, również odchudza. W tym ostatnim przypadku konieczne jest wprowadzenie pewnych ograniczeń, w innych obowiązują zasady: „Nie licz kalorii” i „Gdy jesteś głodny, jedz aż do nasycenia”.
Optymalni nazywają cholesterol „straszakiem XXI wieku”.
Dla stosujących dietę najtrudniejsze jest zachowanie właściwych proporcji. Na 1 gram białka powinno przypadać 2,5 grama tłuszczu i tylko 0,8 grama węglowodanów.
Symbolem produktów zakazanych jest jabłko, którego spożycie zakończyło się fatalnie już dla Adama i Ewy. Na liście negatywnej są także cukier, miód, ryż, chleb, kasza, warzywa i owoce o dużej zawartości węglowodanów (np. śliwki, gruszki, brzoskwinie, marchewka i buraki), groch, fasola, ciastka, kluski i wszelkie potrawy mączne. Należy dążyć do eliminacji soli, gdyż jest jej dostatecznie dużo w samej diecie. Zabronione są konserwanty i margaryna. Precz z soją i olejem rzepakowym.
Głównym składnikiem diety są żółtka (cztery na dobę), podroby, szpik, galarety mięsne, chrząstki, wieprzowina i tłuste rosoły. Z wędlin najlepszy jest salceson. Śmietana musi mieć 30% tłuszczu, z drobiu dozwolone są tylko gęś i kaczka. Ryby trzeba smażyć na smalcu. Trzeba pamiętać o smalcu gęsim i łoju, najlepiej okołonerkowym. Zalecane są tłuste sery. Nie wolno spożywać więcej niż 30 dkg warzyw na dobę, dozwolony jest jeden ziemniak, najlepiej w postaci frytek lub usmażony na łoju. Napoje – tylko niesłodzone.
Pierwsze informacje o żywieniu optymalnym dr Jan Kwaśniewski opublikował w 1971 r., czyli rok wcześniej, niż pojawiały się rewelacje dr. Atkinsa, który też postawił na tłuszcz, ale nie ograniczył tak drastycznie węglowodanów. Dziś dr Kwaśniewski nie znosi, gdy ktoś uważa go za „poprawionego Atkinsa”. Twierdzi, że rok przed śmiercią Amerykanin zwracał się do niego z prośbą o cenne uwagi.


Smakołyki optymalnych
* Centymetrowej grubości kotlet z karkówki obtoczyć dwukrotnie w jajku i bułce tartej. Usmażyć na dwóch łyżkach smalcu. Podawać z łyżką ziemniaków roztartych z tłuszczem spod kotleta.
* Dwie parówki okręcić plastrami boczku (5 dag) i podsmażyć na łyżce smalcu. Na pozostałym tłuszczu podsmażyć kromkę chleba. Popić herbatą bez cukru.


Trzy posiłki
Śniadanie: jajecznica z dwóch jajek na 5 dag boczku, dwa placki serowe zamiast chleba posmarowane grubo masłem, herbata gorzka.
Obiad: bulion z dwoma żółtkami, pieczeń wieprzowa z karkówki, marchewka zasmażana, frytki z jednego ziemniaka smażone na smalcu.
Kolacja: galaretka z nóżek wieprzowych, placki serowe.


Jak optymalni jedzą w restauracji
* Zupa rzadko spełnia ich wymagania. Proszą, by rozpuścić w niej dodatkowo kopiastą łyżkę smalcu ze skwarkami lub masła.
* Zamiast jajecznicy zamawiają coś, co określają jako żółtkownicę, czyli jedno jajko i cztery żółtka usmażone na dużej ilości masła.
* Zajadają się wątrobą wieprzową polaną smalcem, bez soli, do której pasuje mała porcja buraków odgrzanych na dużej ilości tłuszczu.
* Cenią szwedzki stół, bo z niego zawsze można wyjeść żółtka z jajek na twardo. Można też znaleźć boczek i żeberka.

Wydanie: 2004, 39/2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy