Refren „Musisz walczyć o swoje prawo do imprezowania” to naczelne hasło miłośników weekendowych atrakcji Sobota, chłodny wrześniowy wieczór, około godz. 23. Jadę ze znajomymi na Cypel Czerniakowski. Ma to być pierwsza, a zarazem ostatnia impreza organizowana wspólnie przez dwa bardzo popularne warszawskie miejsca: Miasto Cypel i Plac Zabaw przy Agrykoli, które na czas wakacji zapewniały mieszkańcom stolicy rozrywkę na wolnym powietrzu. Nasze oczekiwania są niemałe. W końcu sami organizatorzy na Facebooku zapowiadali, że tegoroczne pożegnanie lata będzie „pierwszym wspólnym rozpier…”. Plan jest prosty. Najpierw odwiedzamy Miasto Cypel, a później przenosimy się na Plac Zabaw. Po drodze mijamy zmierzające w tym samym kierunku kilkuosobowe grupki młodych, modnie ubranych ludzi. Na oko mają od 17 do 30 lat. Przeważają moi rówieśnicy – dwudziestolatki. Zachowują się różnie. Jedni rozmawiają spokojnie, drudzy są zdecydowanie głośniejsi. Łatwo rozpoznać, kto zorganizował sobie tzw. bifor (od ang. before), czyli spotkanie przed imprezą, którego celem jest wypicie kilku piw lub kieliszków wódki, żeby lepiej się bawić.Od kilku tygodni ci młodzi ludzie, chcąc nie chcąc, są stroną w dyskusji o warunkach współżycia mieszkańców miasta, która ogniskuje się wokół problemu ciszy nocnej. Iskrą zapalną stały się naloty straży miejskiej na popularną klubokawiarnię Warszawa Powiśle. Ich powodem, zdaniem strażników, były skargi mieszkańców. Wielu klientów otrzymało mandaty. Przez pewien czas nad tym miejscem wisiała groźba utraty licencji na sprzedaż alkoholu. W podobny sposób zaczęto kontrolować inne lubiane lokale, które organizowały rozrywkę w nocy. Mniej więcej w tym czasie zakomunikowano, że budynek, który wynajmuje klub Plac Zabaw, został sprzedany przez właściciela, czyli MPO, bez poinformowania najemcy. – Dziadki i miasto wypowiadają wojnę naszemu stylowi życia. Przeszkadza im to, że Warszawa, tak jak inne europejskie miasta, po zmroku zaczyna żyć! – skomentował sprawę jeden z moich towarzyszy, kiedy parkowaliśmy samochód. Wstęp za dychę Zbliżając się do wejścia na teren Miasta Cypel, napotykamy osoby dopijające własny alkohol. To oczywisty znak – ktoś stoi na bramce i sprawdza. W zasadzie żaden problem, i tak nie mamy nic swojego. Gorzej dla tych, którzy tego wieczoru wolą zaoszczędzić. A sądząc po grupkach skupiających się tuż przed wejściem, jest ich niemało. Jednak i nas spotyka rozczarowanie. – 10 zł – mówi bramkarz, kiedy właśnie mieliśmy go mijać. – Słucham? – pytamy niemal równocześnie. – No, wstęp kosztuje dychę od osoby – oświadcza, szczerząc zęby. Cwaniaczek. Nie jest to nasz pierwszy raz na Cyplu. Nigdy nie kazano nam płacić. Nie wyczytaliśmy też nigdzie wcześniej, że dzisiejszy „wjazd” będzie płatny. No trudno. Wchodzimy. Ogólna wesołość i atmosfera podniecenia mija wraz ze zbliżaniem się do baru i miejsca, w którym można potańczyć. Pusto. Może nie do końca, ale na pewno jest mniej ludzi, niż kiedy byliśmy tu ostatnio. Wrażenie potęguje rozległy teren Cypla. A przecież to wielkie pożegnanie! Nie tak to miało wyglądać, nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Grupka ludzi tańczy do muzyki granej przez Poiriera, kanadyjskiego didżeja. Trochę więcej osób przy barze. – Najpierw każą płacić za wejście, potem za piwo, a przecież tu się nic nie dzieje! Niedługo wszystkie fajne miejsca zamkną i zostawią te najnudniejsze. A ty płać, człowieku! – słyszę zza pleców oburzony głos jakiegoś chłopaka. Zaintrygowany pytam go o ocenę ostatnich wydarzeń. – Właśnie najgorzej jest w centrum. Tam w nocy nic się nie dzieje. To nie jest normalne. Przecież Warszawa to stolica kraju. Trzeba się liczyć z tym, że kiedy mieszka się w ścisłym centrum, to jest też głośniej niż gdzie indziej. Jeśli to się nie zmieni, zawsze będziemy postrzegani jako zaścianek. Nawet na tle innych polskich miast – odpowiada Tomek, 23-letni student geografii. – Coś ci opowiem. Pamiętam, jak była inauguracja fontann na Podzamczu. Ludzie świetnie się bawili. Kiedy pokaz się skończył, większość ruszyła w stronę Starówki. I co zastali? Pozamykane na głucho kawiarnie, puby i restauracje. Ci ludzie nie mieli co ze sobą zrobić. Moim zdaniem to właśnie na Starym Mieście jest najgorzej. Przecież to powinno być miejsce dla turystów. Miejsce
Tagi:
Wiktor Raczkowski









