Zabijają, żeby wywołać strach

Zabijają, żeby wywołać strach

Akcje terrorystyczne są coraz bardziej przerażające i coraz bardziej szalone, bo zobojętnieliśmy na zwykłe porwanie zakładników czy wybuch jednej bomby-pułapki „Będziecie jeszcze bardziej się bać”. Ta złowróżbna obietnica wyszła kilka lat temu z ust jednego z aresztowanych przez japońską policję liderów sekty Najwyższa Prawda. W połowie lat 90. to właśnie fanatycy religijni z Kraju Kwitnącej Wiśni pokazali światu, że szaleństwo w projektowaniu terrorystycznych zamachów nie zna żadnych granic. Podrzucone w tokijskim metrze fiolki sarinu, śmiercionośnej broni chemicznej, zabiły wielu ludzi. Po pierwszym ataku Najwyższej Prawdy miały nastąpić następne. Gdyby nieprzypadkowe odkrycie w korytarzach innej stacji tokijskiego metra palących się toreb z mieszanką tworzącą śmiercionośny siarkowodór, zginęłyby kolejne osoby. Już po schwytaniu terrorystów okazało się, że w (chorych?) umysłach japońskich fanatyków dojrzewały jeszcze straszniejsze pomysły. W tajnych laboratoriach próbowali oni wypróbować jad kiełbasiany w aerozolu. Wysłali też do afrykańskiego Zairu specjalną ekspedycję, której zadaniem było zdobycie szczepów wirusa Ebola, powodującego tzw. gorączkę krwotoczną, rozprzestrzeniającą się w gwałtowny sposób i zabijającą swoje ofiary w ciągu kilku dni. W kilka dni po hekatombie ofiar, jaką spowodowali szaleni piloci-terroryści, którzy wbili pasażerskie boeingi w dwie wieże nowojorskiego World Trade Center i budynek Pentagonu, okrutne pomysły Najwyższej Prawdy wydają się – być może – mniej złowrogie niż kiedyś. W wyniku działań japońskich fanatyków zginęło przecież nieporównywalnie mniej ludzi, sam plan użycia wirusa Ebola przeciwko niewinnym ludziom wydaje się ciągle pomysłem rodem z science fiction. Czy jednak na pewno? Podobno nie ma terrorystycznej zbrodni, która nie śniłaby się już w jakichś chorych – choćby z nienawiści do obecnego świata – umysłach. Gdy 26 grudnia 1994 r. francuskie siły specjalne opanowały na lotnisku w Marsylii airbusa Air France, uprowadzonego wcześniej z Algieru przez tamtejszych terrorystów z fundamentalistycznej organizacji islamskiej, śledztwo wykazało, że celem porywaczy było dokonanie eksplozji samolotu podczas przelotu nad centrum Paryża. Zamachowcy zastanawiali się, czy uderzyć w główną arterię miasta, Champs Elysee, czy może w wieżę Eiffela albo w dzielnicę gigantycznych wieżowców Defense. Kilka lat temu egipski pilot znajdował się za sterami potężnego pasażerskiego boeinga, który niespodziewanie spadł do morza tuż u amerykańskich brzegów. Do dziś nie ma stuprocentowej pewności, co naprawdę wydarzyło się na pokładzie samolotu. Eksperci wiedzą jedno – Egipcjanin walczył z drugim pilotem, niemal od startu usiłując rozbić pełną ludzi maszynę o ziemię, być może jeszcze nad miastami Wschodniego Wybrzeża USA. Kiedy jego boeing pikował szaleńczo ku ziemi, zamachowiec krzyczał: „Allach akbar” (Allach jest wielki). Zanim japońska Najwyższa Prawda podrzuciła zabijający przez płuca i skórę sarin w korytarzach metra, o możliwości ataków przy użyciu broni biologicznej, chemicznej i atomowej ostrzegali agenci różnych krajów infiltrujący międzynarodowe organizacje terrorystyczne. Opublikowany już w 1993 r., poufny raport amerykańskiego Urzędu Analiz Technologii ostrzegał, że znane są idee w grupach terrorystycznych, by użyć lekkiego samolotu typu cessna lub piper (jaki notabene rozbił się rok później w ogrodzie Białego Domu!) i zrzucić na Waszyngton np. 100 kg specjalnego preparatu, zawierającego bakterie wąglika i uśmiercić w ten sposób trzy miliony ludzi! Każdego oglądającego koszmarne sceny ataku na WTC i potem walenia się jego wież musi dręczyć pytanie, czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł dokonać takiego czynu? Przez znaczną część naszej najnowszej historii przywykliśmy bowiem do terrorystycznych zamachów, ale póki skala śmierci szła w dziesiątki czy nawet setki ludzi, łatwiej było się z czymś takim oswoić, zaakceptować, uznać – jak chcą zwolennicy terroru – że to po prostu inny, „tańszy” sposób prowadzenia wojny. Zawsze dotąd, jeśli w grę wchodziło porwanie samolotu z pasażerami, wydawało się, że w ślad za tym pójdą rokowania, targi z zamachowcami, że gdzieś będzie szansa na uratowanie potencjalnych ofiar. Tym razem takiej możliwości nie było. „Terroryści zmieniają taktykę. Już nie biorą zakładników, już nie negocjują. Zabijają, żeby wywołać strach”, powiedział w ubiegłym tygodniu jeden z ekspertów. To, co było kiedyś klasycznym celem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Świat