O prokuratorze Jerzym H. mówiło się na Śląsku – niezatapialny. Teraz grozi mu dziesięć lat więzienia Rybnik, ulica Wierzbowa. Elegancko, zielono i cicho, choć do centrum miasta zaledwie kilka minut piechotą. Domy zaczęły tu powstawać w połowie lat 90. Z pomocą Amerykanów. Nie były przesadnie drogie, choć dziś ich minimalną wartość trzeba szacować od 250-300 tys. zł wzwyż. Nie ma tu ludzi przypadkowych. Mają pozycję, dochody, własne firmy. Niby się znają, ale nie zawsze potrafią powiedzieć, czym zajmuje się ich sąsiad. Tak jak w tym konkretnym przypadku. – Może do dziś nie wiedziałbym, kto tam mieszka, gdyby nie gazety – mówi jeden z mieszkańców osiedla. – Normalna rodzina, dwóch dorastających synów. Gdyby nie samochody, nie rzucaliby się specjalnie w oczy. Ale on – srebrne bmw 540 z pierwszym numerem rejestracyjnym w Rybniku, ona – bmw 316, jeden z synów – seicento. Musiało im się bardzo dobrze powodzić. Myślałem, że to adwokat. Jerzy H. nie był adwokatem, lecz prokuratorem. Szefem Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, której podlegają prokuratury okręgowe w Katowicach, Bielsku i Częstochowie. Człowiekiem sukcesu, który urzędował w klimatyzowanym gabinecie ze skórzanymi fotelami na ulicy Wita Stwosza w Katowicach. Dziś siedzi w areszcie na Montelupich w Krakowie. Bond Jerzy H. na studiach prawniczych Uniwersytetu Śląskiego – zdolny, inteligentny, zadbany, elegancki, elokwentny. Nie mógł nie zrobić kariery. Kiedy nastają czasy pierwszej „Solidarności”, a na uczelniach powstaje Niezależny Związek Studentów, on zachowuje się nietypowo. Wiąże się z Socjalistycznym Związkiem Studentów Polskich i zostaje szefem tej organizacji na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego. Ma cechy lidera. Trafia do Stowarzyszenia „Ordynacka”. Bez problemów robi aplikację prokuratorską. Po zmianie ustrojowej przechodzi pozytywnie weryfikację. Młody, ambitny, znakomity organizator. Trochę problemów przysparzają mu lokalni działacze KPN. Ktoś wprowadził ich w błąd, że Jerzy H. to działacz ZMS. H. nie reaguje. Ale kiedy KPN-owcy zaczynają okupować dworzec w Katowicach, postanawia działać zdecydowanie. Wysyła policję. W Warszawie zyskuje przydomek „James Bond”. W 1993 r. funkcję szefa Prokuratury Wojewódzkiej w Katowicach traci Zygmunt Ogórek. Jerzy H. wprawdzie nie cieszy się poparciem senatora Leszka Piotrowskiego, ale za jego kandydaturą są lokalni działacze PC i ZChN. Nominację Jerzemu H. wręcza minister Chrzanowski. H. zostaje szefem prokuratury apelacyjnej. Katowicka prokuratura zyskuje opinię jednej z najlepszych w kraju. Prowadzi śledztwa w najpoważniejszych sprawach. Rozbija „Pruszków”, wyjaśnia okoliczności śmierci „Pershinga”, tu trafiają sprawy korupcji w poznańskiej policji i afera Colloseum. H. nie afiszuje się jednak w mediach. Polityków i biznesmenów przyjmuje w zaciszu swojego gabinetu. Podlega mu ponad 600 prokuratorów. Ogromna władza i wiedza. Jednocześnie H. nie kryje się z tym, że uwielbia luksus. Zmienia samochody. Najpierw jest ford, potem już tylko kolejne bmw. Ostatnie kupione za 280 tys. zł. I to dla żony – za 99 tys. zł. Niektórzy mówią, że miał jeszcze jedną słabość – alkohol. Były prezydent Katowic, Józef Makosz, podobno nawet poinformował o tym szefa odpowiednich służb. Ponoć skończyło się tak, że kłopoty zaczął mieć Makosz. O Jerzym H. mówiło się na Śląsku krótko – niezatapialny. Potrafił dogadać się z każdą władzą, z każdym ministrem sprawiedliwości. No i miał wyniki. – Miał charyzmę – mówi jeden z podwładnych Jerzego H. – Jego majątek zwracał uwagę, ale nikt z nas nie przypuszczał, że może pochodzić z nielegalnego źródła. Z drugiej strony, trudno uwierzyć, że został wrobiony. To niepojęte, żeby człowiek z takim doświadczeniem w branży, inteligentny popełnił tyle idiotyzmów. Aż tak zachłysnął się władzą? Wpadka Szczęśliwa gwiazda Jerzego H. zaczęła jednak gasnąć. Wieści o jego stanie posiadania dotarły do Warszawy. Najpierw minister Iwanicki, potem minister Kaczyński zarządzili postępowania wyjaśniające. W kwietniu ubiegłego roku w „Newsweeku” ukazał się materiał o prokuratorze H. Prokurator nie przekonał dziennikarzy, jak dorobił się majątku wartego kilkaset tysięcy, skoro on zarabia 10 tys. brutto, a żona 2 tys. Minister Barbara Piwnik zażądała wyjaśnień. H. ich nie udzielił, ale w wywiadzie radiowym powiedział, że sprawa została już zamknięta. Minister zareagowała natychmiast. Pismo dymisjonujące
Tagi:
Mirosław Nowak









