Premier Renzi założył się z obywatelami o powodzenie największej reformy instytucjonalnej w powojennej historii kraju Panteon włoskich premierów składa się z postaci niemal wyłącznie nietuzinkowych, choć często wybijających się niekoniecznie z powodu zdolności przywódczych czy dorobku politycznego. Skorumpowany Bettino Craxi uciekał przed prokuratorami aż do Afryki nawet w ostatnich latach życia. Kontrowersyjny, ale praktycznie nietykalny Giulio Andreotti na początku lat 90. zmonopolizował władzę w podobnym stopniu jak u nas Jarosław Kaczyński. Wreszcie Silvio Berlusconi – magnat telewizyjny i król skandali. Matteo Renzi, który dwa lata temu w wieku 39 lat obejmował stanowisko premiera, miał być przeciwieństwem poprzedników i większości szefów rządu Drugiej Republiki Włoskiej ustanowionej w 1994 r. Przeceniony? Młody (a na włoskie warunki nawet szokująco młody), dobrze prezentujący się w mediach i biegle mówiący po angielsku ekonomista z Florencji przejmował stery państwa pogrążonego w kryzysie, którego sytuacja nie odbiegała specjalnie od kondycji pozostałych krajów południa Europy. Coraz większy dług publiczny, rosnące bezrobocie, frustracja i masowa emigracja młodych, kurczący się przemysł i zapóźnienie technologiczne – zjawiska te można było wówczas przypisać do Hiszpanii, Portugalii czy Grecji. Renzi miał zostać herosem, który oczyści tę stajnię Augiasza, bez upokarzającego proszenia o finansowe kroplówki z Brukseli, Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Banku Światowego. Wielu rodaków miało nadzieję, że jako człowiek spoza układu, nieuwikłany w personalne sojusze polityczne (premierem został zaledwie trzy miesiące po objęciu funkcji sekretarza Partii Demokratycznej), Renzi nie będzie się oglądał na interesy ani potrzeby uprzywilejowanej klasy politycznej. W jego uśmiech i czysty życiorys uwierzyło zresztą wielu ekspertów za granicą – brytyjski „The Economist” uznał go za największy „młody talent Włoch”, wymieniając go przed reżyserem Paolem Sorrentinem i piłkarzem Markiem Verrattim. Rządy zaczął odważnie – wielu mówiło, że może nawet zbyt odważnie. Zapowiedział ograniczenie roli Senatu, pakiet reform mający rozruszać gospodarkę do poziomu nienotowanego w kraju od lat 70. i zmianę ordynacji wyborczej. I choć twardo obstawał przy swoich pomysłach, gospodarka na Półwyspie Apenińskim pogrążała się w stagnacji. Już po kilku miesiącach popularność premiera zaczęła maleć, a po dwóch latach z hojnego kredytu zaufania społecznego nie zostało prawie nic. Renziego pozytywnie ocenia jedynie ok. 22% Włochów. W dodatku ostro krytykuje politykę oszczędnościową Komisji Europejskiej, regularnie podróżuje do Moskwy i po cichu wrzuca na unijną agendę pomysły zniesienia sankcji wobec Rosji, w gestach triumfu ściska się z Aleksisem Tsiprasem czy liderami hiszpańskiego Podemos. Z reform w kraju wciąż nie rezygnuje – jest nawet w stanie zaryzykować karierę polityczną dla ich powodzenia. Po pierwsze, Senat Reforma Senatu od dawna była priorytetem Renziego. Pierwsze kroki podjął już w październiku, kiedy w bezprecedensowym głosowaniu senatorowie sami poparli rządową ustawę zamieniającą tę izbę w organ właściwie tylko doradczy, znacznie mniejszy i złożony niemal wyłącznie z samorządowców wybieranych w dwustopniowych głosowaniach w regionach. W bardzo złożonym i nieprzejrzystym procesie legislacyjnym, jaki obowiązuje we Włoszech, nie oznaczało to jednak zwycięstwa Renziego ani autorki ustawy, Marii Eleny Boschi powołanej do rządu właśnie w celu przeprowadzenia reformy ustrojowej kraju. Ponieważ tak daleko idąca zmiana uprawnień Senatu wymagałaby zmiany konstytucji, ustawa musiała najpierw wrócić do Izby Deputowanych, a potem zostać ponownie przyjęta przez Senat. Wreszcie musiałby ją poprzeć w referendum włoski naród. Biorąc pod uwagę długość tego procesu i możliwe przeszkody na drodze do jego powodzenia, można przyznać rację amerykańskiemu politologowi Robertowi Putnamowi, który pisał w latach 80. o Włoszech jako „niereformowalnym kraju wielkich reformatorów”. Mimo to Renzi dotarł już daleko – 20 stycznia 180 senatorów ponownie poparło reformę Boschi, przy 112 głosach sprzeciwu i jednej nieobecności. Następny krok będzie jednak znacznie trudniejszy. Do zmian ustrojowych, które obejmują również reformę ordynacji wyborczej i nowe reguły wyłaniania przedstawicieli regionów we władzach centralnych, Renzi będzie musiał przekonać całe społeczeństwo. Na początku stycznia w orędziu telewizyjnym zapowiedział, że jeśli w przewidzianym na październik referendum poniesie porażkę, nie tylko odejdzie ze stanowiska, ale i na zawsze wycofa się z aktywności politycznej. Żeby zrozumieć,
Tagi:
Mateusz Mazzini









