Zamach na Kuźnicę

Zamach na Kuźnicę

Będziemy tu siedzieć jak więźniowie na spacerniaku, z murem od zatoki i ekranami od morza, a nasi letnicy z nami, jeśli w ogóle przyjadą

27 marca na plaży w Kuźnicy pusto. Morze ryczy, wicher gna białe grzywy fal i pękate, ciemne chmury, z których sypie śniegiem. Nad Zatoką Pucką po drugiej stronie Półwyspu Helskiego cieplej i spokojniej. Na brzegu mężczyzna ustawia rybackie tyczki.

– Po co to jest robione? – pyta, nie przerywając pracy. – Obawiamy się, że ktoś chce postawić mur nad zatoką, żeby za nim budować hotele i pensjonaty i nas zabetonować. Chcą zrobić drugi tor, pociągi elektryczne puścić i nawieźć turystów. Już teraz wczasowiczów jest za dużo. Tu, gdzie stoimy, w tej części Kuźnicy, nazywanej Syberią, półwysep nie ma nawet 200 m szerokości. Po tym wąskim pasku biegną szosa na Hel, ciągle zakorkowana latem, i linia kolejowa, którą w sezonie pędzi kilkanaście pociągów dziennie. Ale to za mało, ma ich być kilkadziesiąt, a u nas, na Syberii, drugi przystanek kolejowy ma powstać i podstacja trakcji elektrycznej o mocy 3000 V, która będzie buczeć na okrągło. Boję się, że mogę zostać wysiedlony, bo przystanek ma być w pobliżu mojego domu. Moja rodzina w Kuźnicy mieszka od pokoleń, najstarszy pomnik na cmentarzu należy do moich przodków, ale mój głos się nie liczy. Dlaczego jest tak cicho o tej sprawie?

Mój rozmówca twierdzi, że zagrożenia powodziowego od strony zatoki nie ma i nigdy nie było. – Ani mój dziadek, ani mój ojciec o nim nie mówili. W 1983 r. woda przerwała półwysep, ale od strony morza, i to może się powtórzyć, jeśli naruszą wydmy i wytną drzewa pod linię kolejową – dodaje i odsyła mnie do sklepu. Jego właściciel jest w Stowarzyszeniu Miłośników Kuźnicy, które powstało cztery lata temu, żeby bronić mającej niespełna 600 stałych mieszkańców miejscowości.

W sklepie szefa nie zastaję, za to ekspedientka nie przebiera w słowach. – Pójdę z wnukami na spacer nad zatokę i co, będę patrzeć na mur? – pyta. – Zatoka została umocniona lata temu betonową opaską z kamieniami i to w zupełności wystarcza. Z tym drugim torem to też absurd. Czemu akurat u nas, gdzie jest najwęziej, a nie na polach przed Władysławowem? Tam jest miejsce na mijankę.

Prowadzi mnie na tyły sklepu, przy samym jego ogrodzeniu biegną obecne tory, kilka kroków za nimi wznosi się porośnięta nadmorską roślinnością wydma, za nią już plaża.

– Proszę spojrzeć, gdzie oni tu chcą zmieścić drugi tor? Jak on pójdzie? Przez wydmę? Nam się zabrania chodzić po wydmach, a 50 ciężkich pociągów dziennie ich nie naruszy? Do tego dojdzie hałas. Szynobusy, co teraz jeżdżą, są lekkie i ciche, ale dalekobieżne elektryki będą głośne – wylicza. – Podobno mają nam postawić ekrany, jak to zagraci krajobraz! Będziemy tu siedzieć jak więźniowie na spacerniaku, z murem od zatoki i z ekranami od morza, a nasi letnicy z nami, jeśli w ogóle przyjadą.

Jej zdaniem druga nitka torów, czyli poprawa przepustowości linii 213 Reda-Hel – jak oficjalnie nazywa się planowana inwestycja – nie rozładuje również korków. – Turyści dziś są wygodni, do mojego sklepu zaglądają, tylko jak im czegoś zabraknie, zakupy robią w dużych marketach, podjeżdżają samochodami i biorą zgrzewki towarów hurtem, oni pociągami tłuc się nie będą. Wreszcie czy warto wyciąć drzewa, naruszyć wydmy, które nas chronią, tylko ze względu na te dwa miesiące w roku, bo tyle trwa na półwyspie sezon? – pyta i dodaje, że najbardziej jej szkoda dzikich róż rosnących przy wydmach.

Zaglądam na otoczony z trzech stron lasem cmentarz z widokiem na zatokę. To chyba jedyny w Polsce cmentarz, na który wchodzi się przez kolejowe rogatki. Właśnie jedzie pociąg, więc czekam chwilę, aż podniosą się szlabany. Na nagrobkach twardo brzmiące kaszubskie nazwiska: Rotta, Dettlaf, Szomburg, Gojke, Struck, i bardziej miękkie: Muża, Konkol, Budzisz. Te ostatnie powtarzają się najczęściej.

Kobieta, którą spotykam, mówi, że wiele nazwisk już odchodzi w niepamięć. Jej przodek, właśnie Budzisz, budował w 1933 r. ceglany kościół w Kuźnicy, a dziś jest zapomniany. Chociaż moja rozmówczyni tu nie mieszka, nie podobają się jej planowane zmiany. – Ten las po lewej przy cmentarzu mieli wyciąć, bo miała tu powstać podstacja, ale ludzie się wykłócili i przeniesiono ją na koniec miejscowości. Chyba gmina trochę pokpiła sprawę, przespała, a teraz próbuje to naprawić. Tylko że może być już za późno – podsumowuje.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 15/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. Helena Leman

Wydanie: 15/2023, 2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy