Czy emigrant z Polski maczał palce w ataku na tunezyjską synagogę? Najpierw rozległa się ogłuszająca eksplozja. Zaraz potem wielka ściana ognia przedarła się przez portal zwieńczony trzema gwiazdami Dawida, pochłaniając sprzęty świątynne i ludzi. Przerażająca kula płomieni zawisła na kilka sekund pod sklepieniem najstarszej afrykańskiej synagogi. Kiedy zgasła, mrok pełnej sadzy i dymu sali modlitewnej rozświetlili płonący ludzie – jak przerażające żywe pochodnie. Niemieccy turyści umierali w męczarniach na tunezyjskiej wyspie Dżerba – pięknej, spokojnej, otoczonej lazurową wodą, uważanej za słoneczny raj na ziemi. Przybyli 11 kwietnia rano, aby zwiedzić słynną synagogę Al Ghriba, według tradycji, założoną w 586 roku p.n.e. przez izraelskich kapłanów, którzy zbiegli przed babilońskim najeźdźcą. Tu, w bramie świątyni, niespodziewanie spotkała przybyszów z Heilbronnu czy Berlina okrutna śmierć. Najciężej ranni nawet nie krzyczeli. Zataczali się tylko w stanie szoku. Gorąca fala wybuchu spaliła im włosy i brwi, zwęgliła ubrania. Piekielny żar dosłownie wtopił dziecko w usiłującego osłonić je ojca. Myśleliśmy, że wszyscy musimy tu umrzeć. To było jak scena z wojny w Wietnamie po ataku napalmowym, opowiadał jeden z ocalałych reporterowi magazynu Der Spiegel. Lżej ranni usiłowali gasić płonące ciała swych
Tagi:
Krzysztof Kęciek