Zwycięstwo socjalistycznego kopciuszka

Zwycięstwo socjalistycznego kopciuszka

Korespondencja z Paryża Po raz pierwszy we francuskiej Partii Socjalistycznej o wyborze kandydata na prezydenta zadecydował vox populi. Ségolčne Royal poparło 60% członków No i dokonało się – tym razem prorocze cyfry sondaży stały się ciałem, i to miłym dla oka ciałem 53-letniej (nie wygląda!) Ségolčne Royal. W czwartek, 16 listopada, 170 tys. członków Partii Socjalistycznej przy rekordowej, 82-procentowej frekwencji wypowiedziało się zdecydowanie za Ségolčne (60,62% głosów) jako oficjalną socjalistyczną pretendentką do fotela prezydenta Francuzów (wybory w kwietniu), podczas gdy jej przeciwnicy podzielili prawie równo pozostałe 40% – były minister gospodarki Dominique Strauss-Kahn 21%, a były premier Laurent Fabius 18%. Kontrowersyjne propozycje We współczesnej historii francuskiej polityki nigdy jeszcze rozgrywki wewnętrzne jednej formacji nie stały się obiektem tak wielkiego zainteresowania mediów i samych Francuzów – przez dwa miesiące morderczej debaty, skoncentrowanej przede wszystkim na Ségolčne, śledzono, analizowano i komentowano każde słowo kandydatów, a momentem kulminacyjnym stała się telewizyjna debata, którą analizowano bez końca na wszystkich kanałach i we wszystkich programach informacyjnych. Partia Socjalistyczna jako pierwsza przeżyła eksperyment „wewnętrznego zamachu stanu” – zamiast w sposób klasyczny, poprzez sieci wpływów, znajomości, obietnic i pogróżek wysunąć jedynego słusznego kandydata, władze doszły do wniosku, że można to zrobić również w sposób demokratyczny, dzięki vox populi, znajdującemu echo w sondażach. U socjalistów, tak jak w innych partiach, o wyborze partyjnych reprezentantów decydował dotychczas kongres, zdominowany przez skuteczne manipulacje takiej czy innej frakcji liderów, przeważnie starych wyjadaczy partyjnego aparatu. Tym razem jednak partyjne „słonie” nie mogły ignorować fali popularności, która nagle zaczęła wynosić Ségolčne Royal, towarzyszkę życia pierwszego sekretarza PS, François Hollande. W Partii Socjalistycznej nikt dotąd nie traktował jej poważnie – zaliczyła kilka mało eksponowanych stanowisk ministerialnych (zdrowie, szkolnictwo, status kobiet, środowisko), nie zabierała głosu podczas kongresów, nie wykazywała żadnego pociągu do partyjnych intryg i miała tylko jeden wyraźny tytuł do chwały: udało się jej w roku 2004, gdy Francję zalewała fala prawicy, zdobyć prezydenturę regionu Poitou-Charentes. W kraju, w którym przy każdej okazji wymachuje się chorągiewką z napisem: „ojczyzna praw człowieka i ostoja demokracji”, nie wypadało całkowicie ignorować głosów opinii publicznej, wymyślono więc formułę „akcji przedwyborczej”, która uświadomiłaby członkom partii (a przy okazji ogółowi Francuzów), że pani Royal to tylko nadmuchiwana lalka – wystarczy ukłuć ją szpilką prawdziwej kompetencji i wiedzy, aby pękła, wypuszczając z sykiem nagromadzone przez sondaże powietrze. Z gromady pretendentów wyłoniono dwóch najpoważniejszych przeciwników – reszta, w tym były premier Lionel Jospin, dała się przekonać do godnego opuszczenia areny – i rozpoczęto akcję oficjalnej demistyfikacji Ségolčne. Niekończące się spotkania z sympatykami, ściskanie rąk i podbijanie serc, przemowy i biesiady wokół choucroute (tutejsza odmiana bigosu) pozwoliły zaistnieć dwóm panom, o których opinia publiczna zapomniała prawie zupełnie. Akcji w terenie towarzyszyła kampania medialna, w której roztrząsano prawie każdą, mniej lub bardziej oryginalną, propozycję Ségolčne. Dziennikarze wystrzegali się wygłaszania bezpośrednio krytycznych opinii, robili to za nich zaproszeni do debaty socjalistyczni politycy. Praktycznie każdy tydzień przynosił nową „rewelację”. Zaczęło się od jej dążeń do wprowadzenia „wojskowego porządku” (ojciec Ségolčne to pułkownik francuskiej armii), czyli propozycji otoczenia młodocianych przestępców strukturą wojskową, która zastąpiłaby więzienie i wdrożyła ich do pracy, ucząc dyscypliny i porządku (skąd my to znamy?). „Poślizg prawicowy”, „odbicie w kierunku Sarkozy’ego” (prawicowego ministra spraw wewnętrznych i kandydata na prezydenta), „tendencja do militaryzacji przedmieść” i „inspiracja przykładem Pinocheta” – oceniali zaszokowani komentatorzy. Następne zdanie na temat kontroli świadczeń socjalnych rodzin młodocianych przestępców zainspirowało porównania do Le Pena – szefa ekstremalnie prawicowego Frontu Narodowego. Padł werdykt nie do podważenia: „Ta kobieta jest po stronie prawicy, z socjalizmem nie ma nic wspólnego”. Oczywiste, tym bardziej że Ségolčne krytykuje „małą skuteczność socjalną 35-godzinnego tygodnia pracy” i wyraża podziw dla Tony’ego Blaira. Royal chciałaby skończyć z terytorialnym przywiązaniem ucznia do określonych szkół, pozwalając na większą wolność wyboru, co wydaje się kolejnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2006, 48/2006

Kategorie: Świat