Czyja Ameryka?

Czyja Ameryka?

W debatach z Kerrym koronny atut Busha: sukcesy w wojnie z terroryzmem, uległ poważnemu zużyciu Alex Storożyński, laureat nagrody Pulitzera, redaktorem naczelnym „am New York” – Jesteś szeroko znany w Stanach z akcji uświadamiania elitom politycznym, że Polska jest tu traktowana niewdzięcznie i nieadekwatnie do zaangażowania sojuszniczego. Twierdzisz, że Polacy powinni przyjeżdżać do Ameryki bez wiz, uczestniczyć w kontraktach na odbudowę Iraku. Przypominając o powstawniu warszawskim w „am New York”, bulwersowałeś porównaniem, że każdego dnia ginęło w nim więcej ludzi niż 11 września 2001 r. w Ameryce, i karciłeś mylenie go z powstaniem w warszawskim getcie. Czy wyrazistość poglądów lokuje cię jakoś w tych wyborach prezydenckich? – Nie jestem ani republikaninem, ani demokratą. Jestem niezależny. Z kolei ta moja niezależność nie obejmuje moich korzeni, mego pochodzenia. Jestem Amerykaninem, ale tylko dlatego, że… Hitler napadł na Polskę. Gdyby nie II wojna, urodziłbym się nie w rodzinie polskiego kombatanta emigranta w USA, ale w Polsce. Dlatego staram się być nieobojętny wobec Polski, która jest też ojczyzną moich rodziców i mojej żony. Co do wyborów w USA, nie ignoruję faktu, że będąc prezydentem 194 mln ludzi zamieszkujących ten kraj, jest on też prezydentem 10 mln Polaków na tej ziemi. Od jego polityki zaś mogą zależeć pośrednio losy 38 mln Polaków w Polsce. Nie jestem od tego niezależn, są to ważne sprawy. – Czy twój sukces zawodowy, kierowanie dużą gazetą nowojorską, nagroda Pulitzera, pomagają niezależności? – Niewątpliwie tak. Zdobywca Pulitzera może łatwiej tłumaczyć, dlaczego uważa, że Ameryka krzywdzi Polskę, niż inny Polak w Stanach lub nawet inny dziennikarz w tym kraju. Może to robić szerzej i głośniej. Jest słuchany przez większą liczbę osób. Może swobodniej formułować poglądy. Przez to jest bardziej niezależny. – Jeden z książąt Kościoła rzymskokatolickiego w USA, abp Charles J. Chaput, ordynariusz diecezji w Denver, oświadczył, iż jedyną możliwością uczestniczenia w wyborach prezydenckich w duchu wiary jest niedopuszczenie do urzędu… katolika Johna Kerry’ego poprzez oddanie głosu na metodystę George’a Busha. Głosowanie na Kerry’ego – zdaniem arcybiskupa – będzie grzechem wymagającym wyspowiadania się przed przystąpieniem do komunii świętej. Dlaczego? Kerry nie sprzeciwia się aborcji, badaniom na komórkach macierzystych ani związkom homoseksualnym, co dyskredytuje go jako kandydata na prezydenta w oczach katolików. Promuje kulturę śmierci. Podzielasz ten pogląd? – Odbieram go ze zdumieniem. Także jako katolik i wychowanek szkoły katolickiej. Przede wszystkim nie jest tak, że Kerry to zwolennik aborcji. Uważa on ją za zło, przeciwny jest natomiast regulowaniu kwestii sumienia, w jakich lokuje się decyzja kobiety poprzez ustawodawstwo państwowe. Badania nad komórkami macierzystymi pod ścisłą kontrolą mogą prowadzić do pokonania wielu śmiertelnych chorób, i tego nie da się zignorować. Kerry nie jest zwolennikiem legalizacji małżeństw w obrębie tej samej płci, ale to nie znaczy, że ma opowiadać się za ściganiem odmienności. Przypominam, że mamy XXI wiek. Równocześnie biskupowi nie przeszkadza, że drugi kandydat jest zwolennikiem kary śmierci, którą potępia papież Jan Pawel II, wielokroć bezskutecznie apelujący do Busha o łaskę dla skazywanych na śmierć w Teksasie za jego gubernatorowania, nawet w przypadku upośledzonych umysłowo czekających na wykonanie wyroku. Nie przeszkadza biskupowi, że ten sam kandydat dopuszcza do sprzedaży broń automatyczną, która zbierała tragiczne żniwo na ulicach amerykańskich. Jeżeli Kerry sprzyja „kulturze śmierci”, nie zapowiadając karania aborcji, to czemu sprzyja Bush, otwarcie popierając zabijanie za karę? Co służy tej kulturze bardziej? Dopuszczenie do badań nad komórkami macierzystymi czy do sprzedaży chińskich „kałasznikowów” po 100 dol.? Czy jest grzechem rzucanie bomb na Irak? Czy było grzechem torturowanie w więzieniu Abu Ghraib? Biskup nie może wybierać sobie lepszych czy gorszych grzechów bez „narażania” się na to, że będą go za to oceniać wierni. Myślę, że wielu z nich nie ma kłopotu z oceną. Wskazywanie przez biskupa, na kogo głosować, trudno uznać za logicznie umotywowane religijnie. – Nie sugerujesz chyba motywacji politycznej? Sam abp Charles J. Chaput zaprzecza temu, zapewniając: „Nie jesteśmy z Republikanami. To oni są z nami!” – Katolicy to czwarta część elektoratu amerykańskiego. Kandydat każdej partii rad byłby rzec: ” Nie jesteśmy z katolikami. To oni są z nami!”. Katolicy na szczęście posiadają swój rozum i wiedzą, co robią. Kiedy kandydował John F. Kennedy, protestanci krzyczeli: „On będzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 43/2004

Kategorie: Świat